Powoz Netpress Digital Ebook, klasyka literatury

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mikołaj Gogol
POWÓZ
Konwersja:
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym
.
POWÓZ
Mikołaj Gogol
Miasteczko B. poweselało bardzo, od chwili
gdy za-czął tu stacjonować pułk kawalerii;
przedtem zaś było tu straszliwie nudno. Kiedy,
bywało, przejeżdża się przez nie i patrzy na niz-
iutkie lepianki, które spoglądają na ulicę niepraw-
dopodobnie kwaśno — wówczas... niespo-sób
wypowiedzieć, co się wówczas wyprawiało w
duszy: ckliwość taka, jak gdyby się człowiek zgrał
albo odwalił ni w pięć, ni w dziewięć jakieś głupst-
wo — słowem, niedobrze. Glina na domkach pood-
padała od deszczów, i ściany — zamiast białych
— zrobiły się pstrokate; dachy pokryte były prze-
ważnie trzciną, jak to jest we zwyczaju w naszych
miasteczkach południowych. Ogródki od dawna
Zostały t rozkazu burmistrza wycięte gwoli nada-
niu miasteczku piękniejszego wyglądu. Na ulicach
nie spotkasz żywej duszy; chyba tylko kogut
przelezie przez jezdnię, miękką jak poduszka z
powodu leżącej na niej grubej warstwy kurzu,
który podczas najmniejszego deszczu zamienia
4/10
się w błoto; a wówczas na ulice miasteczka B.
wylęgają owe dorodne stworzenia, które burmistrz
tamtejszy nazywa „francuzami”. Wystawiwszy
poważne ryje ze swoich kąpieli, rozpoczynają
takie chrzą-kanie, że podróżnikowi nie pozostaje
nic innego, jak poganiać co prędzej konie. Zresztą,
trudno spotkać podróżnika w miasteczku E. Rzad-
ko, bardzo rzadko jakiś dziedzic, posiadający jede-
naście dusz chłopskich, odzia ny w surdut nanki-
nowy, tarabani się po jezdni w jakowejś
półbryczce a półwózku, wyglądając na świat spoza
worków mąki i okładając batem gniadą kobyłę, za
którą biegnie źrebak.
Rynek miasteczkowy stanowi smutny widok:
dom krawca wychodzi nań nadzwyczaj głupio, nie
całą fasadą, lecz jednym węgłem; naprzeciwko
niego od piętnastu lat stawiają jakiś murowany
budynek o dwóch oknach; dalej, całkiem osobno
sterczy modny drewniany parkan, wymalowany
na szaro pod kolor błota, który to parkan, jako
wzór dla innych, burmistrz wzniósł za czasów swej
młodości, gdy nie miał jeszcze zwyczaju zasypiać
natychmiast po obiedzie i pić na noc jakiś odwar,
przyprawiony suszonym agrestem. Gdzie indziej
widać tylko zwykłe opłotki. Pośrodku rynku trochę
małych kramików; dostrzec w nich można zawsze
wianek obwarzanków, babę w czerwonej sukni,
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaczytam.htw.pl