Pokorny wlamywacz, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LAWRENCE BLOCKPOKORNY WŁAMYWACZ(Przełożyła: Anna Gren)Zysk i s-ka2003Rozdział IKilka minut po dziewištej zarzuciłem na ramię torbę na zakupy z domu towarowego Bloomingdale i wyszedłem z budynku równoczenie z blondynem o końskiej twarzy. Mężczyzna wyglšdał jak sławny model. Niósł neseser, którego najwyraniej rzadko używał. Miał na sobie lekki płaszcz w szkockš kratę, a jego włosy, nieco dłuższe niż moje, były starannie przycięte.- Znowu się spotykamy - powiedziałem. Oczywicie było to bezczelne kłamstwo. - Kolejny dzień z głowy.Blondyn umiechnšł się, tak jakby naprawdę chciał uwierzyć, że jestemy sšsiadami, którzy zamieniajš ze sobš czasem parę słów.- Mamy chłodny wieczór - rzucił.Przyznałem mu rację. Zgodziłbym się chętnie z każdš jego uwagš. Blondyn był niezwykle elegancki i zmierzał na zachód w kierunku Szećdziesištej Siódmej Ulicy. Włanie dlatego mógł mi się przydać. Nie miałem zamiaru zaprzyjaniać się z nim ani umawiać na grę w piłkę ręcznš. Nie chciałem znać nazwiska jego fryzjera i nie zamierzałem prosić go o przepis na kruche ciasto. Miałem nadzieję, że blondyn pomoże mi przejć obok portiera.Portier stał przed siedmiopiętrowym budynkiem z cegły kilkanacie metrów dalej. Przez ostatnie pół godziny tkwił tam bez ruchu niczym posšg. Obserwowałem go trzydzieci minut w nadziei, że się ruszy, ale nie zrobił tego. Nie pozostawało mi więc nic innego jak przejć obok niego. Wbrew pozorom było to wykonalne i z pewnociš łatwiejsze niż inne rozwišzania, które brałem przedtem pod uwagę - takie jak wejcie do sšsiedniego budynku, skok na drabinę przeciwpożarowš i wspinanie się po stalowych kratach piwnicy albo pierwszego piętra. Wszystko to było możliwe, ale co z tego? Najlepsza jest metoda Euklidesa w całej swojej prostocie: najkrótsza droga do budynku wiedzie przez drzwi frontowe.Liczyłem na to, że wysoki blondyn mieszka w budynku. Zamierzałem wejć z nim do holu, by, kontynuujšc rozmowę, wsišć do windy. Wszystko jednak potoczyło się inaczej. Po chwili stało się jasne, że mężczyzna podšża uparcie w kierunku wschodnim i nie zamierza zboczyć z trasy.- Skręcam tutaj - poinformowałem go. - Mam nadzieję, że się panu powiodš interesy w Connecticut.Musiał się zdziwić, ponieważ nie rozmawialimy o interesach w Connecticut, ale być może pomylał, że z kim go pomyliłem. Nie miało to zresztš żadnego znaczenia. Nieznajomy szedł dalej w kierunku Mekki, a ja skręciłem w prawo (w stronę Brazylii). Przechodzšc obok portiera, skinšłem lekko głowš. Następnie umiechnšłem się do siwej staruszki, która miała więcej niż jeden podbródek, i powiedziałem przymilnie: Dzień dobry. Kiedy jej terier kłapnšł zębami obok mojej łydki, cmoknšłem cicho i skierowałem się w stronę windy.Wjechałem na czwarte piętro, rozejrzałem się trochę, potem zszedłem na trzecie. Robię to prawie zawsze, ale nie umiałbym powiedzieć dlaczego. Wydaje mi się, że widziałem kiedy scenę z filmu, w której bohater zachował się włanie w ten sposób. Musiało to zrobić na mnie wrażenie. Schodzenie po schodach jest stratš czasu - szczególnie jeli ma się do dyspozycji windę samoobsługowš. Łatwo dzięki temu zapamiętać, gdzie sš schody - można tę wiedzę wykorzystać póniej w sytuacji awaryjnej. Wychodzę jednak z założenia, że człowiek taki jak ja powinien umieć znaleć schody bez biegania po nich.Mieszkanie numer 311, którego szukałem, znajdowało się od frontu budynku, na trzecim piętrze. Stałem chwilę przed drzwiami, uważnie nasłuchujšc. W końcu nacisnšłem dzwonek, trzymajšc na nim palec dłuższš chwilę. Potem odczekałem trzydzieci sekund i nacisnšłem go znowu.Wierzcie mi - to nie jest strata czasu. Publiczne instytucje z pięćdziesięciu stanów dostarczajš żywnoć tym wszystkim, którzy zaniedbali ten drobny szczegół. Samo nacinięcie nie wystarczy. Parę lat temu zadzwoniłem do drzwi mieszkania uroczej pary o nazwisku Sandoval przy Park Avenue, wciskałem go, aż rozbolał mnie palec, i wylšdowałem w więzieniu bez przekroczenia pola start. Dzwonek nie działał. Kiedy wszedłem, państwo Sandoval pałaszowali angielskie bułeczki w kšciku kuchennym. W ten sposób Bernard G. Rhodenbarr wylšdował w małym pokoiku z okratowanymi oknami.Tym razem dzwonek działał. Kiedy nacisnšłem go po raz drugi i nadal nie było reakcji, rozchyliłem swój lekki płaszcz - zeszłoroczny krzyk mody w kolorze oliwkowym bez szkockiej kraty - i wycišgnšłem z kieszeni spodni futerał ze wińskiej skóry. W rodku znajdowały się różnego rodzaju wytrychy i kilka innych użytecznych drobiazgów z niemieckiej stali. Otworzyłem futerał, zapukałem w drzwi, na szczęcie, i zabrałem się do pracy.Zabawne. Im bardziej luksusowy jest budynek, im bogatsi lokatorzy i czujniejszy portier, tym łatwiej włamać się do mieszkania. Ludzie, którzy mieszkajš w dzielnicy Hells Kitchen, instalujš pół tuzina zamków w klamce i zamek policyjny firmy Segal. Mieszkańcy domów czynszowych wychodzš z założenia, że do ich drzwi będš się dobijać najgorsi degeneraci i osiłki, dla których wyłamanie zamka sprężynowego to pestka, więc robiš wszystko, żeby się zabezpieczyć. Natomiast, jeli budynek samym swoim wyglšdem odstrasza włamywaczy, większoć lokatorów godzi się na zabezpieczenia zainstalowane przez właciciela.W tym przypadku właciciel budynku zainstalował zamek firmy Rabson. To bardzo porzšdne zabezpieczenie, ale potrafię sobie z nim poradzić.Zajęło mi to około minuty. Minuta może być długa albo krótka, ważna albo bez znaczenia. Ale szećdziesišt sekund wydaje się cišgnšć w nieskończonoć, kiedy próbujesz się włamać do mieszkania obcej osoby i wiesz, że w każdej chwili jaki wcibski sšsiad może pojawić się na korytarzu i zażšdać wyjanień.Nikt nie otworzył sšsiednich drzwi i nikt nie wysiadł z windy. Wykorzystałem swoje wypolerowane narzędzia z hartowanej stali i zawiasy szczęknęły. Kiedy zamek ustšpił, wypuciłem z płuc powietrze, które trzymałem przez dłuższš chwilę, i wzišłem kolejny oddech. Potem przekręciłem delikatnie wytrych i otworzyłem zamek sprężynowy. Po zamku w klamce była to bułka z masłem i kiedy mechanizm się cofnšł, poczułem dreszcz podniecenia, który zawsze pojawia się w takiej sytuacji. Można to porównać z jazdš kolejkš w wesołym miasteczku albo triumfem seksualnym. Sami wybierzcie odpowiednie okrelenie.Przekręciłem klamkę i ciężkie drzwi otworzyły się na pół cala. Czułem, jak pulsuje mi krew w żyłach. Nigdy nie wiadomo, co cię czeka po drugiej stronie. Dlatego to zajęcie jest takie ekscytujšce i jednoczenie przerażajšce. W owej chwili zawsze mam tremę, chociaż otwierałem zamki setki razy.Pokój pogršżony był w mroku. Zamknšłem drzwi, przekręciłem zamek w klamce, wyjšłem z kieszeni latarkę w kształcie długopisu i rozejrzałem się dookoła. Żaluzje były spuszczone. Dlatego panowała tu całkowita ciemnoć. Pomylałem, że gdybym zapalił wiatło, mieszkańcy z sšsiedniego budynku nie zauważyliby tego. Być może okna mieszkania 311 przy Szećdziesištej Siódmej Ulicy wychodziły na bocznš cianę sšsiedniego budynku.Kiedy zapaliłem wiatło, rozbłysły żarówki w dwóch lampach stołowych od Tiffanyego. Wyglšdem przypominały reprodukcje, były całkiem ładne. Zaczšłem chodzić po pokoju, chłonšc jego atmosferę. Zawsze tak robię.Pokój był miły i przestronny. Mógł mieć powierzchnię około piętnastu na dwadziecia pięć stóp kwadratowych. Na wypolerowanej, dębowej podłodze leżały dwa orientalne dywany. Większy pochodził z Chin, a drugi, leżšcy w rogu pokoju, wyglšdał jak buchara - przynajmniej tak mi się wydawało. Moja wiedza o takich dywanach pozostawia wiele do życzenia. Wiem o nich tak mało, ponieważ trudno je ukrać.Najpierw podszedłem do biurka. Było to dziewiętnastowieczne dębowe biurko z żaluzjš. Od razu zwróciłem na nie uwagę, ponieważ lubię tego typu meble. Ponadto miałem zamiar przeszukać wszystkie jego szuflady i zakamarki. Takie polecenie otrzymałem od tłustego mężczyzny o przebiegłych oczach. Zamierzałem wykonać zadanie jak najlepiej.- Stoi tam duże, stare biurko - powiedział grubas o czekoladowych oczach, wpatrujšc się w punkt nad moim lewym ramieniem. - Chodzi o biurko z żaluzjš.- Mšdra nazwa - powiedziałem.Mężczyzna nie zwrócił uwagi na moje słowa.- Zobaczysz je, jak tylko wejdziesz do pokoju. Wielki, stary mebel. W rodku znajduje się pudełko. - Rękami pokazał mi jego wielkoć. - Mniej więcej takie. Jak pudełko na cygara. Może odrobinę większe lub mniejsze. Zapamiętaj, że przypomina pudełko na cygara. Ma niebieski kolor.- Niebieski...- Jest pokryte niebieskš skórš. Wydaje mi się, że to drewno obite skórš. Zresztš - wszystko jedno. Zależy mi na zawartoci.- Co jest w rodku?- To bez znaczenia. - Spojrzałem na niego, zastanawiajšc się, kto z nas miał odegrać rolę Abbotta, a kto... Costella. Mężczyzna skrzywił się. - Jeli przyniesiesz pudełko, dostaniesz pięć tysięcy dolarów. To odpowiednie wynagrodzenie za kilka minut pracy. Pudełko jest zamknięte. Jego zawartociš się nie przejmuj.- Rozumiem.Grubas przeniósł wzrok z mojego lewego ramienia na prawe. Przy okazji spojrzał mi pogardliwie w oczy.- Sšdzę, że nie masz kłopotu z otwieraniem zamków.- Jestem specem.- Lepiej, żeby nie otwierał pudełka.- Rozumiem.- Byłoby kiepsko, gdyby to zrobił. Po prostu mi je przynie. Dostaniesz resztę forsy i wszyscy będš zadowoleni.- Hm... - westchnšłem. - Chyba wiem, do czego zmierzasz.- Co takiego?- Grozisz mi - po...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]