Pod czerwonym wirchem, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Artur GruszeckiPOD CZERWONYM WIRCHEMPowie�� wsp�czesnaNak�ad Gebethnera i WolffaWarszawa == Lublin == ��d� == Krak�wG. Gebethner i Sp�kaNew York The Polish Book Import. Co, Inc.Przedruki nieuprawnione przez autora s� wzbronione. Wszelkie prawa autorskie codoprzer�bek i t�umacze� zastrze�one. Prawa autorskie co do t�umacze� i t. d. wRosyizastrze�one na mocy ustawy z d. 3 kwietnia 1911 r.I.Do niewielkiego gabinetu, umeblowanego wykwintnie fantazyjnymi mebelkami,pokrytymiciemnoniebieskim aksamitem, wesz�a m�oda, nie�adna, ale zgrabna pokoj�wka, istan�a przydrzwiach, patrz�c na pani�, siedz�c� w wygodnym foteliku, otulon� mi�kkim,popielatymszalem. Pani, k�ad�c na kolanach czytan� ksi��k�, spojrza�a przelotnie nastoj�c� i spyta�aoboj�tnie:� Czego? Julciu.� Kucharz pyta, czy mo�e by� na obiad krem czekoladowy?� Krem? - zmarszczy�a jasne, pi�knie zarysowane czo�o, � dlaczego zmienia moj�dyspozycy� ?� Kuchcik co� tam popsu� i z kremem zd��y na obiad, a ju� p�no.� Niech b�dzie krem, - westchn�a i wzi�a ksi��k� do r�ki, lecz mimo, �e drzwizamkn�ysi� za s�u��c�, nie czyta�a.Zm�czonemi oczyma spojrza�a w okno, przez kt�re wpada� dzie� pos�pny, smutny,listopadowy. Po niebie przewala�y si� szare, jednostajne chmury, a bezlistnekonary drzewprzegina�y si� pod podmuchem wiatru. Od czasu do czasu drobny, ostry deszcz bi�o szyby,d�wi�cz�c g�ucho.Zwolna podnios�a si� z fotela, wyprostowa�a sw� gibk�, smuk�� posta� ielastycznymikrokarni zbli�y�a si� do okna. Patrza�a na znany sobie ogr�d, dzi� po��k�y,b�otnisty,ci�gn�cy si�, jak brudna, podarta p�achta, z garbami czarnej ziemi, nakrywaj�cejkrzewywra�liwsze na zimno. Za ogrodem widnia�y puste pola i ton�y w szarej, mokrejmgle. Zca�ego krajobrazu wia� przejmuj�cy, beznadziejny smutek i t�sknota.Na twarzy jej, m�odej, pi�knej, wra�liwej, odbi� si� nastr�j tego smutnego dniawyrazemprzygn�bienia. Odwr�ci�a si� od okna i zwolna przesz�a do fotela, usiad�a,wzi�a ksi��k� dor�ki; wtem pos�ysza�a weso�y g�osik dziecinny z przyleg�ego pokoju. Przez chwil�nas�uchiwa�a, zrobi�a lekki ruch, jak do wstania, ale wsun�a si� g��biej wfotel, otuli�a si�szczelniej szalem i patrza�a bezcelowo przed siebie.Oczy jej b��dzi�y po tapetach per�owych ze z�oconymi zygzakami, po meblach,chwil�zatrzyma�y si� na koszu z kwitn�cymi kwiatami, a d�u�ej spocz�y na portreciem�a,zawieszonym nad biurkiem. Z portretu patrza�y na ni� weso�e, zadowolone oczyciemne, natwarzy zdrowej, pe�nej, z w�sami podkr�conymi, kt�re ocienia�y usta czerwone,zmys�owe. Zportretu odwr�ci�a oczy niech�tnie, po twarzy jej przebieg� u�miech goryczy iwspar�szyg�ow� na r�ku, przymkn�a oczy.W szarem �wietle, na ciemnem tle aksamitu fotela, twarz jej zdawa�a si� bledsz�,niemalprzezroczyst�, a subtelne rysy, ma�e, �licznie wykrojone usteczka, przypomina�ynajpi�kniejsze kamee. Twarz ca�a przepojona by�a przygn�biaj�cem cierpieniem,oczy lekkopodkre�lone fioletem, oko�o ust rysy smutku, a na jasnem czole dwie poprzeczneledwiewidoczne zmarszczki. W�osy ciemnoblond zwi�zane by�y niedbale w tyle g�owy,cz�� ichjednak niesforna, wi�a si� przy czole i na bia�ej, kr�g�ej szyi.� Mamusiu !... Mamusiu! - wo�a�o dziecko za drzwiami.Otworzy�a oczy, poruszy�a si� niespokojnie, twarz si� o�ywi�a i zawo�a�amelodyjnymg�osem:� Ninko! Wejd�!Boczne drzwi otworzy�y si� i do gabinetu wbieg�a czteroletnia dziewczynka zciemnymiwij�cymi si� w�oskami, w sukieneczce czystej, ale zmi�tej, zabrudzonemi r�kamistara�a si�nagi�� ku sobie twarz matki i wo�a�a rozradowana:� Mamusiu ! Mam pi�k�, skacze tak wysoko!� Ninko, masz brudne r�czki... niech Berska umyje dziecko, � spojrza�a z wym�wk�nabon�, kobiet� starsz�, z pogodn� twarz� i dobrym u�miechem.� Bawi si� pi�k� i zabrudzi�a r�czki, � usprawiedliwia�a si�, � chod� Ninko,umyj� ci�.� Nie chc�, � zawo�a�o dziecko stanowczo, � mamusia pi�k� zobaczy. Dobrzemamusiu?�przymila�o si�, tul�c si� do kolan matki.� Dobrze, Ninko... poka�.Dziecko potr�caj�c krzese�ko pobieg�o i zarumienione, zdyszane, z radosn� dum�przynios�otani� pi�k� gumow�, jaskrawo pomalowan�.� Kto ci da�, Ninko, t� pi�k�?� Antoniowa, mamusiu... a jak ona tul� si�, -rzuci�a pi�k� na pod�og�, bieg�a zani� i wsun�asi� pod kozetk�, a�eby pi�k� wydoby�.Bona z u�miechem przyjemnym �ledzi�a ruchy dziecka, natomiast matka z niepokojemzawo�a�a:� Ninko! Uwa�aj!Dziecko, wydostawszy pi�k�, pr�bowa�o pokaza�, jak ona skacze, najpierw nadywanie, ale �enie udawa�a si� sztuka, pobieg�o w stron� biurka, a pi�ka odbijaj�c si� pad�apomi�dzy kwiaty.Zanim bona podbieg�a, Ninka przewr�ci�a kosz z kwiatami, uczepiwszy si� r�kamibrzegu.Wazoniki z brz�kiem i ha�asem pada�y na ziemi�, zasypuj�c Nink� przera�on�.Matka zerwa�a si� z fotela, blada, przestraszona, przybieg�a do dziecka,opatrzy�agor�czkowo, czy nie skaleczy�o si�, uca�owa�a je i rzek�a gniewnie do bony:� M�wi�am ju�, a�eby nikomu nie pozwala� na dawanie prezent�w...� To przecie� jej mamka, - powiedzia�a cicho.� Wszystko jedno, mamka, czy kto inny, tylko ojciec i matka daj� dzieckuzabawki. Pi�k�schowa� zaraz!� Zaraz! � powt�rzy�a z naciskiem, � a dziecko umy� i przebra�.Ninka zrozumia�a jedno tylko: �e pi�ka stracona, z ciemnych ocz�t pop�yn�ynajpierw ciche�zy, a tu� za niemi g�o�ny p�acz i s�owa:� Mamusiu! Pi�ka moja!� Dam ci lalk�, Ninko.� Nie!l Nie! Pi�ka moja, Antoniowa mi da�a.� Cicho, Ninko! - zawo�a�a surowo, � id�, umyj si� i ubierz.Bona wyprowadzi�a p�acz�ce dziecko, a pani Wanda zm�czona, jak po ci�kiejpracy, usiad�ana fotelu i pogr��y�a si� w gorzkiem rozmy�laniu nad marno�ci� �ycia.Oto Ninka taka weso�a, zdrowa, mi�a, bawi si� t� wstr�tn� pi�k�, przewraca koszz kwiatami ikto wie, co sobie zrobi�a, jakiego naby�a kalectwa? Dolatywa� do niej p�aczroz�alonegodziecka... a mo�e wazonik pad� na jej g��wk�, naruszy� m�zg, dostanie zapalenia,a mo�epomieszania?... Przecie� nie p�aka�aby za pi�k� tak d�ugo i g�o�no, pewno bolij� g��wka, onama tak mi�kkie ciemi�, kt�re ugi�o si� pod wazonikiem i naruszy�o m�zg.Taki niepok�j ni� ow�adn��, �e wsta�a i szybko wesz�a do przyleg�ego dziecinnegopokoju.Bona uspokaja�a rozkapryszone dziecko i ubiera�a w �wie�� sukienk�. Ninka,obaczywszymatk� uderzy�a w g�o�niejszy p�acz. Pani Wanda zbli�y�a si� i dotykaj�c bia��,delikatn� r�k�g�owy dziecka, spyta�a troskliwie:� Co boli Niniusi�?� Ja chc� pi�ki, to moja pi�ka!� Kupi� ci �adniejsz�, wi�ksz�... ale powiedz mamusi, co ci� boli?� Ja chc� mojej pi�ki, - odsuwa�a r�k� matki, � innej nie chc�.� Ninko, je�li kochasz mamusi�, powiesz, co ci� boli? pewno g��wka?� Nie kocham mamusi, zabra�a mi moj� pi�k�.� Brzydko tak m�wi�, � naucza�a bona, � mamusia dobra i kochana. To nic, prosz�pani,rozkaprysi�a si� Ninka, ale b�dzie grzeczna.Dziecko jednak patrzy�o chmurnie, i od chwili do chwili przelewa�o �zy. Niemiledotkn�o tomatk�, �e Ninka jej nie kocha, wyobrazi�a sobie, �e straci mi�o�� i zaufaniedziecka, �e b�dzieNiepos�uszne, uparte, z�e, a mo�e j� znienawidzi, i po kr�tkiem wahaniupowiedzia�a�agodnie:� Ninko, dostaniesz t� pi�k�, ale powiedz, czy g��wka boli?� Pi�ka! Pi�ka! � zawo�a�a uradowana, a pochwyciwszy podan� przez bon� pi�k�,zacz�asi� bawi�, biegaj�c po pokoju.� Ninko, moje dzieci�tko, boli g��wka? Powiedz!� Nie boli, � goni�a za pi�k�.� I kochasz mamusi�?� Kocham, mamusia oddala mi pi�k�, � zawo�a�o dziecko, nie przerywaj�c zabawy.Pani Wanda posz�a do siebie zm�czona wra�eniami, usiad�a i spojrza�a narozsypane wazonikina pod�odze. Przypomnia�a sobie swe obawy o g�ow� Ninki i pomy�la�a: tym razemnic si�nie sta�o, ale co z tej Ninki wyro�nie? Taka porywcza, uparta, kapry�na i takanerwowa,wra�liwa... napewno b�dzie w �yciu nieszcz�liwa, bo szorstko�� ma po ojcu, anerwy pomnie! I poco ona si� narodzi�a? Przysz�a na �wiat z odziedziczon� chorob�nerw�w. To by�ozbrodni� z mej strony wychodzi� za m�� i mie� takie chore dziecko. I corazusilniej oskar�a�asiebie, m�a, bo nietylko Ninka nie b�dzie szcz�liwa, ale i jej dzieci, je�liza m�� p�jdzie.Drzwi otworzy�y si� szeroko i wszed� m��, trzydziesloo�mioletni ciemny szatyn, wbutachwysokich, w marynarce znoszonej, w koszuli mi�kkiej, z wyk�adanym zbrudzonymko�nierzem, bez krawatki, z twarz� nieogolon�. W gabinecie przesyconym delikatn�woni�kwiat�w rozszed� si� zapach papierosa, kt�ry pali� wchodz�c.� Wandziu, mo�eby� kaza�a podawa� obiad, ju� dawno czas.Nic nie m�wi�c spojrza�a z odcieniem zdziwienia na ubranie m�a, kt�rydostrzeg�szy to,rzek� z u�miechem:� Dzi� nic przebior� si� do obiadu, bo niema czasu.� Je�li ci tak wygodnie... � powiedzia�a oboj�tnie i spyta�a: � czy Pawe� nakry�do sto�u?� Zdaje si�, �e tak, � i przypatruj�c si� �onie, � co tobie Wandziu, taka�blada, czy czujeszsi� gorzej?� Nie, � otuli�a si� szalem, � ta pogoda dzia�a mi na nerwy.� Istotnie, dzie� nieszczeg�lny, ale ja lubi? nawet szarug� jesienn�, � aspostrzeg�szywazoniki na pod�odze, � a tu co si� sta�o?� O czem m�wisz? � powiedzia�a spokojnie.� Kto przewr�ci� kwiaty?� Ninka... tak si� przerazi�am... wyobra� sobie, �e na ni� pad�y wazoniki, ba�amsi� o jejg��wk�.� Ale jakim sposobem, - podnosi� wazoniki i stawia� w koszu.� Bawi�a si� pi�k� i przechyli�a kosz na siebie... mo�esz my�le�, jak si�przestraszy�am, naszcz�cie nic si� nie sta�o.� �e te� ty zawsze pe�na obaw niepotrzebnych, � m�wi� z wym�wk�, � wielka rzecz,�epodrapi� j� kwiaty czy wazoniki, a ty z tw� chorobliw� troskliwo�ci� i obaw�zrobisz z niejlalk� porcelanow�.Spojrza� na �on�, a widz�c usta gniewnie zaci�te, powiedzia� �agodniej:� No, nie gniewaj si�, ale te twoje wieczne obawy zatru...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]