Poole Gabriella - Akademia Mroku 01 - Wybrańcy losu, Najnowsze e-booki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Poole Gabriella – Seria Dark Academy 01 - SECRET LIVES
PROLOG
- Hej, czy to ty?
Spojrzała z nadzieją w ciemność, bicie jej serca przyśpieszyło.
Brak odpowiedzi. Coś zaszeleściło w zaroślach, komar zabzyczał. Rozczarowana,
zmieniła pozycję, usiadła przy starej świątynnej ścianie i objęła kolana. Nie było
żadnego śladu, że on tu jest. To tylko jakaś nocna istota. W porządku, przecież
ostrzegł ją, że może się spźnić.
„Czekałaś na mnie jednak! Czekałaś na mnie Jess, i o to jestem …”
Pozwoliła sobie na lekki uśmiech. Oczywiście, że tu była. Byli jak dwa bieguny
magnezu. Mgł znaleźć ją zawsze, w jakimkolwiek tłumie, jakiejkolwiek klasie, i
teraz nie mgłby jej zgubić, nawet po ciemku. Zrugałaby go lekko za spźnienie,
ale jego śmiech tak jak jego piękny głos, sprawiłby, że jej serce fiknęłoby
koziołka.
„Kocham cię, Jess. Nie śmiej się. Przysięgam.”
Żaden chłopiec nie mgłby sfałszować tych słw tak dobrze. A szczeglnie nie on.
Przyjdzie na pewno.
Marszcząc brwi, uniosła swoją dłoń ku światłu księżyca, a jego promień przejrzał
się w zegarku. Z dziesięciu minut zrobiło się dwadzieścia. No i co z tego? Gdyby
to był dzień nie czułaby, że tak się dłuży. Nie dłużyłoby jej się także w hałaśliwym
barze. Tutaj, w upiornych cieniach starożytnej świątyni było łatwo się wystraszyć,
to wszystko.
Tłumaczenie: Killari, anku35
Poole Gabriella – Seria Dark Academy 01 - SECRET LIVES
No, przyjdź już.
Osuwając się w dł ściany, podwinęła nogi, potarła ramiona. Czuła gęsia skrkę,
mimo że nie było jej zimno. Inny komar bzyknął koło jej ucha, trzepnęła go
gniewnie.
„Mam cię.”
Zaczynała się złościć. Jest tak pźno. Nie miał prawa zostawić jej samej tyle czasu,
tutaj w ciemnościach. Przez trzydzieści minut! To powinno być romantyczną
przechadzką, nie badaniem jej nerww.
Najlepiej by było wściec się na niego. Jednak ona była zbyt przerażona by się
złościć. Sama tutaj w cichym mroku. Albo i nie tak cichym. Rozejrzała się
dookoła, gdy trzasnęła gałąź i zaszeleściły liście. Był to tylko szczur, jeden duży
szczur. Zadrżała.
Lubiła to miejsce za dnia. Zielone bogactwo dżungli, gigantyczne korzenie
obejmujące i rozkruszające piękne ściany, ciepłe, pełne życia i tajemnicy. Teraz w
nocy nie było tak fajnie. W świetle księżyca można było dostrzec potwora w
każdym większym drzewie, a niewidoczne zwierzęta stawały się potworami z
horroru.
Czterdzieści siedem minut!
Czas już iść. Miał swoją szansę, ale jedyne co zrobił, to z niej zakpił. Zrobił z niej
głupka, oszukał. Zamierzała opieprzyć go jak się spotkają. Zdecydowanie wstała z
miejsca. Uh-uh cholerka, musi pjść w kierunku ogromnego szczura. Drżąc,
przełknęła ślinę, wzięła głęboki oddech robiąc dwa kroki w tył i odwrciła się.
Szeleszczące, skrzypiące drzewa. To mgłby być wiatr.
Ale nie był.
Kolejny, olbrzymi szczur tuż przed nią. Można przejść obok, ale musi odbyć się to
tak szybko, żeby jej nie usłyszał, gdy będzie przechodzić koło niego. Musi pobiec.
To tylko szczur, na miłość boską. Albo wąż. Albo …
„Po prostu idź, Jess!”
Zrobiła jeden krok i następny, gdy zauważyła jakiś ruch. To nie był żaden szczur,
ani żaden wąż. To było duże, tak duże jak ona. Kształt poruszający się szybko w
plątaninie wiszących liści i gałęzi. Cofnęła się. I jeszcze raz. To ruszyło się. Ku
niej. Usłyszała oddech; miękki, pewny siebie i ludzki.
Tłumaczenie: Killari, anku35
Poole Gabriella – Seria Dark Academy 01 - SECRET LIVES
- Czy to ty? - zawołała.- Hej! Przestań mnie nabierać!
Brak odpowiedzi.
- Mwię poważnie! Przestań! - Chciała, żeby zabrzmiało to groźnie, ale głos jej
zadrżał i zapiszczała. - To nie jest zabawne.
Ten dźwięk, to mogły być zgniłe, mokre liście, po ktrych przeszła jakaś żywa
istota. Albo śmiech, lekko chropawy i niski. To nie może być on. Nie może.
W każdym razie było ich dwch. Czuła, jak drugi zbliża się do niej z prawej
strony, powoli, groźnie. Jeszcze raz sprbowała krzyknąć, ale kiedy otworzyła usta
wyszedł z nich tylko pisk przerażenia.
Odwrciła się i potykając ruszyła do biegu. Ciężko było w ciemności trzymać się
ścieżki. Winorośle i liście uderzały ją w twarz, gałęzie szarpały nią, korzenie
chwytały jej stopy. Czy droga nie powinna znajdować się tutaj? W tym miejscu?
Droga? Przecież tu nie było żadnej drogi. Zgubiła ją, gdy biegła po omacku . Bicie
serca rozbrzmiewało grzmotem w jej uszach, ale wciąż słyszała ich za sobą, albo
może tylko mogła ich wyczuć. Byli tuż za nią, obok niej, otaczając ją. Co za głupie
pojęcie. Ale byli naokoło.
Otaczając ją …
Ześlizgnęła się w dł niskiego stoku, nagle została zatrzymana przez masywny
korzeń. Schowała się za nim. Gryząc mocno kłykcie, prbowała nie płakać.
Chciała być z powrotem w domu. Teraz. Natychmiast.
„Mamo, to jest szalone. Nierealne, więc możesz wejść i mnie obudzić. Tato
podejdź, uśmiechnij się i powiedz, że mi się to śniło. Scoob…”
Scooby. Przypomniała sobie, jak pękała z dumy gdy pomachał jej na pożegnanie
sprzed przyprawiającej go o dreszczyk emocji nowej szkoły:
- Cześć siorka!
- Do widzenia, mały
kłopocie
! Ojej – młodszy
bracie
*!
Chichocząc, odmachał.
Scooby …
*bother - kłopot, brother – brat
Tłumaczenie: Killari, anku35
Poole Gabriella – Seria Dark Academy 01 - SECRET LIVES
Co to był za dźwięk? Zaczęła ciężej oddychać. Nad nią starożytne budynki
świątyni obrysowane były srebrnym światłem księżyca. Korzenie drzewa owinęły
się wokł filaru jak ramię kochanka. Lubił jego ramiona.
Gdzie on jest? Co mu się przydarzyło?
Korzenie i wąsy gałęzi wiły się po starożytnych ścianach, przytulając się do nich,
dusząc. Wiatr zawiał liśćmi koło jej ucha. Prawie krzyknęła, ale w samą porę
zacisnęła ręką usta. To było głupie, pomyślała ponownie. Szalone. Jeśli to nie sen,
to musi to być żart.
Durny żart.
Jej ciało tak nie myślało. Była mokra od potu: od wilgoci unoszącej się w
powietrzu, od biegu, z przerażenia. Komar zabzyczał ponownie, uderzyła ręką w
twarz, tłumiąc krzyk. To tylko owad. Coś dużo gorszego czaiło się w ruinach.
Polując …
Nie wpadaj w panikę, pomyślała. Zachowaj spokj. Tam za nią, bujne winorośle
oplotło czarne ze starości drzwi, ich drzewo przegniło.
Przypadła do nich, kopiąc jak oszalała muliste liście.
Wpełzła do środka, przykrywając się nimi do połowy.
Już nie bała się szczurw, węży, ani pająkw. Nie bała się już niczego. Poza nimi.
Zostanie tu, w ruinach, do czasu gdy zacznie świtać. Wpadła w kłopoty. Ale co z
tego? Za kilka godzin to miejsce zacznie roić się od turystw. Wtedy będzie już
śmiała się z siebie. Teraz ci turyści spali w jakimś klimatyzowanym hotelu, śniąc o
jutrzejszym dniu i Angkor Wat, świątyni starożytnych. Świątyni cywilizacji, ktrą
brutalnie zniszczono. Dzikość i piękno, świętość i strach. Tak romantyczna i
tajemnicza dla turysty lub nieznajomego.
Kilka godzin. To nie jest tak długo.
Słyszała głosy, nocą jeszcze wyraźniejsze, wzmagające się. Pościg. Wyciszona,
cały czas jeszcze dyszała. Może nie powinna czekać. Może powinna pobiec. Nie
mogła się zdecydować. Gwałtownie, potarła ręką skronie.
„Ty idiotko, co tutaj robisz? Nigdy nie uciekniesz.”
Poczuła trzepot skrzydeł na policzku. Palnęła robala, ale tylko zdołała strzepnąć go
na szyję. Pognał w dł jej klatki piersiowej, a ona zaszlochała głośno.
Tłumaczenie: Killari, anku35
Poole Gabriella – Seria Dark Academy 01 - SECRET LIVES
Trzasnęła dłonią w mostek, poczuła, jak insekt rozbryzga się w czarną packę i
kawałki skorupy. Zajęczała głośno.
Lepka krew robaka sprawiła, że wszystko stało się prawdziwe. To nie był żaden
sen.
”Coś” ją wytropiło, i było to bardziej rzeczywiste niż szkoła, niż dom, niż on.
Oczywiście, że nie przyszedł. Jak mogła myśleć, że jest dla niego kimś ważnym?
Smutna, mała, głupia dziewczyna na stypendium. Zostawił ją tutaj samą i teraz oni
po nią przyszli …
Dwadzieścia cztery godziny temu, byli razem, upijając się na ulicach Phnom Penh.
Myślała, że jest zakochana; szalenie podniecona lotem do Siem Reap i Angkor
Wat. Przypomniała sobie jego wysoki śmiech, gdy zagrzewając ich do walki,
uderzyła ramię swojego pięknego, zabawnego, najlepszego przyjaciela. Zaśpiewali
„ It‟s Raining Men” w barze z karaoke. Przyprawiony o dreszczyk emocji jej
szczęściem, odwrcił się by pogłaskać jej policzek. Kochała go …
Zamarła. Głos był teraz czysty, bliski i wygłodniały. Znajomy głos, ale już nie głos
przyjaciela. Wiedziała to na pewno. Znała ten głos. Nie śpiewał, nie flirtował, nie
żartował, ale wył w jej kierunku. Blisko. Coraz bliżej. Powinna biec, ale krew
zamieniła się w jej żyłach w ld.
Proszę. Proszęproszeproszę …
Usłyszała głos i poczuła chłodny oddech przy uchu.
- Mam cię.
Tak na chwilę, na jeden szalony, pełen nadziei moment, pomyślała, że wszystko
będzie dobrze. Że to był tylko żart. Okrutny żart. Poniżenie dziewczyny ktra
nigdzie nie pasuje. O, dzięki Ci Boże!.
Poczuła zapach skry i potu, smak radosnego podniecenia i strachu w powietrzu.
- To ty. - szepnęła ochryple.
Uśmiechnął się i zobaczyła rękę wyciągającą się w kierunku jej policzka.
- Nie całkiem.
A następnie zobaczyła ich wyraźnie.
Tłumaczenie: Killari, anku35
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaczytam.htw.pl