Podwojna moc drozdzy, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kareta Wroc�awskiPodw�jna moc dro�d�ySzarpn�� si� i przerwa� sen o domu, sen wracaj�cy ostatnio z regularno�ci�kr�lewskiego komornika.Usi�uj�c g��biej odetchn��, str�ci� co� ze swojej twarzy, a w gardle zasycza�o ipisn�o, jakby kto� obsmarowa�fujark� powid�ami. Waldar otworzy� oko, przyjmuj�c od razu �wietlny pocisk,nat�y� si� i odwa�y� kaszln��,co natychmiast zaowocowa�o piekielnym werblem na obu skroniach. Delikatnieodsun�� r�k� Bokanovy,szczeg�lnie �e r�kaw polany piwem i winem, klei� si� do jego w�os�w.- M-m-m... - j�kn�� obj�wszy p�kaj�c� g�ow� r�kami.- Boca-a-a... m-mm-lll!? �-�eby to...�omot w skroniach na chwilk� zmieni� tempo i zaciekawiony, jak ulicznikciskaj�cy zza w�g�a kulenawozu, czeka� na ci�g dalszy. M�odzian z wolna przekr�ciwszy g�ow�, popatrzy�na przyjaciela. Tamten le�a�na wznak, z ostr� brod� zadart� ku g�rze i rozchylonym ustami, z kt�rych o wielerzadziej ni� zazwyczajwydostawa� si� odg�os oddechu.- Bokanova, ty gadzie! - wyszepta�. - Ale� nas za...Zamierza� co� jeszcze powiedzie�, lecz na korytarzu karczmy kto� zawo�a�niecierpliwie: "Dawaj-dawaj!", kto� inny sykn�� "Ju-uu-u�!" i za�omota�o co�, co nie dotar�o do celu.Waldar zacisn�wszy z�byprzeczekiwa� kolejn� fal� b�lu. Nie tak wyobra�a� sobie podb�j �wiata, gdyopuszcza� rodzinne w�o�ci. Wko�cu z trudem rozwar� powieki i przekr�ci� g�ow�, przez co napotka� utkwione wsobie ma�oprzytomnespojrzenie przekrwionych oczu Bokanovy.- Wina - powiedzia� jego posiadacz wyra�nie, niecierpliwie i z domieszk�cierpienia.Porusza�y si� tylko wargi i broda, reszta twarzy przypomina�a nieruchom� mask�.- Natychmiast!- A ju�, lec�!- Wina... - za�ka� pisarz. - Taka twoja wdzi�czno��?- Wdzi�czno��!? Za co? Jakby nie ty, opoju, to bym m�g� teraz... Ou�!.. Wsta� iruszy� przed siebie.- I mia�by�... Oup? - Bokanova podni�s� si� na �okciach i wyda� z siebie seri�odg�os�w, jakbyodszpuntowywa� ukryte wewn�trz cia�a g�siorki. - Bu�ech! Huopps! Niech todunder... Mia�by� zapi... Oj-ojoj...Waldar wsun�� suchy j�zyk pomi�dzy jeszcze suchsze wargi. Przesun�� nim,zaszele�ci�o.- Kogo jeszcze bym mia� zapitego? Co? - wysycza�.Bokanova przechyli� si�, zamierzaj�c zwr�ci� na pod�og� zawarto�� �o��dka, leczbezskutecznie.Jedynie na czole pojawi�y si� grube krople potu.- Nie zapitego - wstrz�sn�o nim.- Och, nie za-pi-tego tylko... Och...Lito�ci... i wina - doko�czy�szeptem.Przechyli� si� na bok i wolno opad� na pos�anie. W izbie nasta�a ciszaprzerywana jedynie chrapliwymioddechami.- Kiedy� - wyszepta� Waldar - w taki poranek ojciec kaza� mi...- Przesta�! Nie interesuje mnie jego zami�owanie do tortur. Ja mog� conajwy�ej... - st�kn��. - Nie, nicnie mog�.Waldar le�a� chwil�, wpatruj�c si� w sufit. Z pobie�nej lustracji wynika�o, �estrop by� jedynymkawa�kiem przestrzeni, kt�ry nie nosi� �lad�w pija�stwa. Ale wcale przez tomilej si� na� nie patrzy�o.Przypomnia� sobie wczorajsz� wizyt� na dworze. Jej �askawo�� xi�na Alegisprzyj�a ich bezoci�gania, to fakt, lecz p�niej przeczyta�a list od ojca i nic! Dominowa�y wjego tre�ci komuna�y oraz plotki oich zagrzebanej na prowincji rodzinie, ale, w ko�cu, spomi�dzy linijek a� wy�opodstawowe przes�anie:ZATRZYMAJ CH�OPAKA NA DWORZE! Niestety po godzinie b�ahej rozmowy, herbacie ikruchychciasteczkach, droga kuzynka poda�a mu d�o� na po�egnanie i �yczy�a powodzenia.Nawet paru dukat�w nieodpali�a na drog�! I jak tu by�o si� nie upi�! Zacisn�� z�by i usiad�.- Id� do �a�ni, przy�l� tu kogo� do sprz�tania.- Niech przyniesie wina - wychrypia� z nadziej� w g�osie Bokanova.- Tak, tak...Wsta�, sprytnie przeczeka� ko�owanie izby, a p�niej nakierowa� nogi na drzwi.Chwil� walczy� zkluczem, pomrukuj�c: "Co za g��b si� tym bawi�..." i wyszed� na korytarz.Przebiegaj�cy pacho�ek, niewielem�odszy od niego zamar� z wytrzeszczonymi oczami.- Chod� tu - warkn�� Waldar �api�c go za rami�. - Prowad� do �a�ni.- Nie n-napalona j-ji-eszcze, p-panie - zaj�kn�� si� ch�opak.- I dobrze. Woda tam jest?- Tak, ale...Dotarli do schod�w, ich przera�liwa stromizna wstrz�sn�a Waldarem. - �adne ale,prowad�. -Zacisn�wszy z�by ruszy� dalej. - Jak zejdziemy na d� przynie� - zrobi� dwakroki w d� opieraj�c si� nach�opaku - dzban kwasu z og�rc�w, nalewk� pio�unow� i du�o naparu z mi�ty. -Mia� nadziej�, �e nie pomin��niczego, z receptury tatka. - Je�li nie b�dzie tego du�o i migiem, spal� t�obor�. I posprz�tajcie na g�rze.Byli w po�owie schod�w, wi�c poczu� dum� z tego osi�gni�cia; nieostro�nie wypi��pier�.- Ma to by�... Oj!?Prawa stopa za daleko posun�a si� do przodu i ca�a chwiejna r�wnowaga cia�aza�ama�a si�. Parobekj�kn��, chwyci� go za pas, lecz by�o za p�no. Zwyci�zca turnieju hrabstwa Kressokaza� si� niezwyczajnieci�ki, zjecha� kilka stopni na zadku krzesz�c skry z�bami, potem przewin�� si�przez rami� i rozrzuciwszyr�ce oraz nogi sturla� na sam d�. Ze zdziwieniem stwierdzi�, �e nie by�o to anitak bolesne, ani tak straszne, jaksobie na g�rze wyobra�a�.- Mog�em tak zrobi� od razu - powiedzia�, widz�c nad sob� wystraszon� twarzch�opaka. - Gdziewoda?Kilka chwil p�niej siedzia�, wpatruj�c si� ponuro w garniec gorycz� zalatuj�cejciemnobr�zowejcieczy.- Trzeba! - mrukn�� i krztusz�c si� wypi� ca�� zawarto��.Ledwie zd��y� odstawi� naczynie, gdy jego cia�em wstrz�sn�y pot�ne torsje.Przenicowa�o go nawylot, dwukrotnie. Pacho� rzuci� si� do zlewania pod�ogi, rzucaj�c na Waldaraprzera�one, a mo�e te� i pe�nepodziwu spojrzenia.- Teraz kwas...Wypi� szklanic�, ci�ko splun�� w��knist� flegm�. Popi� jeszcze.- Polewaj - rozkaza�, wskazuj�c beczk� z wod�.Pacho�ek chwyci� st�giew, ostro�nie pola� plecy cienkim strumieniem.- Ostro lej, szybko i du�o - rozkaza�, z trudem opanowuj�c szcz�kanie z�b�w.Chwyci� garniec z kwasem i popi�, a ch�opak zla� mu plecy wod�. Potem chlustn��jeszcze raz ijeszcze, a widz�c, �e dziwny go�� naprawd� tego chce, rozochoci� si�, polewa� zzadowoleniem i starannie.Waldar siedzia� z pochylon� g�ow�, ociera� wod� z twarzy, spluwa�, pociera�zzi�bni�te ramiona i pi� kwas. P�beczki p�niej, gdy pacho�kowi omdlewa�y ju� r�ce, potrz�sn�� ostro�nie g�ow�.- Do��. Koce i napar.Z pomoc� ch�opaka owin�� si� w kilka grubych we�nianych der i zacz�� wlewa� wsiebie wrz�cy,pachn�cy mi�t�, gorzki nap�j. Przez ten czas pacho�ek, zdmuchuj�c pot z czubkanosa wyciera� do suchapod�og�. Przypomina� mu troch� m�odszego brata, kt�ry zosta� z ojcem w Nugarday.Poczciwy Gapek - strzechablond w�os�w i para niewinnych oczu - po prawdzie nie nadaj�cy si� ni do pracy,ni do wojaczki. Co za ironialosu! "Synu", powiedzia� ojciec, gdy Waldar zosta� zwyci�zc� turnieju, "jestem zciebie dumny". A potem�cisn�� go mocno i doda�: "My�l�, �e powiniene� jecha� w �wiat." Psia ma�!Poci�gn�� z kubka parz�c sobie j�zyk. W zasadzie ojciec mia� racj�. Dobrakurczy�y si� z roku na rok,pa�ac popada� w ruin�, ch�opi uciekali, gdy tylko mogli i nie by�o miejsca dladw�ch pan�w w nugardayskimpa�acu. Gapek zgin��by w �wiecie za pierwszymi rozstajami, to fakt, ale jednakco� skowyta�o czasem w duszyWaldara i przypomina�o niesprawiedliwo��, kt�ra go spotka�a. �al mu te� by�oBokanovy, syna pa�acowegobibliotekarza marz�cego o karierze pisarza i r�wnie pozbawionego przysz�o�ci jaki on. Nam�wi� go wi�c �atwona wyjazd i teraz czu� si� odpowiedzialny. Szczeg�lnie gdy zobaczy� wczoraj,najpierw w pa�acu potem wkarczmie, �e wiedza ma si� nijak do �ycia.Gdy pacho�ek sko�czy� i wr�ci� z czystymi prze�cierad�ami, Waldar uzna�, �e do��pracy nad w�asnymcia�em.- Dobra - rzuci� kr�tko. - W izbie czysto?- Pewnie tak, powiedzia�em, �eby posprz�tali i przynie�li wina...- Wina?- Tak kazali ten pan, co tam...- Co za ba�wan!Zrzuci� wszystkie koce i owin�wszy si� tylko jednym prze�cierad�em, wyszed� z�a�ni i pomaszerowa�na pi�tro. W izbie rzeczywi�cie by�o czysto, ch�odno po wietrzeniu. Bokanovale�a� maj�c usta zaj�teszcz�liwym u�miechem, z butl� wina w ka�dym r�ku. Na widok przyjacielawybe�kota�:- To ty, zb�ju?Waldar sta� chwil�, potem zdar� z siebie prze�cierad�o i podszed� do z�o�onegopod �cian� baga�u.Wyszuka� owini�ty starannie w p�at mi�kkiej sk�ry srebrny niepozorny medalion zmlecznym kamieniempo�rodku, przezornie schowany wczoraj na samym pocz�tku pija�stwa, powiesi� naszyi, potem w�o�y� bielizn�i wierzchnie odzienie, a Bokanova popija� i u�miecha� si� do niego promiennie.- Tyj�tny - rzuci� nagle.Poruszy� brwiami, ale nic wi�cej nie powiedzia�.Waldar zastanawia� si� chwil� i, w ko�cu, zapyta�:- Co?- Sz-sztych pi-jenkny - wyrzuci� z siebie zapytany, z wysi�kiem, ale za towyra�niej.- Pi-j�k-ny, pi-j�k-ny! - przedrze�ni� go przyjaciel. - Gdyby� tak trafia�czubkiem broni w cia�oprzeciwnika, jak otworem szyjki do w�asnego gard�a...- P-po cso? Przecie� ty trafiasz? Ja tylko sprz�tam cia�a... Wo�am cyrula i ju�!Hi-ip!- Przesta�! - poprosi� Waldar. - Zalejesz si� znowu i nigdy nie wyjedziemy st�d.Pospa�by� lepiej, arano na ko� i hajda? Co? - Umilk� zdziwiony d�wi�cz�c� we w�asnym g�osie pro�b�.Bajarz ze zdziwieniem popatrzy� na przyjaciela, ale zaatakowany przez czkawk�zaj�� si�utrzymywaniem we w�a�ciwej pozycji flasz z winem. Po chwili, upewniwszy si�, �ewinu nic nie grozi,powiedzia�:- Hajda? Ik! Niedobrze mi-hyik!... I taka twoja wdzi�cz-ik-no��? - zdo�a� unie��jedn� butl� i donie��do ust.Przed pierwszym �ykiem zrobi� min�, jakby sam podziwia� w�asn� sprawno��. Pi�d�ugo d�awi�cczkawk�, by� mo�e �wiadom, �e drugi raz podnie�� flaszy ju� nie zdo�a.- Musimy poczeka� co... co cyrul powie.- A on mi na co? - Waldar wsun�� jeden but, ale przed drugim musia� przysi��� na�awie i od...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]