Powolne ptaki, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ian WatsonPowolne PtakiTego roku majowy festiwal, którego głównym punktem były zawody łyżwiarskie odbywał się w Tuckerton.Pónym rankiem, kiedy sędziowie wyznaczali na szklanej gładzi tor za pomocš czerwonych choršgiewwarunki do popołudniowych zawodów. Nie padało, szkłonie będzie więc zalane wodš jak zeszłego roku w Atherton. Nie było jaskrawego słońca, które olepiało widzówprzed dwoma laty w Buckby. I wiatr, doć silny;ale nie porywisty: idealny, żeby zawodnicy mogli nabrać prędkoci wykorzystujšc żagle, a jednoczenie niezwalajšcy z nóg jak przed czterema laty w Edgewood,kiedy zdarzyło się wiele kontuzji.Po zawodach miało być pieczenie wieprzka, a właciwie spożywanie jego smakowitych owoców, bo wieprzekobracał się z wolna na rożnie już od trzydziestuszeciu godzin. Miały być też otwarte beczki przedniego piwa. Na razie jednak wszystkie myli JasonaBabbidge'a pochłaniało sprawdzanie łyżew i pięknego,szafranowego żagla.Miał on wysokoć rosłego mężczyzny i zrobiony był z najlepszego, starego jedwabiu łatanego w kilku tylkomiejscach. Uchwyt z giętkiego jesionu cišgniętybył w łuk mocnš konopnš linkš. Jason niczym harfiarz tršcał jš w skupieniu, sprawdzajšc nacišg. Częćzawodników wyszła już na taflę demonstrujšc przyaplauzie widzów swoje umiejętnoci. Byli to przeważnie ludzie z Tuckerton, zachowujšcy się; jakby byliwłacicielami tafli i znali jš lepiej niż gocie,choć oczywicie niczym nie różniła się ona od takiego samego szkła koło Atherton.Młodszy brat Jasona, Daniel, gwizdnšł z podziwem na widok miejscowego zawodnika zataczajšcego na pełnejszybkoci idealne kręgi, z fioletowym żaglem,trzepocšcym przy halsowaniu.- Spójrz na niego, Jason!- Co, Bob Marchant? Miał wywrotkę w zeszłym roku. Po co się męczyć przed gwizdkiem?Teraz wyszły na szkło dwie siostry z Buckby, które z dobranymi czarnymi żaglami zataczały wokół siebieósemki, o włos od zderzenia.- Id, Jason, pokaż im - zachęcał brata Daniel.Zawodnicy z innych wsi też zaczynali wychodzić na szkło, ale Jason zauważył, że Max Tarnover stałnieopodal, obserwujšc ich wyczyny z umiechem wyższoci.Mistrz Tarnover z Tuckerton, ubiegłoroczny zwycięzca z Atherton mimo ulewy... Bioršc z niego przykład, anawet idšc dalej, Jason odwrócił się od wydarzeńna tafli i lustrował tłum widzów.Zauważył wuja, Johna Babbidge,'a, prowadzšcego ożywionš rozmowę z jakim człowiekiem z Edgewood tużkoło orkiestry dętej. Nie było to najdogodniejszemiejsce do towarzyskiej pogawędki, widocznie więc ubijali jaki interes. Tymczasem na łšce za orkiestršdzieciaki z pięciu wsi roiły się jak pszczoły wokółprzygotowanych dla nich atrakcji. Ci za doroli, którzy nie interesowali się popisami orkiestry, rozgrzewkšzawodników ani plotkami, oblegali kramy ztowarami i wytworami rzemiosła. Na więcie zebrało się chyba z tysišc osób i pobliska wioska wyglšdała- nacałkiem wyludnionš. Nawet dla starych ludziprzygotowano derki, ławy, i puste baryłki.Kiedy orkiestra opuciła instrumenty, żeby odpoczšć po odegraniu Tańca kwiatów", ponad gwar głosówwzbił się przerażony lek owcy. To jaki wieniakwskoczył do małej zagrody, gdzie jagnie, prawie już dorównujšce wielkociš ostrzyżonej i bronišcej się przednim matce, wpychało się, pod je brzuch, usiłujšcssać i chować się jednoczenie. miejšc się wieniak podniósł jagnię za szyję i tylne nogi, żeby ocenić jegowagę i może zdobyć jakš nagrody. Teraz przeciskałasię przez tłum matka Jasona, przeżuwajšc resztę pasztecika.- Powodzenia, synu ! - umiechnęła się.- Mówiłem ci, mamo - że życzenie powodzenia przynosi pecha - zaprotestował Jason.- A wypchaj się ! Do licha z zabobonami ! - Dotknęła szyi, jakby chciała popchnšć ostatni kęs, ale naprawdępokazywała, że nie nosi żadnych amuletów.- Chyba się trochę poruszam. - Zrzuciwszy sandały Jason osiadł, żeby założyć łyżwy. Potem przy pomocybrata podniósł się i stał z kolanem w iks, na wrzynajšcychsię w trawę łyżwach, podczas gdy Daniel mocował mu do ramion żagiel. Jason uchwycił sznurki kierujšce rejkši żaglem.- W porzšdku. - Poruszył żaglem w jednš i w drugš stronę. - Chodmy.Ale w chwili, kiedy miał wkroczyć na szkło, w odległoci niespełna stu metrów nad taflš pojawił się powolnyptak.Zmaterializował się tuż przed jednš z sióstr Buckby. Nie mogšc już skręcić, nie miała innego wyboru, jak paćna plecy. Krzyczšc ze złoci, a może teżz bólu, przejechała pod powolnym ptakiem na wznak, na zniszczonym żaglu...Nazywano je powolnymi ptakami, bo leciały w powietrzu z dostojnš prędkociš dwóch metrów na minutę.Wyglšdem też trochę przypominały ptaki, ale tylko trochę. Ich walcowate metalowe ciała zaokršglały się wprzedniej częci, w tylnej zwężały się w usterzonyogon, a porodku miały dwa krótkie skrzydła. Te skrzydła nie mogły mieć nic wspólnego z utrzymywaniem ichmasy w powietrzu; ptaki miały obwód końskiegotułowia i długoć dwóch leżšcych mężczyzn. Może te skrzydła służyły do utrzymywania kierunku albowysokoci.Barwę miały srebrnoszarš, ale była to tylko barwa ich zewnętrznej powłoki z miękkiego metalu podobnego doołowiu. Pod jego półcentymetrowš warstwš wewnętrznykadłub był czarny i sztywny jak stal. Dzioby ptaków miały zawsze po kilka rys od zderzeń z różnymiprzeszkodami w cišgu wielu lat. Powolne ptaki utrzymywałystale tę samš wysokoć nad powierzchniš ziemi - brzuch na poziomie ludzkich ramion - i zmieniały kurs,omijajšc solidniejsze budynki i stare drzewa; aleprzez wszystkie słabsze przeszkody po prostu się przeciskały. Stšd charakterystyczne rysy na każdym. Jednakznacznie łatwiejszym sposobem ich rozróżnianiabyły rysunki i napisy wydrapane na ich bokach : inicjały w sercach, daty, nazwy miejscowoci, urywki tekstów.Z tego można było wywnioskować, ile byłotych powolnych ptaków. Bo nikt nigdy nie widział dwa razy tego samego. Każdy z nich pojawiał się - nadwzgórzem, w dolinie, porodku doliny - leciał powoliprzez jaki czas, od godziny do doby, pokonujšc odległoć od kilkudziesięciu metrów do dwóch, trzechkilometrów. I znowu znikał, żeby ukazać się znienackazupełnie gdzie indziej, daleko lub blisko, po długim czasie albo prawie natychmiast.Zazwyczaj ptak znikał, żeby: pojawić się ponownie.Nie zawsze jednak. Kilka razy w roku, na obszarze tego wyspowego kraju, powolny ptak osišgał kres swojejwędrówki.Niszczył wtedy siebie i cały teren w promieniu czterech kilometrów, topišc wszystko w taflę szkła.Spolaryzowana, cile ograniczona strefa mierci.Kilka metrów od jej obrzeża człowiek mógł ujć cało, chwilowo tylko ogłuszony i oszołomiony.Jak dotšd nie zdarzyło się, żeby powolny ptak eksplodował nad już istniejšcš taflš szkła. W rezultacie wielewsi i miasteczek wyrastało jak najbliżejtego, co już zostało zniszczone, a wieć o powstaniu nowej tafli powodowała przesuwanie się tam gospodarstw icałych osad. Większoć jednak ludnoci trzymałasię fatalistycznie dawnych, historycznych miejscowoci. Liczyli na to, że żaden powolny ptak nie wybuchnietam za ich życia. A gdyby nawet tak się stało,to i tak nie będš nic o tym wiedzieć. Chyba że szkło pokryłoby tylko częć miejscowoci, a wtedy, po okresieżałoby, pozostali przy życiu mieszkańcy moglibypoczuć się bezpiecznie.Co prawda, na dłuższš metę cały kraj od wybrzeża do wybrzeża, z północy na południe, będzie jednš wielkštaflš szkła. Albo może raczej szachownicš stykajšcychsię kręgów, szklanš mozaikš. A co między nimi? Spłachcie pustynnego piasku, jeżeli klimat będzie corazsuchszy z powodu odbicia promieni słonecznych odszkła. Albo bagna. Ale do tego było jeszcze daleko: sto, dwiecie, trzysta lat. Więc ludzie nie przejmowali sięzbytnio. Przyzwyczaili się do tego przezcałe życie, a przed nimi ich rodzice. Może którego dnia powolne ptaki przestanš się pojawiać. I znikać. Iwybuchać. Tak jak kiedy zaczęły. W każdym raziewedług wszystkich danych sytuacja wyglšdała tak samo wszędzie na wiecie. Jedynie oceany były bezpieczne.Może więc pewnego dnia ludzkoć będzie musiałaprzesišć się na tratwy. Tylko z czego je wtedy zbuduje? Tymczasem ludzie jako żyli i większoć od dawna jużprzestała zadawać pytania. Bo odpowiedzinie było.Siostra pomogła dziewczynie wstać. Chyba nic sobie nie złamała. Ucierpiała głównie jej godnoć - ioczywicie; żagiel.Wszyscy łyżwiarze zatrzymali się i wrogo przyglšdali się rakiecie. Jej brzuch i boki były niemal pozbawionenapisów i widzšc to kilku chłopców wysypałosię na tafla trzymajšc w pogotowiu scyzoryki, zardzewiałe gwodzie i inne ostre narzędzia. Sędzia zgonił ichgniewnym gestem.- Sio ! Wynocie się ! - Jego spojrzenie zatrzymało się na fasonie, który przez chwilę pomylał, że sędziazwróci się do niego, ten jednak zawołał :- Mistrzu Tarnover! - i Max Tarnover mijajšc Jasona podjechał do Sędziego.Po krótkiej naradzie sędzia przyłożył dłonie do ust.- Opóniamy start o pół godziny - huknšł. - Młoda dama musi mieć szansę naprawy żagla, bo jak wszyscy -widzieli, nie była to jej wina.Jason odnotował lekki grymas rozbawienia na twarzy Tarnovera, bo teraz pozostali zawodnicy musieli albojedzić dalej, tracšc energię na przedłużonšrozgrzewkę, albo zejć z tafli na przerwę, rozładowujšc się psychicznie. Prawie wszyscy wybrali przerwę inapoje orzewiajšce.- To ci szczęcie ! - parsknęła pani Babbidge, kiedy Max Tarnover przechodził koło nich.Tarnover zatrzymał się przed fasonem.- Prawdę mówišc, mylę, że z jej żagla nic nie będzie - wyznał. - Ale ca można zrobić? Inaczej te siostry zBuckby miałyby pretensje. Na pewno ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]