Potocki Jan - Rękopis znaleziony w Saragossie t.1, E-BOOKI, Nowe (h - 123)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
Jan Potocki
Rękopis
znaleziony w Saragossie
1
1
Przedmowa
Jako oficer wojsk francuskich uczestniczyłem w oblężeniu Saragossy
1
. W kilka dni po
zdobyciu miasta, zapuściwszy się w dość odległą dzielnicę, zwróciłem uwagę na niewielki,
ładnie zbudowany domek, którego, jak mi się zrazu zdawało, Francuzi nie zdążyli jeszcze
splądrować.
Zdjęty ciekawością, zbliżyłem się i zastukałem w drzwi. Okazało się, że nie są zamknięte,
pchnąłem je więc lekko i wszedłem do środka. Wołałem, szukałem – nie znalazłem nikogo.
Odniosłem wrażenie, że wnętrze ogołocone jest z cenniejszych przedmiotów; na stołach i w
szafach pozostały jedynie błahe drobiazgi. Tylko na podłodze, w kącie, zauważyłem kilka
zapisanych zeszytów. Przejrzałem ich zawartość. Był to rękopis hiszpański; jakkolwiek
bardzo słabo znałem ten język, to przecież zdołałem pojąć, żem znalazł rzecz zajmującą:
rękopis zawierał historie o kabalistach, zbójcach i upiorach. Lektura niezwykłych opowieści
zdała mi się nader stosowną dla oderwania umysłu od trudów wojennej wyprawy.
Osądziwszy, że rękopis utracił na zawsze prawowitego właściciela, bez wahania wziąłem go
ze sobą.
Po pewnym czasie zmuszeni byliśmy opuścić Saragossę. Nieszczęściem znalazłem się z
dala od głównego korpusu armii i wraz z moim oddziałem wpadłem w ręce nieprzyjaciela.
Mniemałem, że wybiła moja ostatnia godzina. Gdy dotarliśmy tam, dokąd nas prowadzono,
Hiszpanie zaczęli odbierać nam nasze rzeczy. Prosiłem o pozwolenie zatrzymania jednego
tylko przedmiotu, który zresztą nie mógł przedstawiać dla nich żadnej wartości, a mianowicie
znalezionego przeze mnie rękopisu. Początkowo robili mi niejakie trudności, na koniec
zwrócili się o radę do kapitana. Ten, rzuciwszy okiem na zeszyty, osobiście mi podziękował
za ocalenie dzieła; do którego przywiązywał wielką wagę, rękopis bowiem zawierał historię
jednego z jego przodków. Wyjaśniłem, w jaki sposób wszedłem w posiadanie cennych
zeszytów. Hiszpan wziął mnie do swej kwatery, dobrze się ze mną obchodził i zatrzymał na
dłuższy pobyt. Uproszony przeze mnie, tłumaczył rękopis na język francuski, ja zaś wiernie
zapisywałem jego słowa.
1
uczestniczyłem w oblężeniu Saragossy – podczas wyprawy wojsk napoleońskich do Hiszpanii zdobyto
Saragossę po dwumiesięcznym oblężeniu w lutym 1809 r.
2
Dzień pierwszy
Hrabia Olavidez
ñ
ñ jeszcze nie był sprowadził osadników do gór Sierra Morena. Strome to
pasmo, które oddziela Andaluzję od Manszy, zamieszkiwali wówczas kontrabandziści,
rozbójnicy i kilku Cyganów, o których mówiono, że pożerają ciała zabitych wędrowców. Stąd
nawet poszło hiszpańskie przysłowie: Las gitanas de Sierra Morena quieren
carne de hombres
2
. Nie dość na tym. Podróżny, który odważył się zapuścić w tę dziką
okolicę, napastowany bywał, jak mówiono, przez tysiączne okropności, na których widok
drżała najzimniejsza odwaga. Słyszał płaczliwe głosy mieszające się z hukiem potoków, śród
poświstu burzy mamiły go błędne ogniki, a niewidzialne ręce popychały w bezdenne
przepaście.
Wprawdzie można było czasami znaleźć na tej strasznej drodze jaką ventę, czyli samotną
gospodę, ale duchy, bardziej diabelskie niż sami oberżyści, zmusiły tych ostatnich do
ustąpienia im miejsca i oddalenia się w kraje, gdzie jedynie głos sumienia przerywał im
spoczynek, a – z dwojga złego jedno wybierając – oberżyści woleli z tym drugim mieć do
czynienia. Gospodarz z Andujar świadczył się św. Jakubem z Komposteli
3
, że w
opowiadaniach tych nie ma żadnego fałszu; dodał nawet, że pachołki Świętej Hermandady
4
zawsze wymawiają się od wycieczek w góry Sierra Morena, podróżni zaś jeżdżą na Jaen lub
Estremadurę.
Odpowiedziałem mu na to, że taki wybór może przypadać do smaku podróżnym
zwyczajnego rodzaju, ale gdy król don Filip V
5
raczył zaszczycić mnie godnością kapitana w
gwardii wallońskiej
6
. święte prawa honoru nakazują mi udać się najkrótszą drogą do Madrytu,
chociażby była ona zarazem najniebezpieczniejsza.
– Młody panie – odparł gospodarz – Wasza Miłość dozwoli mi zwrócić uwagę, że jeżeli
król zaszczycił was stopniem kapitana, zanim najlżejszy mech nie uczynił tego samego
zaszczytu brodzie Waszej Miłości, słusznym byłoby przede wszystkim dać dowody
roztropności, tym bardziej że skoro złe duchy raz się do jakiego miejsca przywiążą...
Byłby mi jeszcze więcej nabredził, ale spiąłem konia ostrogami i wtedy dopiero
zatrzymałem się, gdym sądził, że mnie już słowa jego nie dojdą. Natenczas, obróciwszy się,
2
Las gitanas... (hiszp.) – zdanie to ma sens dwuznaczny: „Cyganki z Sierra Moreny czują pociąg do
ludzkiego mięsa” lub „do męskich ciał”.
3
Św. Jakub z Komposteli – cieszył się w Hiszpanii znaczną popularnością. Jego imię (w brzmieniu
hiszpańskim: Santiago) było zawołaniem wojennym w bitwach z Maurami (IX– XV w.), a miejsce rzekomego
grobu apostoła, który według legendy nauczał w Hiszpanii i pochowany został w Komposteli, stanowiło obok
Jerozolimy i Rzymu najbardziej uczęszczany ośrodek pielgrzymkowy Średniowiecza.
4
Święta Hermandad (hiszp. „bractwo”) – w XV–XVIII w. rodzaj policji, działającej w rejonach wiejskich
całej Hiszpanii (miasta miały własne straże porządkowe).
5
Filip V – panował w Hiszpanii w latach 1700– 1746.
6
W gwardii wallońskiej – Wallonowie zamieszkują południową Belgię, która znajdowała się pod
panowaniem hiszpańskim do roku 1714.
3
dostrzegłem go wywijającego rękami i wskazującego mi drogę na Estremadurę. Służący mój
Lopez i mulnik Moskito spoglądali na mnie litościwym wzrokiem, który zdawał się
potwierdzać przestrogi oberżysty. Udawałem, jakobym nic z tego nie rozumiał, i zapuściłem
się między zarośla, tam gdzie później założono osadę nazwaną La Carlota.
Nie miejscu, gdzie dziś stoi dom pocztowy, znajdowało się wówczas schronienie, dobrze
znane mulnikom i nazwane przez nich Los Alcornoques, czyli Korkowe Dęby, ponieważ dwa
piękne drzewa tego rodzaju ocieniały obfite źródło, ocembrowane białym marmurem. Była to
jedyna woda i jedyny cień, jaki można było napotkać od Andujar aż do gospody Venta
Quemada, obszernej i wygodnej, chociaż wystawionej pośród pustyni. Właściwie mówiąc był
to stary zamek mauretański
7
, który margrabia Peña Quemada kazał wyporządzić i stąd
nazwano go Venta Quemada. Margrabia wynajął go następnie pewnemu mieszczaninowi z
Murcji, który tu założył najznaczniejszą na całym trakcie gospodę. Podróżni więc wyjeżdżali
rano z Andujar, spożywali w Los Alcornoques zapasy, jakie ze sobą przywieźli, i udawali się
na nocleg do Venta Quemada. Tam często przepędzali następny dzień, ażeby przygotować się
do przebycia gór i zaopatrzyć w nowe zapasy.
Taki był plan i mojej podróży.
Ale właśnie gdy zbliżaliśmy się do Korkowych Dębów i wspominałem Lopezowi o
potrzebie posiłku, spostrzegłem, że Moskito znikł nam wraz z mułem, objuczonym
wszystkimi zapasami. Lopez odrzekł mi, że mulnik pozostał kilka staj za nami, aby poprawić
coś przy jukach. Czekaliśmy na niego, postąpiliśmy kilka kroków naprzód, potem znowu
zatrzymaliśmy się, wołaliśmy, wróciliśmy tą samą drogą, aby go wynaleźć, ale wszystko na
próżno.
Moskito znilkł i uniósł z sobą nasze najdroższe nadzieje, to jest cały nasz obiad. Ja sam
tylko byłem na czczo, Lopez bowiem przez cały czas zajadał ser z Toboso, który wziął ze
sobą na drogę, mimo to jednak bynajmniej nie był weselszy ode mnie i mruczał przez zęby,
że gospodarz z Andujar miał słuszność i że pewnie złe duchy porwały biednego Moskita.
Przybywszy do Los Alcornoques, ujrzałem przy źródle koszyk nakryty winnym liściem:
musiały w nim być owoce, zapomniane przez jakiegoś podróżnego. Ciekawie pogrążyłem
weń rękę i z przyjemnością znalazłem cztery piękne figi i pomarańczę. Ofiarowałem dwie figi
Lopezowi, ale podziękował mi, mówiąc, że może zaczekać do wieczora. Zjadłem więc sam
wszystko i następnie chciałem napić się wody ze źródła. Lopez wstrzymał mnie, dowodząc,
że woda szkodzi po owocach, i podał mi trochę pozostałego mu jeszcze alikantu. Przyjąłem
poczęstunek, ale zaledwie uczułem wino w żołądku, gdym doznał nagłego ściśnienia serca.
Niebo i ziemia zakręciły mi się przed oczyma i byłbym niezawodnie zemdlał, gdyby Lopez
nie był mi pośpieszył na pomoc. Otrzeźwił mnie, mówiąc, że nie powinienem się dziwić i że
stan ten pochodził z czczości i znużenia. W istocie, nie tylko odzyskałem siły, ale nawet
czułem się w stanie nadzwyczajnego podniecenia. Okolica zdawała się połyskiwać
tysiącznymi barwami. przedmioty zaiskrzyły się w mych oczach, jak gwiazdy podczas letniej
nocy, i krew zaczęła mi bić gwałtownie, zwłaszcza na szyi i skroniach.
Lopez widząc, żem przyszedł do siebie, jął znowu rozwodzić narzekania:
– Niestety – mówił – dlaczegoż nie poradziłem się fra Geronimo de la Trinidad, mnicha,
kaznodziei, spowiednika i wyroczni naszej rodziny! Nie darmo jest on szwagrem pasierba
bratowej ojczyma mojej macochy, a tak będąc naszym najbliższym krewnym, nie pozwala,
aby cokolwiek stało się w domu bez jego porady. Nie chciałem go słuchać i dobrze mi teraz.
7
Zamek mauretański, który margrabia Peña Quemada... – rozpoczynający się tu fragment tekstu ma w wyd.
z r. 1814 brzmienie odmienne: „zamek mauretański, zniszczony niegdyś przez pożar a następnie odbudowany
jako dom zajezdny; stąd zwano go Venta Qucmada, czyli Spalona Gospoda. Osiedlił się w nim pewien oberżysta
z Murcji”.
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]