Pora namietnosci, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Danielle SteelPora nami�tno�ciPrzek�ad Ma�gorzata SamborskaWydawnictwo AMBER Sp. z o.o.Warszawa 1997ISBN 83-7169-382-6przepisa�a Marianna �ydekDla Billa, Beatrix i Nicholasa z mi�o�ci�Szczeg�lne podzi�kowanie dla Nancy Bel WeeksGdy pojawia si�, rado�� pada martwa,dlaczego odziera z kwiat�w najlepiej posian� nadziej�?Hap - Thomas HardyCz�� pierwszaRozdzia� pierwszyBudzik zadzwoni� zaraz po sz�stej. Poruszy�a si� i wyci�gaj�c rami� spodprze�cierad�a wy��czy�a go. Mog�a jeszcze przez chwil� udawa�, �e nic nies�ysza�a. Jeszcze chwil� podrzema�. Nie musia�a jecha�... gdyby tylkonie... i wtedy w�a�nie zadzwoni� telefon.- Do diab�a. - Kaitlin Harper usiad�a w ��ku. D�ugie kasztanowe w�osyokala�y jej pi�knie opalon� twarz, opadaj�c na ramiona w zaplecionych nanoc warkoczach. Telefon zadzwoni� ponownie. Z westchnieniem podnios�as�uchawk�, pr�buj�c powstrzyma� ziewni�cie. Mia�a usta o delikatnymrysunku, rozchylaj�ce si� w u�miechu, kiedy by�a szcz�liwa. Dzisiaj jednakw jej zielonych oczach malowa�a si� powaga. Obudzi�a si� ju�. O ile �atwiejby�oby zasn�� i zapomnie� o wszystkim.- Cze��, Kate.U�miechn�a si�, s�ysz�c znajomy g�os. Wiedzia�a, �e to Felicja. Niktpoza ni� nie wiedzia�, gdzie Kate obecnie przebywa.- Dlaczego wsta�a� o tej porze?- Och, jak zwykle.Kate roze�mia�a si� g�o�no.- Sz�sta rano? Jak zwykle?Zbyt dobrze j� zna�a. Felicja Norman z trudem wyczo�giwa�a si� z ��ka o�smej, a jej sekretarka by�a szczeg�owo poinstruowana, jak chroni� szefow�przed niepotrzebnymi wstrz�sami przynajmniej do dziesi�tej. Sz�sta rano zpewno�ci� nie by�a w�a�ciw� godzin�. Chyba dla Kate. Kate by�a gotowacodziennie wstawa� o tej barbarzy�skiej porze.- Nie masz nic lepszego do roboty, ni� mnie kontrolowa�, Licjo?.- Na to wygl�da. Co nowego?Kate niemal�e widzia�a Felicj�, jak pr�buje si� obudzi�. Jej �wietnieostrzy�one jasne w�osy, kt�re zazwyczaj si�ga�y ramion, teraz pewnorozsypa�y si� na poduszce, a starannie wymanikiurowana d�o� os�ania�ab��kitne oczy. Tak jak Kate mia�a twarz modelki o delikatnych rysach, aleby�a od niej starsza o dwana�cie lat.- Nic nowego. Wszystko u mnie w porz�dku.- To dobrze. W�a�nie przysz�o mi do g�owy, �e mo�e chcia�aby� si� ze mn�tam dzisiaj zobaczy�. - Tam. Anonimowe s�owo oznaczaj�ce anonimowe miejsce.Felicji chcia�o si� jecha� dwie godziny, by spotka� swoj� przyjaci�k�"Tam". Ale po co? Kate powinna teraz radzi� sobie sama. Wiedzia�a o tym,nie mo�e zawsze liczy� na innych. Za d�ugo ju� to robi�a.- Nie, Licjo. Wszystko w porz�dku. Poza tym firma po�egna si� z tob� nadobre, je�li b�dziesz bez przerwy w po�owie dnia wyje�d�a�a, by mipomatkowa�.Felicja Norman by�a dyrektork� w jednym z najelegantszych dom�w mody wSan Francisco. Pozna�a Kate, gdy ta pracowa�a jako modelka.- Nie �artuj. Nawet tego nie zauwa��. - Felicja k�ama�a. Kate zrozumia�ato od razu, nie wiedz�� nawet, �e przyjaci�ka mia�a po po�udniuprzygotowa� pokaz dla Norella. Ca�� kolekcj� zimow�. A za trzy dni Halston.A w przysz�ym tygodniu Blass. To by�o wi�cej, ni� mo�na sobie wyobrazi�,nawet dla Felicji. Kate nie my�la�a o porach roku ani o pokazach. Nierobi�a tego ju� od miesi�cy.- A jak tam m�j ma�y przyjaciel? - g�os Felicji z�agodnia�, kiedy o tospyta�a.Kate u�miechn�a si�, przesuwaj�c d�oni� po swoim wydatnym brzuchu.Jeszcze trzy tygodnie... trzy tygodnie... i Tom...- M�j malutki ma si� dobrze,- Sk�d mo�esz by� taka pewna, �e to b�dzie ch�opiec? Uda�o ci si�przekona� nawet mnie. - Felicja u�miechn�a si� na my�l o paczce ubranekdzieci�cych, kt�re w zesz�ym tygodniu zam�wi�a na si�dmym pi�trze w swojejfirmie. - Lepiej, �eby to by� ch�opiec!Roze�mia�y si� obie.- B�dzie. Tom powiedzia�... - I cisza. S�owa same si� wymkn�y. - To bezznaczenia, kochanie. Nie potrzebuj� dzisiaj opieki. Mo�esz zosta� w SanFrancisco, przespa� si� jeszcze przez dwie godziny, a potem spokojnie i��do pracy. Je�li b�d� ci� potrzebowa�a, zadzwoni�. Obiecuj�. Zaufaj mi.- Gdzie ja to ju� s�ysza�am? - Felicja za�mia�a si� niskim, ciep�ymg�osem do s�uchawki. - Gdybym mia�a czeka� na tw�j telefon usch�abymwcze�niej ze staro�ci. Czy mog� przyjecha� na weekend?- Znowu? Jak to wytrzymujesz? - Przez ostatnie cztery miesi�ce Felicjaprzyje�d�a�a prawie co tydzie�. Teraz jednak Kate czeka�a na ni� zut�sknieniem. Pytanie Felicji i odpowied� Kate by�y czcz� formalno�ci�.- Co mam ci przywie��?- Felicjo Norman! Je�li przywieziesz mi jeszcze jedn� sukienk� dlaci�arnych, to b�d� wrzeszcze�! Gdzie, jak s�dzisz, h�d� je nosi�? Dosklepu? Prosz� pani, mieszkam na prowincji. Znasz to, faceci wpodkoszulkach, kobiety w szlafrokach. - W g�osie Kate da�o si� s�ysze�rozbawienie.Felicji natomiast wcale nie by�o do �miechu.- To tw�j w�asny cholerny b��d. M�wi�am ci...- Och, daj spok�j. Jestem tutaj szcz�liwa. - Kate u�miecha�a si� dosiebie.- Oszala�a�. To tylko instynkt. Jeste� w ci��y, wobec tego budujeszgniazdo. Poczekaj, a� dziecko przyjdzie na �wiat. Wtedy odzyskasz rozum. -Felicja bardzo na to liczy�a. Szuka�a ju� odpowiedniego mieszkania.S�ysza�a o dw�ch czy trzech wspania�ych miejscach w jej s�siedztwie naTelegraph Hill. Kate kompletnie zwariowa�a mieszkaj�c w tej g�uszy. Aleprzejdzie jej to. Wrzawa wok� niej powoli cich�a, jeszcze kilka miesi�cy ib�dzie mog�a wr�ci�.- Hej, Licjo... - Kate spojrza�a na budzik. - Powinnam ju� wsta�. Mamprzed sob� trzy godziny jazdy. - Przeci�gn�a si� leniwie na ��ku, znadziej�, �e nogi jej nie zdr�twiej� i nie b�dzie musia�a k�a�� si� zpowrotem.- Jeszcze jedno. W przysz�ym miesi�cu mog�aby� przesta� ju� tamje�dzi�... przynajmniej a� do urodzenia dziecka. Nie ma sensu...- Bardzo ci� lubi�, Licjo. Do widzenia. - Kate spokojnie od�o�y�as�uchawk�. To wszystka s�ysza�a ju� niejeden raz. Wiedzia�a, co robi.Musia�a je�dzi�. Chcia�a. Poza tym, czy mia�a wyb�r? Jak�eby mog�a przesta�tam je�dzi�?Powoli usiad�a na brzegu ��ka. Wzi�a g��boki oddech patrz�c na g�ry zaoknem. My�lami pow�drowa�a lata ca�e w przesz�o��. W bardzo odleg�e czasy.Ca�e przesz�e �ycie.- Tom - powiedzia�a �agodnie. Tylko jedno s�owo. Nie wiedzia�a, czywym�wi�a je g�o�no. Tom... Dlaczego go tu nie ma? Dlaczego nie odkr�ca wodyw �azience, nie �piewa pod prysznicem, nie wo�a do niej z kuchni... Czynaprawd� odszed�? Jeszcze tak niedawno mog�a po prostu zawo�a� go poimieniu i us�ysze� jego g�os. By� razem z ni�. Zawsze. Wielki, jasnow�osy,wspania�y Tom - pe�en �miechu i u�cisk�w. Tom, kt�rego spotka�a napierwszym roku college'u. Przypadkiem posz�a na mecz, kt�ry gra�a jegodru�yna w San Francisco. Zaproszono j� potem na przyj�cie, bo kto� zna�kogo� z dru�yny... Kompletne szale�stwo. Nigdy przedtem czego� takiego nierobi�a. Zakocha�a si� w nim natychmiast. Mia�a tylko osiemna�cie lat. Wpi�karzu? W pierwszej chwili sam pomys� wydawa� jej si� �mieszny. Pi�karz.By� jednak nie tylko graczem. By� kim� szczeg�lnym - Tomem Harperem.Kochaj�cym, ciep�ym, troskliwym Tomem. Jego ojciec kopa� w�giel wPensylwanii, a matka pracowa�a jako kelnerka, by Tom m�g� sko�czy� szko��.On sam ci�ko harowa�, tak�e w czasie letnich wakacji, by dosta� si� docollege'u. Potem zdoby� sportowe stypendium. Sta� si� gwiazd� - graczemzawodowym. Bohaterem narodowym. Tom Harper. Wtedy w�a�nie go pozna�a. Kiedyby� gwiazd�. Tom...- Cze��, Ksi�niczko.Pod jego spojrzeniem czu�a si�, jakby spad� na ni� ciep�y, letniorze�wiaj�cy deszcz.- Cze��. - Wyda�a si� sobie taka g�upia. "Cze��..." Tylko tyle potrafi�awymy�li�. Nie mia�a mu nic do powiedzenia, ale ma�a twarda kulka usadowi�asi� w jej �o��dku. Musia�a odwr�ci� wzrok. Nie wytrzyma�a badawczegospojrzenia jasnoniebieskich oczu ani jego u�miechu. Wydawa�o jej si�, �epatrzy prosto w s�o�ce.- Jeste� z San Francisco? - Pochyli� si� ku niej u�miechni�ty. By� bardzowysokim, pot�nie zbudowanym m�czyzn�, o klasycznych kszta�tach wymaganychw jego zawodzie. Zastanawia�a si�, co te� o niej my�li. Pewnie, �e jest�mieszn� smarkat�.- Tak, a ty? - Wtedy oboje si� roze�mieli, bo przecie� wiedzia�a, sk�dTom pochodzi. Wszyscy wiedzieli. Dru�yna trenowa�a w Chicago.- Dlaczego tak nie�mia�o?- Ja... to... och, do diab�a...Znowu oboje si� roze�mieli. Potem by�o ju� lepiej. Uciekli z przyj�cia iposzli na hamburgery.- Czy twoi przyjaciele nie b�d� si� martwi� o ciebie?- Pewnie tak.Siedzia�a obok niego przy barze, macha�a nog� i u�miecha�a si�uszcz�liwiona, spogl�daj�c na niego znad ociekaj�cego keczupem hamburgera.Przysz�a z kim� na to przyj�cie. Ten kto� ju� nie mia� znaczenia. Sp�dza�awiecz�r z Tomem Harperem. Nie pasowa� do legendy, kt�ra go otacza�a. By� poprostu m�czyzn�, kt�rego lubi�a. Nie dlatego, �e by� tym, kim by�.Polubi�a go, bo by� mi�y. Mia� w sobie co� wi�cej... nie by�a jednak pewna,co to jest. Wiedzia�a tylko, �e kr�ci si� jej w g�owie za ka�dym razem, gdyna niego patrzy. By�a ciekawa, czy Tom to widzi.- Cz�sto to robisz, Ksi�niczko? Chodzi mi o randki w ciemno naprzyj�ciach. - Patrzy� na ni� przez chwil� powa�nie, a potem oboje si�roze�mieli.- Nigdy. Naprawd�.- Lepiej tego mi nie r�b.- Nie, prosz� pana.By�a to noc �art�w i �miechu. Czu�a jego blisko�� i to j� onie�miela�o.Sprawi�, �e poczu�a si� znowu ma�� dziewczynk�, kt�ra czeka ca�e �ycie nakogo�, kto by j� chroni�. By�o to dziwne, bo wyda�o jej si�, �e to na niegow�a�nie czeka�a.Po hamburgerach pojechali do Carmelu. Spacerowali po pla�y, ale niepr�bowa� si� z ni� kocha�. Przytuleni rozmawiali a� do wschodu s�o�ca.Opowiadali sobie tajemnice dzieci�stwa i dorastania... "Poczekaj, a� ja ciopowiem o...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]