Pod prąd - W. Jaruzelski, Książki - różne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wojciech Jaruzelski
POD PRĄD
refleksje porocznicowe
1
Warszawa-2005 rok
2
SŁOWO WSTĘPNE
Po co ta książka? 13 grudnia 2004 roku minęła kolejna,
23. rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Co
rzucało się w oczy w informacjach, artykułach,
audycjach, filmach? Selektywność w przedstawianiu
faktów i okoliczności, tendencyjność, jednostronność
ocen i komentarzy. Oskarżycielska, potępiająca tonacja.
Tak jest od lat. Przy tym paradoksalnie - im dalej od
ówczesnych wydarzeń, tym ostrość niektórych ocen i
zachowań jest większa. Momentami osiąga wymiary
histerii. Kojarzy się to zresztą z aktualnym
zapotrzebowaniem politycznym niektórych kręgów na
ożywienie i utrwalenie historycznych podziałów.
Odczułem wewnętrzną potrzebę zabrania głosu,
napisanie tej książki. Część z tego, co powiem dalej
przewijała się już w moich publikacjach. Wracam jednak
do niektórych wątków, komentuję je oraz znacznie
uzupełniam - przede wszystkim dlatego, że na ogół były
one dotychczas ignorowane, nie brane pod uwagę -
przysłowiowy "groch o ścianę". Potwierdza to właśnie
rocznicowy bilans informacyjno-propagandowy. Pójdę
więc "pod prąd". Mam świadomość, iż przedstawiany
przeze mnie obraz wynika z optyki głównie jednej
strony. Zresztą jest to tylko kropla w porównaniu z tym
co wręcz przytłacza, co dominuje w przedstawianiu
obrazu przeciwnego. Niemniej chcę od razu - jak
czyniłem to już wielokrotnie - potwierdzić z całą mocą,
iż rozumiem dobrze doniosłą rolę "Solidarności", jako
zaczynu, a następnie głównego autora historycznych
3
przemian. Doceniam zasługi Lecha Wałęsy oraz wielu
innych działaczy i członków "Solidarności". Jednocześnie
jestem głęboko przekonany, że stan wojenny był
mniejszym złem. Był ocaleniem przed wielowymiarową
katastrofą. Ale był też okaleczeniem - ograniczenie
swobód obywatelskich, różne dokuczliwości,
niegodziwości, represje. Podkreślam to niezmiennie z
głębokim ubolewaniem. Choć nie odżegnuję się w
panice od pozytywnego dorobku Polski Ludowej - bo
taki też był, a w niektórych dziedzinach nawet niemały -
to z dystansu czasu widzę jeszcze wyraźniej zarówno
ciężkie wady ustrojowe, jak i liczne błędy realizacyjne -
również moje własne - wówczas popełnione.
Nie leży w mojej intencji licytowanie się z historyczną
"Solidarnością". Powszechnie znane są jej zasługi dla
Polski. Ukazało się na ten temat tysiące artykułów i
audycji, wygłoszono niezliczone ilości pochwalnych
mów, powstały książki i filmy, w podręcznikach historii
dominuje jednobarwna gloryfikacja. Przypominanie roli
tego ruchu, jego patriotycznych i demokratycznych
intencji dociera nieustannie "pod strzechy" z odświętną
kulminacją wokół kolejnych rocznic. Zasłużone jest
również uznanie dla tych ludzi "Solidarności", którzy
narażając się na różnego rodzaju niebezpieczeństwa,
cierpienia, dokuczliwości - walczyli w imię wzniosłej idei.
To wszystko prawda. Ale jest też prawda druga niejako
równoległa - ta jednak nie ma żadnej siły przebicia.
Książka ta po raz kolejny - taką próbę podejmuje. Otóż
głównym celem "Solidarności", jej - nazwijmy to -
polityczną cnotą była likwidacja systemu, nazywanego
realnym socjalizmem. Od niepamiętnych czasów
dyskusyjna jest teza: "cel uświęca środki". Cel
generalny, do którego zmierzała "Solidarność" był
słuszny, nawet wzniosły. A jakie były środki? Można
oczywiście je tłumaczyć, "uświęcać", a diabolizować
4
motywacje i postępowanie władzy. Faktem jednak jest,
iż droga do tego celu obarczona była konsekwencjami
rujnowania gospodarki, udręką codziennego bytu
społeczeństwa, anarchizacją życia kraju,
"wywoływaniem z lasu" zewnętrznego zagrożenia.
Wszystko to sumowało się w stan zbliżającej się
nieubłaganie - tragicznej, zwłaszcza w warunkach zimy
- katastrofy.
Wiem, że ludziom "Solidarności" pozostała w pamięci
wolnościowa euforia lat 1980-1981. Z kolei ludziom
władzy, jej zwolennikom kojarzyło się to ze swoistym
"trzęsieniem ziemi". A dla wszystkich były to, i nadzieja,
i lęk. Będzie wciąż nurtowało pytanie: czy gorsze jest
niespełnienie nadziei - czy urzeczywistnienie zagrożeń?
Nad tym można i należy rzeczowo dyskutować.
Jednakże czynić to trzeba z dystansem do emocjonalnie
ukształtowanych wspomnień, do historycznych
zaszufladkowań. Nie chcę upraszczać. Różne były
polityczne motywy, różne historyczne racje, różne
uwarunkowania. Różne były, są i będą ludzkie losy.
Jedni byli represjonowani, inni premiowani, a jeszcze
inni nie byli ani z jednej, ani z drugiej strony. Szanuję
to rozróżnienie. Każdy ma prawo do pamięci, do
własnej oceny życiowej drogi. Nie daje to jednak
nikomu monopolu na patriotyzm. Nie da się go
koncesjonować. To bowiem kwestia intencji, sumienia.
A tego rozliczyć się nie da. Liczą się przyczyny i skutki -
przede wszystkim one podlegać powinny uczciwej,
obiektywnej ocenie.
9 marca 1993 roku na posiedzeniu sejmowej Komisji
Odpowiedzialności Konstytucyjnej oświadczyłem: "Próby
kwalifikowania stanu wojennego jako przestępstwa,
zbrodni, chcąc nie chcąc godzą także w miliony ludzi,
którzy z jego koniecznością się liczyli, którzy go
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]