Ponure Mosiezne Cienie - COOK GLEN, Ebooki w TXT
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Glen CookPonure Mosiezne CieniePrzelozyla Aleksandra JagiellowiczDetektyw Garret - tom piatyIFiu! W co ja sie pakuje!Przez cztery tygodnie mielismy snieg, ktory by siegal po pas wysokiemu mamutowi, a potem nagle zrobilo sie goraco i wszystko stopilo sie szybciej, niz zdolasz wypowiedziec slowo "klaustrofobia". Wychynalem wiec na zewnatrz, zeby sobie pobiegac. Bieglem, roztracajac ludzi i co chwila walac sie w glowe, bo dziewczyny zaczely wlasnie rozprostowywac nogi A ja od czasu, gdy zaczal padac snieg, nie widzialem ani jednej przyzwoitej babskiej podstawy.Bieganie i Garrett? Alez tak, szesc stop i dwa cale oraz dwiescie funtow - poezja ruchu. W porzadku, moze kiepska ta poezja, przyciezka, no ale juz zaczynam chwytac. Za kilka tygodni bede znowu chudy i zlosliwy, jak wtedy, gdy mialem dwadziescia lat i sluzylem w Marines. A swinie beda mi smigac kolo uszu jak sokoly.Trzydziestka to niewiele dla kogos, kto ma piecdziesiatke, ale jesli od kilku lat twoim glownym zajeciem jest lenistwo, brzuch staje sie nieco mniej twardy niz deska, kolana trzeszcza, a ty dostajesz zadyszki i palpitacji w polowie schodow, zaczynasz sie zastanawiac, czy nie pomyliles dziesiatki z dwudziestka, albo czy nie zaczales liczyc z niewlasciwej strony. No i naszlo mnie. Paskudny przypadek goraczkowej potrzeby dzialania.A zatem zaczalem biegac. I podziwiac scenerie. I dyszec, i zipac, i myslec sobie, ze moze jednak powinienem machnac reka i oddac sie do domu starcow w Bledsoe. Niewesolo, oj, niewesolo.Saucerhead mial lepszy pomysl. Siedzial na ganku mojej chalupy, z dzbanem, ktorego zawartosc Dean pracowicie uzupelnial. Za kazdym razem, kiedy przebiegalem przed jego nosem, zazywal ruchu, unoszac odpowiednia liczbe palcow, by mi pokazac, ile okrazen przetrwalem bez zawalu.Ludzie obijali sie o mnie i kleli. Ulica Macunado od pasa w dol i w gore roila sie od karlow i gnomow, ogrow i chochlikow, elfow i innych takich tam, nie wspominajac o wszystkich ludziach z sasiedztwa. Golebie nie mialy gdzie latac, bo wrozki i rusalki krecily osemki nad glowami. Kto zyw w TunFaire wylegl na ulice, jesli nie liczyc Truposza. A i ten przebudzil sie po raz pierwszy od wielu tygodni, laskawie dzielac ogolna euforie.Cale cholerne miasto bylo na poteznym haju. Wszystkich jakby ogarnelo szalenstwo. Nawet ludzie-szczury sie usmiechali.Minalem rog Zaulka Czarownikow, pompujac kolanami i wymachujac lokciami. Wytrzeszczalem slepia w nadziei, ze Saucerhead nagle zglupieje i straci rachube o kilka okrazen na moja korzysc. Nic z tego. No, moze czesciowo. Pokazal mi dziewiec paluchow i uznalem, ze chyba nie lze za bardzo. A potem zamachal reka i wskazal mi na cos. Chcial chyba, zebym spojrzal w tamta strone. Scialem zakret, przeprosilem calujaca sie pare, ktora mnie nawet nie zauwazyla, i wbieglem na schody ze sprezystoscia mokrej szmaty. Objalem wzrokiem tlum. - No?-Tinnie.-Aha. - Coz, faktycznie. Moja dziewczyna, Tinnie Tate, zawodowy rudzielec. Byla wciaz po drugiej stronie ulicy, w kuszacej letniej gotowosci bojowej, a gdziekolwiek przeszla, faceci zatrzymywali sie i wybaluszali galy. Byla goraca jak plonacy dom, ale tysiac razy oden ciekawsza.-Powinni tego zabronic.-Pewnie tak jest, ale kto by sie dzis przejmowal prawem?Obdarowalem Saucerheada uniesieniem brwi. To calkiem nie w jego stylu.Tinnie wlasnie skonczyla dwadziescia lat, malenstwo, ale bioderka miala wystarczajaco wystarczajace i umieszczone na odpowiedniej podstawie. Na widok jej piersi martwy biskup wyskoczylby z grobu i zaczal wyc do ksiezyca. I miala cale mnostwo dlugich, rudych wlosow. Wiatr targal nimi tak, jak ja mialem nadzieje to zrobic za kilka minut, jesli udaloby mi sie pozbyc Saucerheada i Deana, a Truposza namowic na mala drzemke.Ujrzala, jak sie na nia gapie i dysze, pomachala mi reka na przywitanie. Wszyscy faceci na ulicy Macunado natychmiast mnie znienawidzili. Podziekowalem im za to promiennym wyszczerzem.-Nie mam pojecia, jak ty to robisz, Garrett. - Saucerhead pokrecil glowa. - Takie paskudne rylo, maniery wodnego bizona. Po prostu nie rozumiem.Kochany kumpel. Wstal. Wrazliwy gosc, ten Saucerhead Tharpe. Doskonale wie, kiedy facet chce zostac z dziewczyna sam na sam. A moze po prostu chcial ja zatrzymac i ostrzec, ze marnuje czas na takie paskudne rylo jak ja.Paskudne? Co za oszczerstwo. Fakt, dostalo sie nieraz po gebie w ciagu paru ostatnich lat, ale wszystkie jej elementy trzymaly sie w przyblizeniu na wlasciwych miejscach. Nie odrzuca mnie. kiedy na nia patrze w lustrze, no chyba ze na kacu. Ma charakter.Zlapalem moj kubek i pociagnalem potezny haust, zeby uzupelnic brakujace plyny w organizmie. W tej samej chwili jakis ciemnoskory, lasicowaty gosc o zlepionych czarnych wlosach i cienkim wasiku zlapal Tinnie za podbrodek. Druga reke mial niewidoczna za Jej plecami, ale nie mialem watpliwosci, co robi.Saucerhead tez nie. Zaryczal jak raniony bizon i ruszyl z ganku. Butami nawet nie dotykal stopni. Gnalem, depczac mu po pietach i warczac jak szablozeby, ktoremu podpalili ogon. W oczach mialem lzy, tak ze nie widzialem, co tratuje.A jednak nie zdeptalem nikogo. Saucerhead utorowal mi droge. Ciala fruwaly mu spod nog. Niewazne, czy mialy dwie, czy dziesiec stop wzrostu. Kiedy Saucerhead dostaje szalu, nic nie jest w stanie go powstrzymac. Kamienne mury zaledwie go spowalniaja.Kiedy dobieglismy, Tinnie lezala na ziemi. Ludzie rozbiegli sie na boki. Nikt nie chcial znalezc sie w poblizu dziewczyny z nozem w plecach zwlaszcza, kiedy w jej strone bieglo dwoch szalencow.Saucerhead nawet nie zwolnil kroku. Ja tak. Opadlem na jedno kolano obok Tinnie. Podniosla wzrok. Nie wygladala na cierpiaca, tylko tak jakos smutno. W oczach miala lzy. Wyciagnela reke. Nie odezwalem sie. O nic nie pytalem. Nie pozwalalo mi na to scisniete gardlo.Nagle pojawil sie Dean. Nie wiem, skad wiedzial. Moze przez to nasze wycie. Przykucnal obok.-Wezme ja do srodka, panie Garrett Moze Jego Koscistosc raczy pomoc. Pan musi zrobic to co nalezy.Wymamrotalem cos, co brzmialo bardziej jak jek niz cokolwiek innego i zlozylem Tinnie w jego chudych, starczych ramionach. Nie byl atleta, ale wytrzymal.Wystartowalem w slad za Saucerheadem.IITharpe mial cala szerokosc ulicy przewagi, ale szybko go doganialem. Nie myslalem. On myslal. Biegl rowno, dopasowujac swoj krok do tempa mordercy, moze sledzac, dokad go zaprowadzi. Mnie to nie obchodzilo. Nic mnie nie obchodzilo. Nie rozgladalem sie, zeby sprawdzic, co sie dzieje na ulicy. Chcialem dorwac tego nozownika tak bardzo, ze prawie czulem w ustach smak jego krwi.Wreszcie dognalem Saucerheada. Zlapal mnie za ramie, przytrzymal i sciskal tak dlugo, az bol troche mnie otrzezwil. Kiedy wreszcie spojrzalem na niego przytomniej, pokazal mi cos, wymachujac ramionami.Zalapalem. I to juz za pierwszym razem. Chyba staje sie z wiekiem coraz inteligentniejszy.Chudzielec nie znal drogi. Probowal tylko uciec. W starym TunFaire nie ma zbyt wielu prostych ulic. Wija sie, jakby ukladalo je stado pijanych goblinow oslepionych sloncem. A facet trzymal sie Macunado nawet wtedy, kiedy minelismy punkt, gdzie zmienia nazwe na Arlekin, a potem zweza sie i znowu zmienia nazwe na Aleje Dadville.-Spadam. - Scialem na prawo, w alejke, przebieglem ja, wpadlem w zaulek, wcisnalem sie w waski przesmyk miedzy domami, wdeptalem w zielsko kilku ludzi-szczurow, paru zalanych w trupa ludzi, po czym znow wyprysnalem w Aleje Dadville, w miejscu gdzie zamyka ona lagodna, szeroka petle wokol Dzielnicy Pamieci. Ruszylem na druga strone ulicy i zawislem na balustradzie. Czekalem, zdyszany, zziajany, ale szczesliwy, bo, do cholery, wystarczylo mi kondycji.Bylem gotow.Wlasnie nadbiegali. Wasaty chudziak gnal na oslep, smiertelnie przerazony, staral sie tak mocno, ze byl slepy na wszystko. Slyszal tylko, ze dudnienie stop za jego plecami zbliza sie.Podpuscilem go, wyszedlem na ulice, podstawilem mu noge. Polecial szczupakiem, przetoczyl sie tak, jakby kiedys uczyl sie padow, wstal z calym impetem i lup! Wpadl wprost na koryto pelne wody, z rozpedem przelecial przez krawedz i plasnal az milo.Saucerhead zajal stanowisko z jednej strony koryta. Ja z drugiej. Tharpe dal mi po lapie. Moze i lepiej - bylem zbyt zdenerwowany.Zlapal typa za tluste czarne kudly i wsadzil pod wode, wyciagnal i stwierdzil:-Taki jestes zadyszany, ze dlugo nie wytrzymasz pod woda. - Znow podtopil wasacza, znow go wyciagnal. - Ta woda bedzie coraz zmniejsza. Bedziesz to czul i wiedzial, ze, kurde, nic nie mozesz na to poradzic.Zaledwie dyszal, wszarz cholerny. Gosc w korycie rzezil i prychal jeszcze gorzej ode mnie.Saucerhead znow wepchnal mu leb pod wode i wyciagnal na ulamek sekundy przedtem, nim tamten wypil polowe.-Opowiadaj, czlowieczku. Co ci sie stalo, ze dziabnales te dziewczynke?Pewnie by odpowiedzial, gdyby mogl. Nawet probowal, ale byl zbyt zajety lapaniem tchu. Saucerhead podtopil go raz jeszcze. Wynurzyl sie, chapnal haust powietrza.-Ksiega... - zaszlochal. Znow sie zachlysnal... i byl to jego ostatni oddech.-Jaka ksiega?! - ryknalem.Strzalka z kuszy utkwila w gardle chudego. Druga stuknela o koryto, trzecia przebila rekaw Saucerheada. Tharpe przeskoczyl koryto i przygniotl mnie do ziemi. Dwie, moze trzy kolejne strzalki ze swistem przelecialy nad naszymi glowami.Tharpe wcale nie dbal, zeby mi bylo wygodnie. Wystawil na chwile glowe.-Kiedy z ciebie zejde, gnaj do tych drzwi. - Bylismy o jakies osiem stop od wejscia do knajpy. Wtedy wydawalo sie, ze to cala mila. Jeknalem, bo nic innego nie moglem z siebie wydobyc, przygnieciony taka kupa miecha.Saucerhead odtoczyl sie na bok. Pozbieralem sie, ale wlasciwie nie udalo mi sie wstac. Podwinalem tylko nogi i rece pod siebie i dlugim nurem rzucilem sie w strone drzwi, wioslujac konczynami jak pies. Saucerhead deptal mi po pietach.-Chlopie, ale sie wpakowali - szepnale...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]