Po naszemu Pamietnik liturgisty Wydal ksiadz Piotr Mankowski Krakow 1917, Zachomikowane i Od Was, Od Was
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->PO NASZEMU.PO NASZEMU.P A M IĘ T N IK LITU R G ISTY .WYDAŁKSIĄDZ PIOTR MAŃKOWSKI.KRAKÓ W . G E B E T H N E R I S P Ó ŁK A .W A R S Z A W A . G E B E T H N E R I W O LFF .O D B IT O W D R U K A R N I „ C Z A S U " .1917.OD WYDAWCY.Razu pewnego — było to jakoś na wiosnę roku1 9 .., — mając kilka spraw ważnych do załatwieniaw konsystorzu, wybrałem się na dni parę do stolicynaszej dyecezyi. Nie omieszkałem też skorzystać z na-darzonej sposobności, by odwiedzić serdecznego przyjaciela, profesora liturgiki w miejscowem seminaryumduchownem, z którym szczera od lat dawnych łączyłai łączy mię przyjaźń i zażyłość, jako że jednego jesteśmy ducha i jednakowych poglądów. Rozmowa niebawem zeszła na ulubiony nasz temat, tj. na sprawyliturgiczne, i — jak zwykle — poczęliśmy utyskiwaćna brak dostatecznego ich zrozumienia i zamiłowaniaw naszym kraju, na różne dziwactwa i nadużycia, głęboko zakorzenione i niełatwe do usunięcia, na brakkarności i ducha posłuszeństwa względem przepisówKościoła, słowem, na owo nieszczęsne „po naszemu",co się u nas na każdym kroku w służbie Bożej przejawia, koszlawiąc jej piękność i powagę.— Wiesz może — odezwał się w toku rozmowyprofesor — że w roku zeszłym podczas wakacyi, w łócząc się po dyecezyi i odwiedzając przyjaciół i znajomych, zajechałem też na jakieś dziesięć dni do Zapa-Po naszemu.iP O Z W O L E N IE M W Ł A D Z Y D U C H O W N E J.NA KŁA D EM A U TO R A .dłowa, gdzie kolega mój, dotychczas niby wikaryusz,faktycznie jednak rządzi całą parafią, bo proboszczstaruszek, już od lat paru zdał na niego administracyę,sam zaś pomaga mu w pracy, o ile siły dopisują. Otóż,prosił mię kolega, abym zlustrował inwentarz jegokościoła, porządek i sposób odprawiania nabożeństw,i udzielił mu różnych rad i wskazówek. Znasz go samdobrze i wiesz, jak mu zależy na tern, by służba Bożaodprawiała się porządnie i okazale, ale na nieszczęście,on sam niewiele posiada zmysłu liturgicznego i z przepisami Kościoła nie bardzo jest obeznany. Wywiązałysię tedy przez czas mego pobytu w Zapadłowie w kółkunaszem dość długie dyskusye i wymiany myśli. Powróciwszy zaś do domu, wziąłem się do spisania naszych pogadanek, starając się, o ile mi pamięć służyła,dokładny ich przebieg zachować, i patrz! — to mówiąc,otworzył profesor szufladę i wydobył z niej parę zeszytów drobnem zapisanych pismem — oto owoc mejpracy: wiązanka uwag i spostrzeżeń, kwintesencyamoich poglądów, mojecredoliturgiczne, które sobieprzechowuję na pamiątkę i chętnie do niego od czasudo czasu zaglądam.Z ciekawością chwyciłem do ręki podane mi zeszyty i chciwem okiem począłem przerzucać zapisanekarty. Profesor tymczasem pilnie śledził wzrokiem wyraz mej twarzy, a skoro tylko wyczytał na niej uznanie lub wesołość, oczy mu się iskrzyły z radości: kon-tent był, iż znalazł we mnie kogoś, kto go rozumiei jednakowo z nim myśli i czuje.— Pozwól mi te zeszyty wziąć z sobą, do hotelu; — odezwałem się po chwili — przeczytam jeu siebie i zwrócę przed wyjazdem.— Ależ owszem, z przyjemnością. Ciekawym, jakci się moje „arcydzieło" podoba.Na trzeci dzień odniosłem przyjacielowi przeczytany rękopis.— Mojem zdaniem — rzekłem — mógłbyś tępracę ogłosić drukiem. Widzi mi się, że powinnabyprzynieść pożytek.— Żartujesz chyba — odrzekł profesor — toż nieposiada ona żadnej wartości naukowej; niema w niejani erudycyi, ani wyczerpującego opracowania tematu :ot, zwyczajny sobie urywek, drobnostka i nic więcej.— Ależ mój kochany — zawołałem — myliszsię. Nie chodzi przecież o styl poważny i ton naukowy, ale o rzeczywistą, praktyczną korzyść, a sądzę,że właśnie dla lekkiej swej formy mogłaby praca twaOkazać się bardziej poczytną. Naukowych podręczników mamy poddostatkiem, ale do podręczników zaglądają tylko specyaliści i ludzie zamiłowani w tej gałęziwiedzy, inni zaś nawet do ręki ich nie wezmą. Treśćtwej pracy, choć i nie wyczerpująca, stanowi jednakpewną całość dzięki porządkowi w jakim przeprowadziliście wasze dyskusye; a wreszcie, co do erudycyi:i ta się znajdzie, skoro tylko poprzesz tekst rozmówcytatami dekretów, na dowód, żeście nie z palca wyssali wygłoszone zasady.— Chyba ty sam podejmiesz się tego; — odrzekł,widocznie już mięknąc, kochany profesor, rad ze słówuznania, które z ust mych usłyszał — ja nawet niemiałbym obecnie czasu zająć się tern wydawnictwem —zbyt jestem zajęty.— Kiedy tak chcesz, to ci najchętniej w tern dopomogę, bom się prawdziwie do tej sprawy zapalił.I tegoż jeszcze dnia wywiozłem z sobą rękopis.Niebawem też zabrałem się w domu do żmudnej pracyokoło wyszukania odnośnych dekretów, których wykaz umieściłem na końcu książki. Tu i owdzie pozwoliłem sobie też na umieszczenie niektórych dopiskóww tekście, i tak po kilku miesiącach, rękopis megoprzyjaciela zdał mi się gotowym do druku.Dziś, oddając tę pracę do użytku braci kapłanów,puszczam ją w świat za zgodą autora z gorącem życzeniem, zarówno jego, jak i mojem, aby dano jejbyło siła przynieść owocu, przyczynić się do rozbudzenia wśród duchowieństwa większego zamiłowaniado liturgii świętego Kościoła, do pilniejszego przestrzegania jego przepisów i wskazówek, i do oczyszenianaszych nabożeństw z niepożądanych i nieprawnychnaleciałości.Daj Boże szczęśliwie!I. WSTĘP.Prawo. — Zwyczaj. — Nadużycie. — Rubryki.— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! —zawołałem, zeskakując z wózka, na którym przez paręgodzin trząsłem się, jadąc z dworca kolei do Zapa-dłowa. Przede mną w wieczornym zmroku szarzałycztery ciemne postacie stojące w ganku plebanii, i z czterech ust zgodnym chórem zabrzmiała odpowiedź:— Na wieki wieków. Amen.Po chwili byłem w objęciach dawno niewidzianego kolegi, wikarego parafii Zapadłowskiej, który,wyściskawszy mię do woli:— Pozwól — rzekł — że cię przedstawię naszemuproboszczowi.Powitałem uprzejmie zacnego staruszka, poczemzwróciłem się do stojących na boku dwóch młodzieńców,— Tych przedstawiać ci nie będę — dodał wikary — bo ich znasz lepiej ode mie.Byli to w rzeczy samej uczniowie moi, obajalumni naszego seminaryum, na czas wakacyi zaproszeni na wieś przez mego kolegę. Starszy z nich, sub-dyakon, był już na ostatnim kursie. Przez rok jeden
[ Pobierz całość w formacie PDF ]