Polowanie, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ELIZABETH MOONPOLOWANIETytuł oryginału: HUNTING PARTYTłumaczenie: Marek PawelecPodziękowaniaDziękuję wszystkim, którzy wspierali ten projekt: Alexis i Laurie, które daływszystkiemu poczštek słowami: Czemu nie polowanie na lisy i statki kosmiczne?;Margaret, która pomogła mi odzyskać porozrzucane kawałki tekstu po kompletnym padnięciukomputera; kilku cierpliwym przyjaciołom, którzy przeczytali pierwsze wersje ksišżki iwyłapali różne problemy logiczne; mojemu mężowi Richardowi, który woli nowe rozdziałyod ciepłych posiłków i posprzštanego domu; synowi Michaelowi, który w końcu nauczył siędawać mi spokój do chwili, gdy zadzwoni zegar kuchenki (o ile nie trwa to dłużej niżpiętnacie minut). Dziękuję również wszystkim miłym pracownikom sklepu Vica - Vicowi,Marthcie, Johnowi, Debbie i Penny - których zainteresowanie i pomoc nie pozwalałyzamylonej pisarce zapominać o mleku, chlebie i innych koniecznych artykułach. Szczególnepodziękowania należš się tym razem Vicowi Kysorowi Jr., który w rozmowie nad ladšmięsnš w sklepie ojca stworzył pewnš postać i rozwišzał dla mnie problem. Oczywiciewszystkie niedoskonałoci w tej ksišżce sš wyłšcznie rnojšwinš - nawet najlepsi pomocnicynie zrobiš wszystkiego.ROZDZIAŁ PIERWSZYHeris Serrano opuciła swój pokój w małym, ale przyzwoitym hotelu portowym nastacji Rockhouse i ruszyła do przystani jednostki, którš miała dowodzić, przekonana, żewyglšda jak idiotka. Nikt na jej widok nie rozemiał się w głos, ale to mogło tylko znaczyć,że przechodnie woleli namiewać się za jej plecami, niż ryzykować konfrontację z byłš oficerZawodowej Służby Kosmicznej.Heris starała się nie patrzeć na ludzi, którzy zgromadzili się w porcie dzielnicyhandlowej. Jej uszy płonęły - czuła rzucane za plecami spojrzenia. Nie mogła ukryć swojegowojskowego rodowodu, nawet gdyby zmieniła sposób chodzenia - należała do ZSK prawie odurodzenia jako córka oficerów, wnuczka i bratanica admirałów, członek rodziny służšcej odniezliczonych pokoleń w wojsku. Nawet w pierwszym, żałosnym roku na Akademii czuła sięniemal jak w domu przez całe życie słyszała historie o tej uczelni, opowiadane jej przezrodziców, wujów i ciotki.A teraz wylšdowała w stroju przyozdobionym złotymi sznurami, którego kolormógłby zadowolić jedynie planetarnego admirała z jednego z pomniejszych księstw, awszystko to z powodu kaprysów starej bogaczki majšcej więcej pieniędzy niż rozumu.Wszyscy ci zajęci swoimi sprawami oficerowie i członkowie załóg statków kupieckich muszšmiać się za jej plecami. Fiolet i szkarłat nie sš normalnymi barwami mundurów, rękawypełne złotych epoletów wyglšdajš niedorzecznie, a złoto-zielone obszycie kołnierza,mankietów i klap zdradza wszystkim, że oficer ZSK stoczyła się tak nisko, że teraz będziewozić bogate ekscentryczki po kosmosie w czym bardziej przypominajšcym posiadłoć niżstatek kosmiczny.Doki handlowe kończyły się odrapanš szarš cianš z okratowanš bramš. Heriswsunęła do czytnika swojš kartę. Kraty odsunęły się, po czym opadły z powrotem za jejplecami, więżšc jš między bramš a stalowymi drzwiami z niedużym okienkiem. Kolejnyczytnik - i tym razem drzwi otworzył człowiek wycišgaj šcy rękę po jej dokumenty. Podaławymagany w cywilu pakiecik: licencję pilota, certyfikaty pięciu specjalizacji, imperialnydowód tożsamoci, opis przebiegu kariery wojskowej (tylko zarys), listy polecajšce i - conajważniejsze - umowę o pracę z lady Ceceliš de Marktos. Człowiek - pracownik ochronystacji lub rodziny Garond, tego Heris nie wiedziała - przejechał ręcznym skanerem nad tymostatnim dokumentem i oddał jej cały pakiecik.- Witamy na północnym pokładzie, kapitan Serrano - rzekł bez ladu sarkazmu wgłosie. - Mogę w czym pomóc?Przez chwilę cisnęło jš w gardle, gdy przypomniała sobie słowa, które usłyszałaby poprzejciu przez podobnš bramkę w komercyjnych dokach, gdzie stały lnišce szarekršżowniki ZSK. Gdzie widok jej szarego munduru z błyszczšcymi insygniamispowodowałby energiczne saluty i powitanie godne towarzysza broni: Witamy we Flocie.Ale nie może wrócić tam, gdzie dopadłaby jš przeszłoć. Zrezygnowała ze swojego stopnia.Nigdy więcej nie usłyszy tych słów.- Nie, dziękuję - odpowiedziała cicho. - Wiem, gdzie dokuje statek. - Nie mogłajeszcze wymówić jego nazwy, choć miała nim dowodzić. Dorastała wród jednosteknoszšcych imiona wywodzšce się od nazw bitew, potworów czy starszych okrętów z długšhistoriš. Nie mogła jeszcze powiedzieć, że objęła dowodzenie statkiem Sweet Delight.Na wszystkich stacjach północnš częć zajmowały pomieszczenia arystokracji.Bogactwo i przywileje spotykało się wszędzie, i w ZSK, i w komercyjnych dokach, ale tutajkrólowało wyłšcznie bogactwo i ci, którzy mu służyli. Plastik pokładu zasłonięto puszystymiwykładzinami, a sklepy nie miały szyldów, tylko logo sieci. Każde stanowisko dokowe byłowyposażone we własnš luzę z dwoma wejciami: jedno, oznaczone napisem bramatowarowa, prowadziło do pomieszczenia pełnego stojaków i półek na zaopatrzenie, drugieza do elegancko wyposażonego salonu dla odlatujšcych. Karta wsunięta przez Heris doczytnika wyczarowała kolejnego odwiernego, tym razem służšcego w liberii, któryzaprowadził jš do salonu. Stały tam potężne sofy i fotele obite lawendowym pluszem izarzucone poduszkami w jaskrawych kolorach oraz stoły i postumenty z czym, co zapewnebyło bezcennymi dziełami sztuki, choć dla niej wyglšdało jak nadtopione pozostałocikosmicznej bitwy.Sam kołnierz wejciowy nie był pilnowany. Heris zmarszczyła brwi. Nawet cywilepowinni mieć kogo, kto pomimo ochrony doku strzegłby głównego włazu statku. Zatrzymałasię na chwilę przed przekroczeniem granicy, która formalnie oddzielała stację od jejjednostki. Gruby lawendowy plusz, którym wyłożono korytarz, zasłaniał wszystkie kluczoweprzewody łšczšce statek z układami podtrzymywania życia stacji. Tak jak podczaspoprzedniej wizyty, Heris pomylała, że to bardzo niebezpieczne. Te przewody powinny byćwidoczne. Nawet cywile muszš stosować się do przepisów.Z wnętrza statku wydostawało się ciepłe powietrze, ale nie pachnšce przyprawami,które zapamiętała z rozmowy kwalifikacyjnej, a kwanym smrodem poranka po całonocnejzabawie. Zmarszczyła nos i poczuła, jak sztywniejšjej plecy. Statek może i formalnie należydo kogo innego, ale ona nigdy nie pozwalała na bałagan na dowodzonej przez niš jednostce -i teraz też do tego nie dopuci. Okazało się, że wkroczyła prosto w rodek rodzinnej kłótni,choć usłyszała głosy dopiero po przekroczeniu dwiękoszczelnego ekranu korytarza. Jednymspojrzeniem oceniła sytuację: wysoka, kanciasta i siwowłosa kobieta o dononym głosie - jejpracodawczyni - i trzech ponurych, przesadnie wystrojonych młodzieńców, których Heris niewpuciłaby na swój statek, oraz ich dziewczyny. Wszystkie były rozczochrane, a jedna wcišżspała na lawendowej kanapie, która doskonale pasowała do pluszowego dywanu i cian. Nawykładzinie widoczne były lady wymiotów. W momencie przekraczania bariery Herisusłyszała, jak młodzieniec o bršzowych włosach, ubrany w wymiętš koszulę, odpowiada nawybuch starszej kobiety płaczliwym głosem:- Ależ, ciociu Cecelio, to niesprawiedliwe...Heris pomylała, że niesprawiedliwociš jest fakt, że tacy jak on, zepsuci bogacismarkacze nie przechodzš szkoły życia w obozie dla rekrutów. Posłała pracodawczyni swójzwykły poranny umiech, którym zawsze witała załogę mostka.- Dzień dobry, milady.Młodzież - wszyscy poza dziewczynš pochrapujšcš na kanapie - wbiła w niš wzrok.Heris poczuła, jak czerwieniejš jej uszy, ale zignorowała to, wcišż umiechajšc się do CeceliiArtemisii Veroniki Penelopy, obdarzonej większš liczbš tytułów niż komukolwiek potrzeba,nie wspominajšc już o pienišdzach.- Ach - powiedziała dama, reagujšc na jej pojawienie się natychmiastowymopanowaniem emocji. - Kapitan Serrano. Jak miło widzieć paniš na pokładzie. Nasz odlotulegnie niewielkiemu opónieniu... - spojrzała na bršzowowłosego młodzieńca - dopóki mójsiostrzeniec się nie rozgoci. Zakładam, że pani ma już swoje rzeczy na pokładzie?- Wysłano je wczeniej, milady - potwierdziła Heris.- Dobrze. W takim razie Bates zaprowadzi paniš do kabiny. - W tym momencie Bateswyłonił się z jakiego korytarza i uprzejmie się ukłonił. Kapitan była ciekawa, czy zostanieprzedstawiona siostrzeńcowi damy teraz, czy póniej - była pewna, że gdyby dać jej szansę,potrafiłaby zetrzeć z jego twarzy ten paskudny grymas. Ale nie pozwolono jej na to. Bates -wysoki, elegancki i tak bardzo inny od popularnego wizerunku lokaja, że miała problemy zuwierzeniem w jego realnoć poprowadził jš wyłożonym pluszem korytarzem do jej kabiny.Wolałaby raczej znaleć się na mostku. Ale nie na tym mostku, lecz takim na Rapierze czychoćby na nędznym wojskowym holowniku.Bates stanšł obok drzwi kajuty.- Czy pani kapitan życzy sobie teraz przekodować zamek?Spojrzała na jego nieprzeniknionš twarz. Czy chciał zasugerować, że na pokładzie sšzłodzieje? Że kto może naruszyć prywatnoć jej kabiny? Kabiny kapitana? Wiedziała, jaknisko upadła, przyjmujšc posadę kapitana jachtu należšcego do bogatej damy, ale nie miałapojęcia, że będzie musiała zamykać własnš kabinę.- Dziękuję - odpowiedziała, zupełnie jakby sama o tym pomylała. Bates dotknšłmagnetycznym prętem płytki zamka, a ona przyłożyła do niej dłoń. Po chwili rozległ siębezbarwny, ale przyjemny głos. - Proszę podać nazwisko. - Podała je, a zamek zadwięczał ipotwierdził jej tożsamoć. - Witam w domu, kapitan Serrano. - Bates podał jej spore kółko zprętami.- To pręty do przekodowywania zamków w kajutach załogi statku ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaczytam.htw.pl