Pochylone niebo, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jan StrzšdałaPochylone nieboMILCZY W NIEJ DZIEWCZYNAUSUNIĘTO ZIEMIĘMiędzy Twoim i moim życiemusunięto ziemię i niebocięto wszystkie gałęzieżeby nie dotykały się nad przepacišWystrzelano wszystkie ptaki motyle ipszczołyżeby nie przenosiły listówWytopiono gwiazdyżeby nasze spojrzenia nie spotykały się nanichWyrwano ogromnš dziurężebymy jej bali sięA ja modlę się na leporóżnymi słowamii wiem że kiedy trafięw Twoje słowai Bóg mi przebaczyi Bóg mi Ciebie odda.5DELIKATNE MIEJSCETwoje ustato delikatne miejsceprzez które widzęogieńMoja olepła skóraw której umiera odległoćkroplaspada na kamień i rozpryskujesłońcemokry sierp na trawieto wszystkopod pochylonym niebem* * *Zapach wierku i kołysanietrzask i białe ciałożywicy krople słoneczneumiechnięte oczyszum w koronach czystesłowa.6WIDZISZ...UMIEM WSZYSTKOTo że Cię nie majest wyciętym lasempustš łškšczarnš studniš w pół słowa krzykniętšTo że Cię nie majest milczšcym ptakiemcichš ciszšgranatowym niebemTo że Cię nie manie znaczy nicBo ja Ciebiemogę napisać najpiękniejszš w lesiepobiegnę przez łškęi Ty czekaszprzy studniptak piewaw granatowym niebie zapaliła się gwiazdaKocham CiebieWidzisz umiem wszystkoJeste.7OKIENNA MIŁOĆAż mnie oparzyły szybyzapalone deszczemwtulały się we mnieswoim zimnym srebrema w każdej kropli jedna moja podróżjedna moja odległoćokienna miłoćwiatroddycha kroplami deszczutak jak my powietrzemdeszcz jest jego krwišopiera się o szybytak mocno aż krople płaczš.8BYŁA PRZEROCZYSTAByła przeroczystawidziałemjak cisza pochyla się w Tobieod renic aż do stópuklękłaGdzie we mnie przygotowywały sięwszystkie moje sercamoje popękane szkiełkaO czym mylałamodliła sięO Boże który tak bliskoi tak delikatnie jestew milczeniu dłoniw pochyleniu głowyTwój szept polny szeptjak ocieranie się trawyo ciepłe ciało wiatruCzekałem aż zapali się słowoi muzyka wspinała się we mniedotknęła moich ust9WIATR JĽ TŁUCZEDni przez których (mgłę) biegnie się lekkoSny przez których (noc) widzi się wyranieSzpitale w których nie umiera się na bielOgrody przez które przelatujš ptaki na nibyMiłoć która boli przybita do oknawiatr jš tłucze o szybyDrogš wybranš rozumemmożesz zawsze wrócićDroga wybrana sercemjest zawsze bezpowrotnaMoje małe myli biegnš ciemnš łškšchowajš się w ciężkich kaczeńcachi mówiš mi że ciebie nie mamałe kłamczuchy piewajš pięknieMoje ciche myli zgadzajš się na wszystkoco mieci się w małym słowie nic.10ODDALENIETwój szeptprzeniosłem przez pół krajuukryty był we włosachobudził się w rodku nocyi wypełnił cały pokójTwój szept jest Twoim ciałemnie rozróżniam słówGoršca skórajest goršcym szeptemjest szelestem ust o ustaszelestem nagiego słowaciałem miękkim jak dymbiałym drzewem i ogniemTwój szept jest rozpuszczalnytylko w mojej krwi.11ŁĽKI CIEMNIEJĽNie zapominaj we mnieżadnej złamanej trawynie wygładzaj żadnej zmarszczkizmartwienie tylkootrzšnij ze szronuPowoli zapominamzabierz mnie z tej ciszyOplatały mnie białe włosymiertelnepuste trawyChmury najadły się słońcai palš sięZiemiaBiałe stawyna moich łškach ciemniejšidzie deszcz pustym niebemMiała pod powiekami poezjęw jasnym kwadracie oknatyle czystegolubię jak się otwiera.12WODA I SŁOWOWiem jakie słowateraz wypowiadaszOjcze nasz który jestemówię szybko żeby dogonićTwoje słowajuż mówimy to samoChoć nie wiesz o tymzbliżam sięDawać nie czekajšc nic w zamianczasem boję się że nie wszystkoNawet jeli nie wróciszjuż jesteZe mnš biegniesz cieżkš modlitwyjeszcze szept Twój słyszęmówiła do Niegoale ja słyszałem teżi tak jakbym obmywał prochwoda i strumieńgdzie mi pod serce jasny promień upadł.13NIE DOTYKAJNie dotykajoparzyłem palcejeszcze w powietrzutak nagle krzyknęłaMam odłamany granitprawdziwy kamień masz Tyjest ostry jak RysyCiała też majšswoje wypalone miejscaczerwone płatkiróże bólunadwrażliweciętepocałuj najciszej najwyżejnie wspinaj sięCo zrobisz kiedy wybiegnę prosto z niebapod Twoje oknoby podnieć ten ostry kamieńczy krzykniesznie dotykaj.14ZWIERZĽTKOSzukam tej chwili(podarte dni, spalone, niechciane)kiedy mogę mówić do Ciebiena kartceszukam pustego miejscazamykam oczyi już jeste obok mnie, we mniew ciemnej łaziencemruczysz pod ciepłym strumieniemW ciemnej ciszy plusk wodyopowiada mi Twoje ciałomokremałe ciepłe zwierzštkoi moje goršce zwierzępluszczš się pieszczšdrży kropla płoniei spadaw Ciebie wycałowała jš ze mnieuciekasz w krzykOdkochasz tę chwilę we nieOdkocham tę nocw bólu we krwi która czerniejew potłuczonym sercu.15JEST JESZCZE...To że Cię kochamnie jest w słowachTo że Cię kocham jestw mojej dłoniw palcach wpieszczocieTo że Cię kocham drżyw Twoich piersiach jestdreszczemjest mojš dłonišmojš skórši jeszcze tymkształtem wiatłamokrymi goršcym w krzykupowietrzemTo że Cię kocham jest jeszcze...16W BESKIDACHWarkoczsploty słońcatrawyLas wspina się na palceżeby zobaczyć czycałuję Twoje włosyWiatr który pochyla nieborozplatam palcamiUmiechasz siędłoń na usta mi kładzieszPatrzę w Twoje oczyi ziemia pod namistaje się przeroczystaPrzez chwilę widzę tamtš stronęNocczarnš twarz księżycanieobecnoćpuste miejsca po gwiazdachGalaktykę ciszyale już Twój oddechzapala pył gwiezdnysłyszę wiatłopulsujšcej gwiazdyUrodziła się po tamtej stronietańczy w Twoich oczachw sierpniuw moich ramionach w Beskidach.17WIERKOdesłała nie otwarty listnie wiedziaławierszmylała słowasłowa licie łzy znowu onA przecież zatrzasnęłam drzwiWyrzuciła mój wierszza płotnie wiedziała że wyronie wierkiemnie poznasz gotaki ciemnozielonyi jasnobłękitnysamotnyJeste wierkowš kochankšze srebrnym kolczykiemi łezkš bursztynuJeste tańczšcym łańcuszkiem w moim sercudzwonisz kiedy milknęi srebrzysz się we krwiUciekasz nagš kartkšza granicę ciała tętnaumierasz mniei gdybym nie był wierkiemnie dożyłbym do witu.18MILCZY W NIEJ DZIEWCZYNATa muzyka ma mi przyniećto co zgubiłemma mi rozwietlić te miejscado których wiatło nie przeleje się nigdyciemne miejsca w moim domuTa muzyka jak dotknięcie oczuwiatło niebieskie z ciepłš plamkš renicykiedy jeszcze nic nie mówiszgłonokiedy dokładnie wypełniasz moje sercejak krewpiewaszumiechajš się oczyjasnš jeste dziewczynkš piosenkšJeste jak gałšzkaz dwiema kociankamii pierwsza z nichmieje się i płaczew goršcym bršzie oczu iskierki tańczšucieka i tuli się do wierszymilczy w niej dziewczynajasny płomykgoršczka życia.19CZARNE SERCENie mogę umrzećtak dużo jest wiatłatej nocyNie mogę płakaćtak suchy jest piasekw moich oczachNie mogę czekaćtak szybko umiera kreww moim czarnym sercuNie mogę milczećtak goršca jest rana w moim gardlekrzyk płoniespada jak rozbita gwiazdaw Twoje głodne nieboBoję się bo wiatła gasnš.20OGRÓD WIATŁAChciałem Cięprzeniećna mojš chłodnš łškęz Twojego zmęczonego niebaByła gwiazdš odległšo wszystkie promienieusypiajšce w zielonych oczach GalaktykByła Gwiazdš upadłšw moje ramionaułożyła się cicho na moim sercui słuchała jak bijeOpowiadałem Ci o narodzinach wiatłaUsnęła bo stała się mnšotworzyłem Ci swój ogród.21PRZEZ CAŁĽ NOCPrzenosiłem w dłoniach wiatrgóry i drzewapotoki budziłem spod kamieniwszystko do Twoich stópprzez całš nocKiedy przed witemprzyniosłem słońcezobaczyłem że Ciebie nie majest pusta łška.22OSTRA SZYBA23PODWÓRKOZ oknadobiegajš słowadziecinne zaklęciapokrzykiwanie wróbliMatka Ewa woła swoje dziecirozbiegły się po płotachSilne słońceżółte słowaplamki wróbliCzarodziejska kulaktóra ma okna.24BIEGŁEM W ŁAKĘBiegłem w łškępo szybie ostrej jak szronzdyszane słońcerozbite szkło oderwane z powietrzaszklana łška zastygłych skrzydełBiegłem w kršgłoć wzgórzłagodnoć piersiuderzenia krwi gdzie na granicyciała i sercaw metalowym bóluchmurnej krwi.25JASNOĆ DRZEWPozwoliłe mi widzieć w drzewie toczego na pierwszy rzut okanie widziałem tak wyranieKiedy zatrzymałem się pod dębemniebo włanie wyrosło w takš niebieskoćże palczaste licie stały się jeszcze bardziej zieloneMożna było dostrzec jak oddychajš głęboko Słońcewłanie umknęło spod białej chmury Wiedziałemże oglšdasz to razem ze mnšmojej duszy pozwoliłe wychylić się z chmury ciałaSłyszałem Ciebiebyło już po piętnastym majawięc mogłe być piewem słowikaMoja matka mówiła że do Krzemionki (to taka góra zdzieciństwa) słowik przychodził zawszepiętnastego majaWracajšc do drzewmylę że sš to Twoi aniołowie ziemscyZawsze kiedy spotykam drzewa kiedywród nich biegnęalbo jestemZawsze wtedy czuję się bezpiecznynapełniajš mnie pokojemWtedy wiem że jeste bliskoczuję Twojš obecnoćPozwól mi odrzucić cieńTy wiesz że ten cień nie jest ciałemjest ciężarem wbitym w moje myliZatrzymuję się pod drzewami i nie potrafię zebrać mylisš zbyt ciężkiebiegnš przez piaskiNie splatajš się w jeden pieńJestem tak blisko drzewa i tak daleko jednoczenieprzez chwilę dotknšłem Twoich myliStały w polu z rozłożonymi gałęziamioddychały nieskończonocišByła w nich miłoć powietrza i wiatłaByła w nich pokora wszechmocyJ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaczytam.htw.pl