Powod by oddychac1 - Rebecca Donovan, E-books
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Rebecca DonovanPowód by oddychać1. NieistniejącaOddech. Oczy mi napuchły, z trudem przełykałam ślinę z powodu guli w gardle.Sfrustrowana własną słabością, wierzchem dłoni szybko otarłam łzy, którewbrew mojej woli spływały po policzkach. Nie mogłam dłużej o tym myśleć.Wybuchłabym.Rozejrzałam się po pokoju, który choć mój, tak naprawdę niewiele miał zemną wspólnego. Pod ścianą naprzeciwko używane biurko z niedopasowanymkrzesłem, obok trzypółkowy regalik na książki, który przez dziesiątki lat widziałzdecydowanie zbyt wiele mieszkań. Żadnych zdjęć na ścianach, żadnychpamiątek, które świadczyłyby o tym, kim byłam, zanim się tu znalazłam. Tojedynie miejsce, w którym mogłam się ukryć. Przed bólem, wściekłymispojrzeniami i słowami raniącymi jak ostrze noża.Dlaczego tu przyszło mi żyć? Znałam odpowiedź. To nie był wybór, tylkokonieczność. Nie miałam dokąd pójść, a oni nie mogli odwrócić się do mnieplecami. Byli moją jedyną rodziną, za co jednak nie mogłam być wdzięcznalosowi.Leżałam na łóżku, próbując skierować uwagę na odrabianie pracy domowej.Skrzywiłam się, kiedy sięgnęłam po podręcznik do trygonometrii. Nie mogłamuwierzyć, że moja ręka tak koszmarnie wygląda. Pewnie przez cały najbliższytydzień znowu będę nosiła długi rękaw. Świetnie...Rwący ból w ramieniu sprawił, że przez moją głowę, jak nagły błysk,przeleciały potworne obrazy. Czułam narastający gniew, zacisnęłam szczękę,zachrzęściłam zębami. Wzięłam głęboki oddech i pozwoliłam spowić sięmętnemu strumieniowi nicości. Musiałam wypchnąć go z głowy, dlatego zcałych sił skupiłam się na lekcjach.Obudziło mnie delikatne pukanie do drzwi. Wsparłam się na łokciach i wciemnym pokoju usiłowałam zebrać myśli. Musiałam spać jakąś godzinę, ale niepamiętałam momentu, kiedy zasnęłam.- Tak? - odpowiedziałam, a głos ugrzązł mi w gardle.- Emma? - Usłyszałam ciche, nieśmiałe nawoływanie.- Możesz wejść, Jack. - Mimo wewnętrznego rozbicia starałam się brzmiećprzyjaźnie.Chwycił dłonią za klamkę i powoli otworzył drzwi. Jego głowa, sięgającaniewiele wyżej niż sama klamka, wsunęła się do środka.Dużymi brązowymi oczami Jack omiótł pokój, aż w końcu jego wzrok trafiłna mnie. Wiedziałam, że denerwował się tym, co za chwilę mógł zobaczyć. Pochwili uśmiechnął się do mnie z wyraźną ulgą. Jak na swoje sześć lat wiedziałzdecydowanie zbyt wiele.- Kolacja gotowa - oznajmił, patrząc w podłogę.Zrozumiałam, że wolałby uniknąć obowiązku przekazania mi tej informacji.- Dobrze, zaraz idę. - Usiłowałam odwzajemnić uśmiech chłopca,zapewniając go w ten sposób, że wszystko jest w porządku. On jednak zdążyłoddalić się w kierunku głosów dochodzących z jadalni.W holu na dole uderzył mnie brzęk rozstawianych na stole talerzy i misekoraz towarzyszący mu podekscytowany głos Leyli. Gdyby ktokolwiek patrzyłwtedy na tę scenę, pomyślałby, że jest to obraz idealnej amerykańskiej rodziny zradością zasiadającej do wspólnej kolacji.Obraz zmienił się jednak z chwilą, kiedy wyszłam ze swojego pokoju.Atmosfera zgęstniała od dławiącego poczucia niezgody na moje istnienie.Istnienie, które sprawiało, że na rodzinnym portrecie pojawiały się rysy.Wzięłam głęboki oddech, wmawiając sobie, że przez to przejdę, że przetrwamkolejną noc. Ale właśnie w tym tkwił problem.Wolnym krokiem przeszłam przez hol i skierowałam się w stronę jasnejjadalni. Ze ściśniętym żołądkiem przekroczyłam próg. Wbiłam wzrok wpodłogę i w oczekiwaniu na nieuniknione wykręcałam sobie palce dłoni. Kumojej uldze nie zwrócono na mnie uwagi.- Emma! - krzyknęła Leyla i podbiegła do mnie.Schyliłam się, pozwalając jej wpaść w moje ramiona. Mocno zacisnęła ręcewokół mojej szyi. Poczułam ból w ramieniu i wydałam z siebie przytłumionyjęk.- Widziałaś mój obrazek? - zapytała rozradowana i pełna dumy ze swoichżółto-różowych esów-floresów.Za plecami czułam pełne wściekłości spojrzenia. Gdyby to były noże,natychmiast padłabym bez czucia.- Mamo, a widziałaś mój rysunek dinozaura? - Usłyszałam głos Jacka, którypróbował odwrócić uwagę od mojego zakłopotania.- Jest piękny, skarbie - pochwaliła go, kierując spojrzenia wszystkich na syna.- Tak, jest śliczny - odezwałam się łagodnie do Leyli, patrząc w jej rozbieganebrązowe oczy. - A teraz szybko biegnij do stołu, dobrze? Kolacja czeka.- Dobrze - przytaknęła, nie wiedząc nawet, że jej czuły gest przyczynił się dowzrostu napięcia przy stole. Skąd zresztą miałaby to wiedzieć? Miała dopierocztery lata, a ja byłam jej ukochaną starszą kuzynką. Ona zaś była dla mniejasnym promieniem słońca w tym ponurym domu. Nigdy nie mogłabym winićjej za dodatkowe troski, których przysparzało mi jej głębokie uczucie. Rozmowawróciła na dawne tory, a ja na całe szczęście znowu stałam się niewidoczna.Po odczekaniu, aż wszyscy będą mieli jedzenie na talerzu, nałożyłam sobiekurczaka, groszek i ziemniaki. Czułam, że obserwują każdy mój ruch. Skupiłamsię więc na swoim posiłku. Zdawałam sobie sprawę, że nałożona porcja niezaspokoi mojego głodu, ale nie śmiałam wziąć więcej.Nie słuchałam wylewających się z niej potoków słów o ciężkim dniu pracy.Jej głos przeszywał mnie i powodował skurcze żołądka. George odpowiedziałcoś miłego, starając się ją pocieszyć, jak zresztą zawsze czynił. Zainteresowałsię mną tylko raz, kiedy zapytałam, czy mogę już odejść. Spojrzał na mnie dwu-znacznie z drugiego końca stołu i sucho przystał na moją prośbę.Podniosłam talerz swój oraz Jacka i Leyli, którzy zdążyli już czmychnąć dosalonu na telewizję. Zabrałam się za rutynowe wieczorne czynności: usuwanie ztalerzy resztek jedzenia i umieszczanie naczyń w zmywarce. Podobnie robiłam zgarnkami i patelnią, których George używał do przygotowania posiłku.Czekałam, aż wszyscy przeniosą się do salonu. Dopiero wtedy poszłam dojadalni dokończyć sprzątanie. Po umyciu naczyń, wyniesieniu śmieci izamieceniu podłogi ruszyłam do swojego pokoju. Przeszłam obok salonu, zktórego dochodziły dźwięki telewizora i głosy roześmianych dzieci.Prześlizgnęłam się niepostrzeżenie. Jak zwykle.Położyłam się na łóżku, w uszy wetknęłam słuchawki od iPoda i podkręciłammuzykę na cały regulator, żeby zagłuszyć myśli. Następnego dnia po lekcjachmiał być mecz, a to oznaczało, że wrócę do domu później i nie wezmę udziału wnaszej cudownej rodzinnej kolacji. Odetchnęłam głęboko i zamknęłam oczy.Jutro będzie kolejny dzień. O jeden dzień bliżej do zostawienia tegowszystkiego za sobą.Przekręciłam się na bok, na chwilę zapominając o obolałym ramieniu. Doczasu, kiedy ból ponownie przypomniał mi o tym, co przeżyłam. Zgasiłamświatło i pozwoliłam ukołysać się muzyce.Z torbą w jednej ręce i przewieszonym przez ramię plecakiem wbiegłam dokuchni i szybko chwyciłam batonik zbożowy. Na mój widok oczy Leyli zapałałyradością. Podeszłam bliżej i pocałowałam ją w głowę, wkładając ogromnywysiłek w to, aby nie zwracać uwagi na przeszywające spojrzenie z pokoju obok.Obok Leyli, przy stojącym na środku kuchni stole, siedział Jack i jadł płatki zmlekiem. Nie podnosząc wzroku, wsunął mi w dłoń kawałek papieru.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]