Podolanka, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KLASYKA MNIEJ ZNANAMichał Dymitr KrajewskiPODOLANKAKsišżkę zakupiono ze rodkówFundacji Samorzšdu StudentówUniwersytetu WarszawskiegoCedons, conforrnons - nous aux toisde la Naturę, La route šuelle tracę,est toufours la plus surę.Pope. Essai sur PhammeBiblioteka Uniwersytecka w WarszawieKraków(c) Copyright for Klasyka Mniej Znanaby Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac NaukowychUNIYERSITAS, Kraków 2002DEDYKACJAPodstawš niniejszej edycji jest wydanie Podolanki (z roku 1784) w opracowaniu Ireny Łossowskiej, Warszawa 1992ISBN 83-7052-481-8TA1WPN UNIYERSITASProjekt okladki serii Ewa GrayDedykacja jest to rozumna przymówka autora, aby co wzišł za to, że napisał ksišżkę. Tę częć wymowy składały przed tym herbarze; dzi jej ustawy na tym się zasadzajš, aby wystawiajšc wielkie cnoty, a nade wszystko szczodrobliwoć mecenasa, dać mu jak najlepiej poznać, Ile cenić powinien uczonš pracę, na której się imię jego mieci.Częstokroć jednak wdzięcznoć za odebrane łaski bywa powodem autorowi, aby się dedykacjš wypłacił. Wdzięcznoć jest to piękny przymiot duszy, osobliwie gdy owiadczenie jest nowš przymówka, aby wam więcej czyniono.Kiedy mniej było autorów, bardziej ich poważano i hojniejsi byli mecenasi, ujęci nadziejš, iż ich imiona przejdš z ksišżkš do potomnoci. Teraz niejeden z literatów utyskuje na to, że próżno w dedykacji wysławiał szczodrobliwoć. Aby bez zawodu przypisać ksišżkę, trzeba by wprzód wnijć w interesa i poznać dobrze możnoć i hojnoć protektorów. Autorowle dzisiejsi spuszczajš się na los; nic dziwnego, że kredytorami czekajš długo przed pokojem i z równym nieukontentowa-niem, jak tamci, powracajš do domu.Nie chcšc doznawać podobnego niesmaku, chwalić darmo nikogo nie mylę i dlatego nawet na czele dedykacji mojej nie kładę żadnego Imienia.UW-K- ol /l*>"f. ł- 10./ 6PRZEDMOWAKto ma mało do mówienia, a chciałby długo gadać, nie zaraz zaczyna od rzeczy; dlatego ł ja kładę przedmowę. Ta bywa pospolicie najnudniejszym rozdziałemksišżki, bo w niej autor to tylko pokazuje, że ma wielki przymiot wieku naszego gadania długo o niczym.Przedmowy i ksišżki sš jak materie fabryczne, które coraz bardziej w podlejszym wychodzš gatunku. Od tego czasu, jak kilka tylko głów dobrze myleć poczęło, upadł handel głodnych autorów, bo zepsuł się czytelnik, tak jak smak zwykł się psować po dobrym obiedzie, iż krzywo patrzemy na niesmaczne potrawy.Wywiędły literat trzyma długo rozumny swój towar. Nie mogšc się go pozbyć narzeka na los ludzi uczonych, a jeżeli znajdzie jaki sposób docinienła się do druku, zachwala jak może w przedmowie, obiecujšc co pięknego i nowego w swej ksišżce. Co do mnie, nie zaostrzam ciekawoci czytelnika mego, ani się chwalę, ani upokarzam, ani nawet narzekam na to, jakoby przyjaciele moi wykładali mi to pismo, albo księgarze mimo wiedzy podali je do druku. Pisałam i kazałam sama drukować, tak jak ci wszyscy robiš, których skromnoć żali się na niedyskretnych przyjaciół i na łakomych księgarzów. To za było mi największš pobudkš, iż ksišżka jest jak płeć nasza; nie każda z kobiet wszystkim podoba się, ale każda najdzie takiego, który się dziwi jej wdziękom.Gdybym chciała mieć wiele czytelników, dosyć by było położyć przy tytule ksišżki, że jest zakazana. Młodzież, która takie tylko ksišżki czyta, poszłaby jak na lep do mnie, ale nadto jestem szczera. Ostrzegam, iż kto lubi gorszšce ksišżki znudzi się nad mojš, bo w niej nic nie znajdzie, co by go zepsuło. Jakokolwiek bšd, nie mam jednak serca spalić co się napisało. Jeżeli czytelnik po-ziewać będzie, wolno mu toż samo uczynić, co by zrobił z kompaniš, która go nudzi. Chociaż przyrównałam ksišżki do płci naszej, wolnoć jednak w obraniu nie czyni takiej zazdroci jaka między nami bywa. Niechaj-że mšdrzy nie narzekajš na wieloć ksišżek. Chcieć, aby samym tylko dobrze mylšcym wolno było pisać, jest to zakładać monopol na rozum.wiat uczony podzielić można na kilka milionów ludzi, którzy piszš i rozumiejš, iż potomnoć wystawiaćim będzie kolosy, na kilka tysięcy, którzy te pisma drukujš i przedajš i na kilkaset, którzy je czytajš. Chce się każdy zabawić, zrobi się ksišżka; trzeba nauczyć kogo, zrobi się druga, trzeba poradzić, pocieszyć, zrobi się trzecia i czwarta; trzeba kogo pochwalić, albo poganić zrobi się pišta; trzeba jeć, a rękami nie chce się pracować, zrobi się szósta, siódma i dziesišta.P. Joung w nocach swoich, rad by z niektórymi ksišżkami toż samo uczynić, co się stało z bibliotekš Aleksandryjskš. Prawda, że tym sposobem prędko by się wiat mšdry wyczycił, ale chęć pisania będšc chorobš w ludziach, trzeba by co wiek, a może i prędzej nowe zapalać stosy. A do tego kraj nasz nie tak był łatwy jak insze w paleniu pisma i ich autorów. Nie ma więc lepszego sposobu jako je zostawić molom, czas to zagrzebie w pleni, tak jak kalendarze, które z rokiem ustajš. Przy takiej ustawicznej odmianie i konsumpcji ksišżek, niechaj się nie dziwi czytelnik, że tylko tytuły ich znajduje odmienne. Autorowie nasi przepisujš jedni drugich, a inszy porzšdek słów, który dajš cudze rzeczy, inszy poczštek albo koniec czyni inszš kombinacjš, a zatyrn inszš ksišżkę. Ja sama wyznaję, iż piszšc o sobie, wiele myli brałam z jednego bezimiennego autora i z inszych ksišżek. Niech sšdzi czytelnik żem dosyć szczera, bo pospolicie o tym się nic nie mówi. A chociaż ksišżka moja jest jak Fedra kawka przybrana w cudze pióra, może jednak będzie jeszcze taki, który jš i z własnych nawet piór odrze, a sobie przyprawi.Jaki by był człowiek zostawiony samej naturze, jest pytanie równie pożyteczne, jak to, o co się długo mędrcy kłócili, aby wiedzieć, jaki by był rodzaj ludzki, gdyby był Adam nie zgrzeszył. Wiek nasz porzuciwszy szkolne spory o tym, czego nie rozumiał, albo wiedzieć nie mógł, ma jeszcze ciekawoć badania, czyli człowiek zostawiony samej naturze chodziłby jak zwierzęta na czterech nogach, albo czy by go włos okrywał jak niedwiedzia i małpę i byłby lepszy od ludzi żyjšcych w społeczeństwie. Orang-outangi i pongosy1 sš bohatyrowle wielu pism wieku naszego. Mędrcy dowodzš, iż te stworzenia sš godni przodkowie nasi. Czytajšc o tym zacnym rodzeństwie pismo, którego autor2 maluje człowieka w stanie natury, nie byłam kontenta z wyprowadzenia rodu mego. Wychowana na osobnym miejscu i po większej częci zostawiona naturze, umyliłam opisać przypadki moje. Wiele ludzi pisało o sobie; i chociaż to tylko czytamy, co chcieli aby nas doszło, ukrywajšc co nagannego było, przekonany jednak będzie czytelnik, iż wstyd bynajmniej by mię nie wstrzymał wyznać, żem była pon-gosem, albo ourang-outangiem chodzšcym na czterech nogach, gdyby prawda była, co mędrcy nasi piszš.Urodziłam się na Podolu, w tej częci województwa, która odpadła od Polski. Chłopka daleko od wsi majšca chatę, karmiła mię do lat dwóch skończonych, pilnie przestrzegajšc tego, abym nigdy nie słyszała mówišcych. Przyszedłszy do rozumu, obaczyłam się w wielkiej piwnicy z dziecłuchem jednego prawie co i ja wieku. Ta piwnica była murowana, wokoło obita blachš żelaznš, majšc cztery okna u góry, przez które tyle wchodziło wiatła, ile potrzeba było, aby dobrze rozeznać rzeczy.8Poczwara jaka, skórš twarz i ciało okryte majšca, raz na dzień wchodzšc do nas na czterech nogach, nauczyła nas w dzieciństwie szukać pożywienia w koszyku, który się spuszczał z góry. Napój mielimy w wa-nłence, która także co dzień podnosiła się i spuszczała z odmienionš wodš.Przepędzilimy wiek nasz dziecinny skaczšc, biegajšc i igrajšc z sobš. Największa radoć była natenczas, kiedy się spuszczał koszyk. Moglimy już wzajemnie myli nasze tłumaczyć. Niewielkie poznanie, mało potrzebowało słów do wyrażenia myli. Skłonienie różne głowš, oczami, rękami i nogami były mowš naszš, a czego temł znakami trudno było okazać, głos formował słowa po prostu wydane z gardła, których ułożenie było na kształt niemiłego pisku niektórych zwierzšt.Młodzieniec, któregom nazywała Ao, co znaczyło w naszym języku kochanek, przyszedłszy do lat około dwudziestu poczšł mi owiadczać przyjań swojš. Co nas zastanawiało patrzšc na siebie, ale serca nasze czyste nie znajdowały nic nieprzystojnego w tym, co nam dała natura. Podobni do owych dzieci, które żyjšc w stanie niewinnoci nie znajš jeszcze wstydu, bawiš się z sobš i z matkš, bijš się wzajemnie i takie żarty robiš, jakie by obrażały ludzi, którym wstyd i poznanie każe odwracać albo mrużyć oczy.Wielkie pomieszanie sprawowałam memu Ao, który wzajemnie czynił mię czasem niespokojnš. Czego nam nie dostawało do naszego uszczęliwienia. Ja częstokroć zbladłam, a biedny Ao zdawał się smutny. W tym stanie będšc raz dłużej przystšpił Ao do mnie i poczšł mi nad zwyczaj przyjań swš owiadczać. Porzuciłam go, widzšc, iż koszyk (co się dotšd nigdy nie trafiało), drugi raz dnia tego spuszczał się. Zamiast pożywienia znalelimy wodę rumianš, która była tak słodka i smaczna, żemy jš oboje wypili. W krótkim czasie sen nas nadzwyczajny opanował. Obudzona nazajutrz obaczyłam piwnicę kratš przez rodek przedzielonš i nas odłšczonych od siebie. Ta odmiana trwogę jakš w obój-gu nas sprawiła. Gdy z daleka poglšdamy na siebie, nadszedł czas, kiedy ordynaryjnie spuszczał się koszyk z żywnociš, dwa osobne koszyki i dwoje naczynia z wodš z jednej i z drugiej strony kraty spuciły się. W obydwóch jedno było jedzenie i równa prawie miara. Ucieszeni tym nowym porzšdkiem zapomnielimy na czas o odłšczeniu naszym.W tym stanie żylimy przez czas jaki dosyć spokojnie. Z tym wszystkim brała nas ciekawoć pytać się wzajemnie, kto wystawił naszš piwnicę? Na co nas odłšczył od siebie? Jaki nasz poczštek, skšd mamy życie? Co jestemy? Na co żyjemy? I co się z nami stanie? Ao, majšc bystrzejszy rozum, tak raz do mnie mówić zaczšł: - Ta piwnica nie zrobiła się sama, doskonalszy Ao, niż my ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]