Pole bitwy z lotu ptaka, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KIR BU�YCZOWPOLE BITWY Z LOTU PTAKAPIERWSZA POWIE�� Z CYKLUTEATR CIENIPrze�o�y�a Ewa Sk�rskaTytu� orygina�u:WID NA BITWU S WYSOTYCopyright � by Kir Buty czow, 1998Ali nghts reservedProjekt ok�adki:Zombie Sputnik CorporationIlustracja na ok�adce:Piotr �ukaszewskiRedaktor prowadz�cy seri�:Dorota MalinowskaRedakcja:�ucja Grudzi�skaMiejska Biblioteka Publiczna Redakcja techniczna: �\\ , ' 61,1 -WROC�AW4 000137867. SzewEl�bieta Urba�skaKorekta:Wies�awa Partyka�amanie:Liwia DrubkowskaISBN 83-7337-116-8Warszawa 2002Wydawca:Pr�szy�ski i S-ka SA02-651 Warszawa, ul. Gara�owa 7Druk i oprawa:OPOLGRAF Sp�ka Akcyjna45-085 Opole, ul. Niedzia�kowskiego 8-12Jak pi�eczka, goniona przez okrutny los,P�dzisz ci�gle do przodu, wprost pod top�r, na cios;Biegu gry ju� nie zmienisz, pr�no modlisz si� w g�os,A regu�y zna ten, kto ci� rzuci� na stos.Omar ChajjamPrologW pokoju by�o duszno, mia�em ochot� zrobi� przeci�g, ale Mana-na przez ca�y czas zamyka�a okno - cierpia�a na chroniczny bronchit.- Napi�bym si� piwa - odezwa� si� Krogius. By�o tak gor�co, �espotnia�y mu okulary.Nie podj��em tematu.- Katrin czeka na m�j telefon - odpar�em.Tylko zaprzysi�g�y masochista m�g� p�j�� na spotkanie o sz�stejwieczorem w upa�, jakiego nie pami�taj� nawet najstarsi synoptycy.- Przy by�ym pomniku Swierd�owa postawili stoliki - oznajmi�Krogius.Wykr�ci�em numer.Dobrze by by�o, gdyby Katrin nie zgodzi�a si� ze mn� spotka� -bo na przyk�ad ma niezaplanowane zebranie. Jej laboratorium za-mierza og�osi� g�od�wk�, ��daj�c wyp�acenia pensji za luty.Odebra�a od razu, jakby siedzia�a przy telefonie i czeka�a, a� za-dzwoni�. Nie jestem wart takiego oddania.Przede wszystkim powiedzia�a, �e mog�em zadzwoni� wcze-�niej. W taki upa� nawet najczulsze dziewcz�ta staj� si� k��tliwe.Krogius sta� nade mn�, spogl�daj�c �a�o�nie. Obok telefonu po�o-�y� siatk� z cukrem - pewnie Swieta czeka na niego, �eby pojecha�na dacz�, gdzie trwa�y przygotowania do sma�enia wi�niowychkonfitur.Katrin m�wi�a tak cicho, �e nic nie mog�em zrozumie�.- M�w do s�uchawki! - za��da�em.- I tak ju� krzycz� - odpar�a Katrin.- Garik! - j�kn�� b�agalnie Krogius. - Zapomnia�em na �mier�!Swietka zaraz wyjdzie z pracy!- Przez p� godziny telefon by� wolny. Musia�e� czeka�, a� we-zm� s�uchawk�?- Ale znasz Swietk�!- Czy ty mnie w og�le s�uchasz? - spyta�a w s�uchawce Katrin.- Bardzo uwa�nie.- W takim razie powt�rz, co przed chwil� powiedzia�am.- Spotykamy si� za dwadzie�cia pi�� minut. Tam gdzie zawsze.- A mnie si� wydawa�o, �e nie s�uchasz.- Prosz� - powiedzia�em do Krogiusa, nacisn��em wide�ki i po-da�em mu s�uchawk�.Przed wej�ciem do laboratorium wpad�em na Soni� z biblioteki.Nie wiedzie� czemu zapragn�a porozmawia� ze mn� tu� przed ko�-cem dnia pracy. Oznajmi�a, �e mam wstrzymany abonament, bo nieodda�em sze�ciu ksi��ek. Zupe�nie zapomnia�em o tych ksi��kach.Przynajmniej dwie z nich wzi�� Hamlet. A Hamlet wyjecha� do domu,do Armenii, kt�ra akurat wtedy sta�a si� pa�stwem niepodleg�ym.Gdy ju� Sonieczka sko�czy�a m�wi� nieprzyjemne rzeczy, sp�-dzi�a z twarzy surowo�� i czule zapyta�a:- B�dzie pan wyst�powa� na posiedzeniu?A mo�e wcale nie mia�a na imi� Sonieczka? Mo�e Rozoczka?Albo Rozalinda?- Niestety, wyje�d�am w podr� s�u�bow� - odpar�emi u�miechn��em si� u�miechem znanego francuskiego aktora.Sonieczka pozna�a we mnie Jeana-Paula Belmondo i powiedzia-�a, �e mam dar przeistaczania si�. �e marnuje si� we mnie wielki ar-tysta. Sam wiedzia�em, �e mam dar przeistaczania si�. Ale czy mar-nuje si� we mnie wielki artysta?- Jaka szkoda, �e si� pan nie uczy!- Ja i tak wszystko umiem.- Z pana to �artowni�!- Wcale nie �artowa�em.- Ciekawy z pana cz�owiek. Dobry.- Myli si� pani - zaprotestowa�em. - Tylko udaj� dobrego.A w rzeczywisto�ci...Ugryz�em si� w j�zyk: omal nie pokaza�em dziecku g�odnegokrokodyla. I �miertelnie bym j� przestraszy�.Na zewn�trz by�o jeszcze gorzej ni� w naszej suterenie. �eby za-bi� czas, poszed�em pieszo. Przed przej�ciem podziemnym sprzeda-wano przywi�d�e r�e. Pomy�la�em, �e je�li je kupi� i p�jdziemygdzie� z Katrin, b�d� wygl�da� jak nieudany narzeczony.Z podziemia wyszed�em przy pomniku Puszkina. Pod monu-mentem le�a� bukiecik wyblak�ych b�awatk�w. Ow�adn�o mn� dziw-ne uczucie, jak gdyby to wszystko ju� kiedy� si� zdarzy�o. Ten dusz-ny dzie�. I b�awatki. I fotograf przy przeno�nym stendzie.Podszed�em do p�okr�g�ej marmurowej �awki w cieniu niedaw-no rozkwit�ych lip. Katrin si� sp�nia�a. Usiad�em. Na �awkach po-cili si� tury�ci z zakupami, tu i �wdzie siedzieli tacy kawalerowie jakja i staruszkowie ze zwini�tymi plakatami, oczekuj�cy na rozpocz�-cie demonstracji albo mityngu.Katrin nie przysz�a sama. Za ni�, troch� z boku, szed� wysoki bar-czysty m�czyzna z kilkudniow� br�dk� nieumiej�tnie przyklejon� dopodbr�dka i policzk�w. Nadawa�o mu to wygl�d oszusta. Mia� na g�o-wie bia�y kaszkiet. Gdyby by�o ch�odniej, w�o�y�by lu�n� marynark�.Przygl�da�em mu si�, bo na Katrin nie musia�em patrze�. Niezmieni�a si� od wczoraj. Przypomina ma�ego doga - r�ce i nogi ma zadu�e i jest ich za du�o, ale na tym w�a�nie polega jej urok.Zobaczy�a mnie z daleka, podesz�a do �awki i usiad�a. M�czyznasiad� r�wnie�, odsuwaj�c roze�lonego weterana z komsomolskimznaczkiem w klapie czarnej marynarki. Katrin uda�a, �e mnie nie zna,ja te� nie patrzy�em w jej stron�. M�czyzna powiedzia� ra�nym tonem:- Co za skwar! Mo�na dosta� pora�enia s�onecznego.Katrin, skamienia�a, patrzy�a prosto przed siebie, a on podziwia�jej profil. Chcia� dotkn�� jej r�ki, ale nie mia� �mia�o�ci i jego palcemimo woli zawis�y nad jej d�oni�.Mia� mokr� twarz, na czubku nosa zawis�a kropla potu.Katrin odwr�ci�a si� od niego, zabra�a swoj� r�k� z kolana i pa-trz�c na mnie, wyszepta�a:- Zamie� si� w paj�ka! Przestrasz go na �mier�. Tylko tak, �e-bym tego nie widzia�a.- Pani co� m�wi�a? - zapyta� m�czyzna i jednak musn�� jej �o-kie�. Jego palce zamar�y od dotyku ch�odnej sk�ry.Pochyli�em si� do przodu i on drgn��, zaskoczony.Musia�em spotka� jego wzrok.A potem przeistoczy�em si� w ogromnego paj�ka.Mia�em okr�g�e cia�o p�metrowej �rednicy i metrowe kosmateodn�a. Wymy�li�em sobie szcz�koczu�ki podobne do krzywych pi�,wymazane ��tym �miertelnym jadem.M�czyzna nie od razu poj��, co si� sta�o.Zmru�y� oczy, ale nie zabra� r�ki z �okcia Katrin.Wtedy by�em zmuszony przeistoczy� Katrin w paj�czyc� i zmu-si�em go, �eby poczu� pod palcami ch��d chitynowego pancerza.M�czyzna przycisn�� rozcapierzone palce do piersi, drug� r�k�zas�oni� oczy.- Do diab�a! - wykrztusi�. Wydawa�o mu si�, �e zas�ab�, lecz naj-widoczniej, jak wielu takich du�ych m�czyzn, by� nieufny. Jednakwierz�c w zdrowy rozs�dek, zmusi� si�, �eby jeszcze raz spojrze�w moj� stron�.Wtedy wyci�gn��em do niego przednie odn�a z pazurami.Uciek�.Wstyd mu by�o ucieka�, ale nie m�g� opanowa� strachu. Tury�cirzucili si� do toreb z zakupami. Staruszkowie zacz�li wstawa�, s�-dz�c, �e nadesz�a pora gniewu narodowego.Katrin roze�mia�a si� zara�liwie, odsun�a z twarzy ci�ki kasz-tanowy lok.- Dzi�kuj�. Dobrze ci to wychodzi. Gdybym nie wiedzia�a, napewno bym si� przestraszy�a. Ale nie zrozumia�am, co wymy�li�e�tym razem.- Zamieni�em ci� w paj�czyc� odpowiedniego rozmiaru.- Jak ci nie wstyd!- Dok�d p�jdziemy? - spyta�em.- Dok�d zechcesz, m�j w�adco.- Chc� pi� piwo w parku i le�e� na trawie.- S�ysza�am, �e Moskwie powsta�a policja obyczajowa - zauwa-�y�a Katrin.- Postaram si� skromnie le�e� na trawie i z godno�ci� pi� piwo.- Mnie si� to nie uda. Zreszt� tam na pewno jest mn�stwo ludzi.- Wszyscy, kt�rzy maj� odpowiednie �rodki lub dzia�k�, gniot�si� teraz w podmiejskich poci�gach. W mie�cie zostali tylko kloszardzi.- No to chod�my do metra.- Mo�e z�apiemy taks�wk�? - zapyta�em.- Lubisz zadawa� szyku, m�j adoratorze, ale r�b to beze mnie.Metrem b�d� trzy razy szybciej.Chcia�em podj�� wyzwanie, lecz wtedy by�bym pozbawiony to-warzystwa Katrin. A tego nie chcia�em.W wagonie by�a ciasnota, co drugi pasa�er wi�z� jakie� ostro za-ko�czone dzia�kowe narz�dzia, a inni mieli walizki i torby na k�-kach. Ale na stacji �Komsomolska" wszystkich tych strasznych spo-conych ludzi wycisn�o z wagon�w jak past� z tubki. Zrobi�o si�lu�niej i nawet mo�na by�o si���.- Szkoda - odezwa�em si�. - Szkoda, �e zrobi�o si� tak lu�no.- Masochista! - wykrzykn�a szeptem Katrin.- Nie, lubie�nik - zaprotestowa�em. - T�um tak s�odko przyci-ska� mnie do twoich piersi.Katrin si� lekko stropi�a. Rozgniewa� si� na mnie, czy znale��godn� odpowied�? Wybra�a drugi wariant.- I jak znajdujesz moje piersi? - wyszepta�a.- S� boskie. Mo�esz �mia�o wej�� w trzecie tysi�clecie z jegowolno�ci� seksualn� i absolutn� emancypacj�.- Odrobin� przesadzi�e� w swojej m�skiej zarozumia�o�ci - wes-tchn�a Katrin. -1 ja sobie to zapami�tam.�artuj�c, by�a powa�na. Zgodzi�em si� z ni�. Je�li przesadzi�e�,umiej si� do tego przyzna�.Pod wielkimi drzewami przy wej�ciu do parku �Sokolniki" by�och�odno, ale wyprzedzili nas inni mi�o�nicy piwa. Siedzieli na �awecz-kach i s�czyli piwo z butelek. Nikt nie pi� z puszki. Wygl�da�o na to,�e zebrali si� tu ludzie powa�ni, koneserzy i patrioci.Kupi�em w budce cztery puszki budweisera.Przed nami, za okr�g�ym basenem, wznosi�a si� srebrzysta pla-stikowa kopu�a kolejnej wystawy. Przyda�aby si� nam taka kopu�aw czasie ekspedycji - by�oby lu�no i nie tak gor�co. Pod jedn� tak�kopu�� mo�na by by�o urz�dzi� laboratorium polowe, magazyn, sto-��wk� i sal� taneczn�. Chocia� nie, nie da rady, przyjd� wyg�odzeni,ale dumni Kozacy, potn� kopu�� na kawa�ki i wykorzystaj� w gospo-darstwie domowym. Je�li chcesz, by ekspedycja archeologiczna prze-trwa�a na Kubaniu, musisz by� skromny i niezauwa�alny, p�aci� ro-botnikom dobrz...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]