Pozadanie, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Porywajšca powieć o namiętnoci i miłoci, o honorze i zdradzie.:O ! ' Nie chowaj tej ksišżki przed żonš! I tak kupi sobie nowš!^jLV>On jest najbogatszym i najprzystojniejszymarystokratš w całej Anglii, ale też najbardziejaroganckim; ona - porywajšcš pięknociš z Bostonu,z ognistym temperamentem i tajemniczš przeszłociš.Ona przysięgła sobie, że go uwiedzie;on nie ugišł się jeszcze przed żadnš kobietš.Może gdy los zmusi ich do zjednoczenia silprzeciwko wspólnemu wrogowi,ulegnš namiętnoci?^$T^Julie Garwood, obok Amandy Quick i Jude Deveraux, należydo czołówki autorek romansów historycznych.Niemal wszystkie jej ksišżki trafiajš na czoło listybestsellerów New York Timesa", osišgajšc w samychtylko Stanach kilkumilionowe nakłady.^^v>Nakładem Wydawnictwa Da Capo ukazały sięPodarunek", Montana", Oblubienica", Angielka",Nagroda " i Tajemnica ".Już wkrótce kolejna powieć tej autorki.v*. r\-\'4 &ąV..- *sm^ar?+ \ISBN 83-7157-058-9TC J JULIE G A R W O O DHOR)kTytuł oryginału REBELUOUS DESIRECopyright Š 1986 by Julie GarwoodKoncepcja serii Marzena Wasilewska-GinalskaRedaktor Mirosław GrabowskiIlustracja na okładce Robert PawlickiProjekt okładki,skład i łamanieFELBERGMIEJSKA BłBUOTEKA PUBLICZNA trGBwicaHNr inw. l O Q l ^PrologiFor the Polish translation Copyright Š 1996 by Wydawnictwo Da CapoFor the Polish edition Copyright Š 1996 by Wydawnictwo Da CapoWydanie I ISBN 83-7157-058-9Printed in Germany by ELSNERDRUCK-BERLINAnglia, 1788Dziewczynka, obudzona podniesionymi głosami, usiadła wyprostowana na łóżeczku. Przetarła pišstkami oczy.- Nianiu - szepnęła w zapadłej nagłe ciszy.Spojrzała w przeciwległy kšt pokoju, gdzie obok kominka stał pusty bujany fotel. Drżšc z zimna i ze strachu, wliznęła się z powrotem pod pierzynę. Gdzie była niania?Żarzšcy się na kominku popiół, wiecšc w ciemnoci pomarańczowym blaskiem, przywodził dziewczynce na myl oczy demonów. Postanowiła, że nie będzie na nie patrzeć, i odwróciła się w stronę okna. Jednak przerażajšce oczy nadal jš ledziły, rzucały na ciany niesamowite cienie olbrzymów i potworów i ożywiały nagie gałęzie stukajšce o szyby.- Nianiu - powtórzyła dziewczynka płaczliwie.I wtedy usłyszała głos papy. Brzmiał obco i ostro, lecz strach natychmiast jš opucił. Nie była sama. Papa był w pobliżu, więc nic jej nie groziło.Już ponad miesišc mieszkali w nowym domu, lecz do tej pory nikt ich nie odwiedzał. A teraz papa krzyczał na kogo i dziewczynka, już nieco uspokojona, chciała się dowiedzieć, o co chodzi.Przekręciła się na brzuszek, a potem zsunęła na podłogę. Po obu stronach łóżka ułożone były poduszki, więc torujšc sobie drogę, musiała jednš z nich odepchnšć na bok. Na bosaka przebiegła szybciutko po drewnianej podłodze, a biała nocna koszulka plštała się wokół jej nóżek. Odsunęła z oczu kosmyk czarnych włosów i ostrożnie nacisnęła klamkę.5JULJE GARWOODGdy dotarła do schodów, zatrzymała się słyszšc obcy głos. Jej oczy rozszerzyły się ze strachu i zdziwienia, gdy nieznajomy zaczšł wykrzykiwać pełne nienawici słowa. Dziewczynka wyjrzała ostrożnie zza balustrady i zobaczyła w hallu ojca stawiajšcego czoło tajemniczemu mężczynie. Ze swojej kryjówki u szczytu schodów dojrzała jeszcze jednego człowieka, częciowo ukrytego w cieniu.- Ostrzegalimy cię, Braxton! - krzyczał nieznajomy. -Dobrze nam zapłacono za dopilnowanie, aby nie sprawiał więcej kłopotów!Trzymał w ręku pistolet, podobny do tego, który ojciec zwykł nosić dla obrony. Mierzył prosto w pier papy! Dziewczynka zaczęła zbiegać po krętych schodach, chcšc przytulić się do ojca. Na ostatnim stopniu zatrzymała się. Zobaczyła, jak papa wytršca pistolet z ręki napastnika i broń szerokim łukiem spada do jej stóp.Z mroku wynurzył się drugi mężczyzna.- Perkins przesyła ci pozdrowienia - powiedział chropawym głosem. - Zawiadamia cię również, że nie musisz się martwić o małš. Dobrze się niš zajmie.Dziewczynka zaczęła się trzšć. Nie była w stanie spojrzeć na mówišcego. Wiedziała, że jeli to zrobi, zobaczy oczy demona, pomarańczowe i lnišce. Ogarnšł jš strach. Wokół siebie wyczuwała zło. Nieomal namacalne.Mężczyzna, który w oczach dziecka był diabłem wcielonym, zniknšł w mroku, a drugi zamachnšł się i zadał ojcu potężny cios.- Z poderżniętym gardłem nie będziesz taki wygadany -zarechotał oprawca i podczas gdy papa usiłował wstać, wycišgnšł z pochwy ogromny nóż. Jego przerażajšcy miech odbijał się echem od cian korytarza. Zdawało się, że to upiory skrzeczš na siebie w zażartej kłótni.Mężczyzna przekładał nóż z ręki do ręki, okršżajšc swš ofiarę.- Papo, pomogę ci! - pisnęła dziewczynka sięgajšc po pistolet. Był ciężki i tak zimny, jakby przeleżał wiele godzin w niegu. Jeden z pulchnych paluszków wsunšł się w metalowy kabłšk.Zaciskajšc broń w drżšcych dłoniach, z wycišgniętymi ršczkami zaczęła ić w kierunku zmagajšcych się postaci. Chciała podać papie pistolet Zastygła jednak w przerażeniu, gdy napastnik wbił ogromny nóż w ramię ojca.6iPOŻĽDANIE- Papo! Pomogę ci, papo! - krzyknęło dziecko przeraliwie. Pełen strachu i desperacji szloch przerwał szamotanie. Trzejmężczyni z niedowierzaniem spojrzeli na czteroletniš dziewczynkę celujšcš do nich z pistoletu.- Nie! - zaskrzeczał demon. miech zamarł mu w gardle.- Uciekaj, Caroline! Uciekaj, kochanie, uciekaj!Lecz ostrzeżenie przyszło za póno. Spieszšc do ojca, dziewczynka przydeptała brzeg nocnej koszulki i upadajšc, odruchowo zacisnęła ršczki na spucie. Zamknęła oczy, gdy wybuch zatrzšsł cianami hallu.Kiedy podniosła powieki, ujrzała, co zrobiła. A potem oczy zaszły jej mgłš.K1Anglia, 1802Wystrzały rozdarły ciszę, przerywajšc spokojnš podróż przez Anglię.Caroline Mary Richmond, jej kuzynka Charity i ich czarny towarzysz Benjamin usłyszeli huk w tej samej chwili. Charity pomylała, że to grzmot, i wyjrzała przez okno. Zmarszczyła brwi ze zdziwieniem, gdyż niebo było czyste i błękitne jak w najpiękniejszy jesienny dnień, a na horyzoncie nie dostrzegła ani jednej burzowej chmury. Już chciała skomentować ten fakt, gdy kuzynka złapała jš za ramiona i pchnęła na podłogę wynajętego powozu.Zatroszczywszy się o bezpieczeństwo towarzyszki podróży, Caroline wycišgnęła z sakiewki pistolet wykładany masš perłowš, a gdy powóz gwałtownie zatrzymał się na zakręcie, znalazła się nagle na plecach Charity.- Caroline, co ty wyprawiasz? - W głosie, który dobiegł z podłogi, słychać było wyranš pretensję.- To strzały - wyjaniła Caroline.Benjamin, siedzšcy naprzeciw dziewczyny, przygotował broń i ostrożnie wyjrzał przez otwarte okienko.- Zasadzka przed nami! - zawołał wonica z mocnym irlandzkim akcentem. - Lepiej tu poczekać - poradził przemykajšc ku tyłowi powozu.- Widzisz cokolwiek? - zapytała Caroline Benjamina.- Tylko wonicę chowajšcego się w krzakach - odparł Murzyn z wyranym obrzydzeniem w głosie.- Ja nic nie widzę - oznajmiła Charity niezadowolonym tonem. - Proszę cię, przesuń nogi. Podepczesz mi sukienkę.POŻĽDANIEUsiłowała usišć prosto, lecz w końcu udało jej się tylko uklęknšć. Kapelusz miała na wysokoci szyi, zaplštany w bujne blond loki oraz różowe i żółte wstšżki. Okulary w drucianych oprawkach siedziały na jej małym nosku dziwacznie przekrzywione. Mrużyła oczy, starajšc się doprowadzić do porzšdku.- Doprawdy, Caroline, wolałabym, aby mnie chroniła nieco mniej żywiołowo - zbeształa kuzynkę. - O Boże, zgubiłam jedno z moich szkieł - jęknęła. - Pewnie zaplštało mi się gdzie w sukni. Czy mylicie, że to zbójcy rabujšcy jakiego biednego podróżnego?Caroline zastanowiła się przez chwilę.- Sšdzšc z liczby strzałów, pewnie tak - odparła. Jej głos, łagodny i spokojny, był odruchowš reakcjš na nerwowš paplaninę Charity. - Benjaminie! Zobacz, proszę, co z końmi. Jeżeli sš wystarczajšco spokojne, pojedziemy i zaproponujemy pomoc.Benjamin przytaknšł z aprobatš i otworzył drzwiczki. Powóz zatrzšsł się pod jego imponujšcš wagš, gdy tylko Murzyn się poruszył. Musiał nawet skulić ramiona, żeby się zmiecić w drzwiczkach. Jednak zamiast pospieszyć na przód do zaprzęgniętych koni, skierował się ku tyłowi powozu, gdzie przywišzano dwa araby Caroline. Zwierzęta przebyły z nimi całš drogę z Bostonu i stanowiły podarunek dla ojca Caroline - hrabiego Braxton.Ogier był niespokojny, klacz również, lecz Benjamin szybko opanował zwierzęta, przemawiajšc do nich w piewnym afrykańskim dialekcie, który tylko Caroline w pełni rozumiała. Potem odwišzał je i podprowadził do boku powozu.- Poczekaj tu, Charity - poleciła Caroline. - I nie wychylaj głowy!- Bšd ostrożna! - Charity wdrapała się z powrotem na siedzenie. Nie zważajšc zupełnie na zakaz, natychmiast wystawiła głowę przez okno i obserwowała, jak Benjamin wsadza Caroline na grzbiet ogiera. - Ty też uważaj na siebie, Benjaminie! - zawołała, gdy ogromny mężczyzna usadowił się na grzbiecie niespokojnej klaczy.Caroline poprowadziła drogš wród drzew, zamierzajšc zaskoczyć bandytów od tyłu. Liczba strzałów sugerowała czterech, może pięciu napastników, a ona nie chciała wjechać w sam rodek bandy zbirów przy tak nierównych szansach.X9JUUE GARWOODGałęzie czepiały się jej błękitnego kapelusza, więc szybko go zdjęła i rzuciła na ziemię. Gęste włosy, czarne jak noc, opadły w nieładzie na szczupłe ramiona.Zatrzymały ich podniesione głosy. Caroline i Benjamin, dobrze ukryci w gęstwinie, mieli niczym nie zmšcony widok. Dziewczynę aż dreszcz przebiegł po plecach.Czterech krzepkich mężczyzn na koniach stało z boku pięknego czarnego powozu. Wszyscy oprócz jednego nosili maski. Zwróceni byli w stronę najwyraniej bogatego mężczyzny, który powoli wysiadał z powozu. Caroline zobaczyła jasnoczerwonš krew spływajšcš po nogawkach jego ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]