Podwojne interlinie, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
EDWARD BALCERZANPODWÓJNEINTERLINIETower Press 2000Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000INTERLINIESEDNONiechże się umiejscawia i może pomykaćNiech chyżoTrafić w sedno znaczyło dgnšć żerdzišdostać z zadu witezia ujmujšc żelastwa koniowiA ono się może sedno dopiero wywija w pomyleze zwojówktórych akurat przysiadłoszykujšc suchy skręt mózgu Dopiero ma się okazaćSedno rzeczy rzecz idzie o mnie przeto mnie sednosprawi się okazale Jakie będzie? Znaczšcez wierzchu znaczone granicš oddechu i strefy zimnaw której oddech jest skrzepemtak zatwardziałymże człowiek łykałby i wysuwał z ust pilnika nie oddychałMogš być z sednem kłopotyZe sformułowaniem sedna6ZWOŁYWANIE WYOBRANIprzedostajš sięszare jak człowiek kanonyprawdopodobieństwa widzenia interpunkcjiniweczšwyobrażenie pragnienia zaskrońcawyobrażenie skonu jeżynywyobrażenie drewnaw moich oczachdogasały sasanki zanimpowiedziałem pierwsze zdanie dajut ja pobruszę a ty poczywajdomylam się kolorówdomylam się butwienia łodyg mego głosudomylam się w zaraniumoich oczuna wymarciunie nazwałem jeszcze słowapoczywanie7PODWÓJNE INTERLINIEMiędzy liniš z napisamiStrzyżenie żywopłotów wiat jest jednak przestronnya liniš z drugich napisówSprzęt Oporzšdzenie Lnianysš domysłyProblemco to sš za domysłyProblemo ile sš sprawiedliweKomu się może nie zgadzać Oporzšdzenie włóżz drugim wiat jest przestronnykto pojmie oto lniany przyodzieweksuszy się na żywopłocie i będzie to domysłzbawiennyzwiaćZwiać się z pyłem w tunel cudzego rękawaJakoż między liniami powstaje napięcieI pršdKto tonie w powodzi domysłów rękšruszajakby wykręcał bezpiecznik8SIDŁAJak upolować zmylnš bestięw siatkę znaczeń urodzajnych pustym oceanemw czcionki ruchome jak miastoJeszcze jak jš skaleczyć nie na głębokoć rymuCzymże ujšć tę zgłodniałš fałdę gołym okiempopruć na niej otarty do pierwszejkrwi rękawdopłynšć do następnejkrwi Do rzek podskórnychNie pucić jej w kokardach z ciętych płytkich ranPo co bestię oswajaćw kwitnšcych mojego dzieciństwa gałęziachktóre szły pode mnš gniado jak końIleż dla niej pomylećarrasów starych ognisk kunsztownych należyżeby jej oddech nie ochłódłCo nowegodla sidełbez których nie może latać9GŁOWA LUDNOCIAbstrahowano tę głowęod sprężystego tułowia dłutemod tego co wypełniajšc przestrzeńw połowie okna obok lustra pod żółtš gšsienicšdodaje tej częci wiatła którš zajmujezwięzłocii przestrzeń jest zbiorowiskiem miejscgotowych dzbanówdla tkanki kostnej tułowiaWzorzec głowy ludnociprzechowuje się w suchym miejscuWilgoć zapuszcza korzeniei głowa się nie nadajePrzypada na nišiloć wiatów okrelona iloć wojen iloć metrówTylko na głowę ludnoci rzeczy sš jeszcze wymierneNiekiedyprzypada więcej10RADOĆ. MARAZMMarazm:zmarzły mierzeje w żywej mapie mowyzmalały trawożerne upały jelenisidła sš tylko brzmieniem swego słowaMarazm:rodkiem tkaniny z kefiru i wojskaprzepływa lekka skrzynia z pustej wietrznej dyktyI marazm:pełznš mokre dywany mięczakówa potem rodkiem fałdy ze niegu i gwiazdżaden zwęglony okrzyk nie wraca spod ziemiWięc marazmRadoć:a dokšd pełgał firmament palnikaod spiekoty sfruwały iskrzšce papugipod wrzštekmajowy festyn Tłuczone o cynk balonikiRadoć:wypij to słońce w rdzawej blasze licinapij się ciepłej dłoni prażšcej jak brykietI radoć:kolor dłoni jest w smaku herbatywięc jeszcze pewne rzeczy dadzš się połšczyćWięc radoć11SZANSE LIRYKIS w o j š drogš:Pierwsza z szans: dobrnšć brzmienia wyrazu myszw zasłyszanym przeoryszynbo współbrzmiLub (druga): skupić twarz w błockumoralnymwywierać na nim dobrzekorzystnieA wreszcie (trzecia szansa): u schyłku życia o d k r y ćdla kilkorga w n ę t r z ekieszeni Ukazać w n o w y m wietledojmujšcych dbeł mroku okruszyn(swojš drogš swojš drogš N o w i e j)to się nazywa szansa12WILK I CZŁOWIEKJeżeli wilk na torach kolejowychpijšcy tunel deszczuprzestrzelonš szczękšotwarty jak pianino pełne czerwonego filcugdy ten sprzęt zacznie znaczyć choć łapšco ponad swojš skóręI nie rozłoży się napaproć podniebienia i na poszycie krwiš lasuJeżeli tedy skowyt wilka będzie czšstkš myliktóra dotyka miękkš tkaninš człowiekawilk nie skona lecz jako metaforaz czasem się wywiechta13WPŁYWOLOGIA?Gdy w porost moich włosów zdybany palcamiwplótł się wštek wędrownyptakzasupłałem mu gniazdami odwrótna przecišgu ulicy wietrzšcej w tym pieczeńA nie powinienem?14DROBIAZGOWE OBSERWACJEPierwszaDokonujemy drobiazgowych obserwacjiSuche jabłko rozkręca się w palcachi spala jak wodórrodkiem rzeki płynie szczypta mškiCzystsze wiatło witrażu pachnie denaturatemKruszy się drzewo na tratwy ptactwo i chmurę ziarnaTyje biały wełniany szalrozszczepiony strumieniem moliA jak przedstawia się nadmiarnadmiar drobiazgowych obserwacjiŁuszczš się białe wšwozy wydmy leżšcej dłużyznyPółmrok krwi zapadł spłukuje resztki jedzeniaZ tego zmęczenia kolejne stadium ruch brwi dwa pełznšceszczštki nalepki na szkle smugi klejuZ tego zmęczenia zbiornik flaszka pod brwiami z brzękiempęka Brwi garci torfu w powietrzu iskrzšcy pomostSzczelinami brunatna kwitnšca jak stawy zielona cieczleje się szkielet zarys błotnisty porosły futremI ze zmęczenia z wnętrza zapamiętane ruchliwekawałki barw nici głosek skrawki wieżego metalutampon zrywajš i głos Kotłujšce sięR e z y g n u j e m yWażna jest iloć kalorii zębów jeszcze lat życia15DrugaRezygnujemy z drobiazgowych obserwacjiW przeciwnym razie mietnik wiecšcy kroplami kwiatówrozrodczy Budowla z filarów porosłych jej własne wnętrzektórej arrasy sš pełne mysich cieżekta sadza ów popielaty wielbłšdpodejdziez tš swojš masš szczegółów i zbliży się szczelniejzamieszka tak cile obok że unieć rękęmożna będzie wyłšcznie w jegozanadrzu w jego mięniu sercowym w jego wapnieA nam chodzi o budowę ruchu16NastępnaCo to dokładnie znaczy że się zapodziałów wielbłšd Owego wielbłšdanie wyniesiono go przecież żywymi ciepłymi kubłamiNie przeistoczył się w nowysprzęt dzikie winoRobił wrażenie struktury popielatej ale strukturyNiewiarygodne żeby się nażarł zielska zwierciadełi przestałskrobać po sobie lustra kafle A przestałNie pływa nad nim w jeziorze błękitna dętka anilichtarzyk wrzštkulekkich jagódsłodkiej wodydna studniOpustoszył nam oczy Widać ile potrzebaJabłko jabłko jabłecznik rodzina wyrazów dom domekdomator domownik17WSPOMNIENIE Z DZIECIŃSTWAZa kulisami zapalajš się zapałkiz lewej stronywchodzi mistykpada wataz jego rękawa płynš mokre koty w butachzawieszona dziewczynka płacze z górnej rampywyciera z oczu braci grimmsprężynę powrotnšwodzik bezpiecznikaMegafony wypluwajš rafinerie arabówarabowie wnoszš głowy bawarskiegłowy igrajš w nieżki ze pišcej królewnygra patefon jedenacie żebraków dymW młynie jest dziewczynka z zapałkamiSaper jš rozebrał odtajałaciężar ciałaspoczywa na obu stopach18PROSTOTA OPISU PIERZAOdcedzone z gołębia tej zawrotnej doliny lotutrzeba zatopić je ostrzem w gniadym strumieniu ršksamemu klęczšcopodal brodu i na dniePołšczyć pierze z ruchemnajmniej szczelnymw odlocie niskich główpod zatrzaniętym skrzydłemPrzez nie przejrzeć dno deszczuOdkryć zamiećW uniesieniu zbliżone do niejbędzie zaspšZbratane może być z solš nie zabarwieniemnie tylkonie w przepierzeniu wiatełlecz odczepione od krwirównie słonejProstota opisu pierzabywa zatem rodzajem zajęciaJak zajęcie miejscowociWbrew żołdactwu o podkutych poladkach a wobecpróby zwarcia chęci uduszeniazachowuje miękkš niepodległoć19OBRAZ WALK WEWNĘTRZNYCHNaprawdę zamylenie nie ma tych brokatówtkanych zmarszczek któreprzemyliwujš złoto po skupionej twarzy jak podrwalach w lesie Nie odbywa się na czole palcamiOno zamylenie jest głęboko że gdy spojrzeć strachbierze i wieje stamtšdSpór wewnętrzny przybiera mundury wojskoweMózg zaczyna miecić w sobie znakiprzeważnie drogowe Wyglšda jak mapaWszystkie znaki wskazujš na wojnę na niebiei ziemi Wietrzy się grube pociele szpiegostwaObce słowar o z s t r z e l i w u j e s i ę drukiemPierwsza myl to dyliżans opisany w biegu całš gałęzišrefleksji Reflektorem wplštanym w ptakiPojazd gubi po drodze ozdobne literyW nim długie szybkostrzelne strzępki indianwybuchajš pióropuszem szmiryTeraz przychodzš na myl z łopotem banały:bawoły polowe Za nimi choršgwiesamym brzmieniem tego słowa chore ale szumnenad szarš piechotš prostych ludzkich wzruszeńCzasem pęknie w tłumie zabłškana bombazabobonu Płonš wsie cytatów oczytanie ten chrustA już w niebo furkocš kasztany zapachu jodynyliżš się z ran okrojone do rdzenia wyrazytej walki Pobrzękujš nimi odznaczenia złotemyli od których migrenazwycięskiej orkiestry na placachNaprawdę zamylenie już nie dociera do twarzyNie dzieje się w oczach jak promieńDlatego twarze umierajš nieco póniejSš nieco dłużej wieże20MAŁO ŁASICYGdy piwa i tytoniu było pod dostatkiemzauważono jak diablo jest mało łasicyNiby żwawa a ruch jej jest przesypywaniemdrobnoziarnistych łapek z rzęsy do renicyNiby jest a pazury z pestek słonecznikajej mały masyw górski zjadajš od spoduNiby żółta a potrzeba siarkšposypać grzbiet pszczołami żeby była żółtaCo w niej przedwczenie zżarło jednolitš zwinnšjak stršk fasoli ideę łasicyNic jej nie jest a z futra garciš wyczerpanawłanie jako łasica nie jako organizmDlatego jej tak mało płyciutko i oschle21KOSTIUM HISTORYCZNY22MOTYWY RYCERSKIENie wyjmuj stopy z tego paleniskarozsypie...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]