Poniatowska Elena - Do sępów pójdę, e-book, P
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
"Wydana niedawno w Meksyku książka Eleny Poniatowskiej Hasta no verte Jesús mío
wzbudziła w tym kraju ogromne i zrozumiałe zainteresowanie. Autorka, znana pisarka i
publicystka meksykańska, ujęła w formie powieściowej wstrząsającą opowieść prostej
kobiety z ludu; w relacji stanowiącej kronikę tego stulecia w Meksyku zawarła bogaty
materiał dokumentalny. Powieść, uznana za rewelację literacką i niezrównane dzieło pod
względem języka czerpiącego z bogactwa mowy ludu meksykańskiego, doczekała się już
piętnastu wydań.
Bohaterka jako bardzo młoda dziewczyna przyłącza się do Rewolucji, styka się z jej
przywódcami, przemierza wraz z oddziałem sporą połać kraju, by — gdy ustanie zawierucha
— zakosztować życia w stolicy, a częściowo i na prowincji. Aby zarobić na chleb, wykonuje
różne zawody, poznaje rozmaite środowiska i stopniowo pogrąża się w dojmującej
samotności. Losy narratorki są typowe dla tych, którzy wywodząc się ze środowiska
wiejskiego, wzięli czynny udział w Rewolucji 1910 roku, przeżyli ją, aby w końcu znaleźć się
wśród najniższych warstw proletariatu miejskiego. Utwór
Projekt okładki Janusz Wysocki
ELENA PONIATOWSKA
DO SĘPÓW POJDĘ
WYDAWNICTWO LITERACKIE KRAKOW
ELENA PONIATOWSKA ? O SĘPÓW POJDĘ
PRZEŁOŻYŁA BEATA BABAD
Tytuł oryginału: Hasta no verte Jesus mío
© Ediciones Era Meksyk 1969
Posłowiem i przypisami opatrzyła BEATA BABAD
Przyjdzie pani któregoś dnia i mnie już nie "zastanie; z wiatrem się pani spotka. Nadejdzie ten
dzień, a kiedy nadejdzie, nikt się nie znajdzie, żeby panią powiadomić. I pomyśli pani, że to
wszystko kłamstwem było, niczym więcej. I tak jest naprawdę, w kłamstwie tutaj żyjemy;
kłamstwa w radiu opowiadają, kłamstwa gadają sąsiedzi i kłamstwo, że smutno pani beze
mnie będzie. Skoro żadnego już ze mnie pożytku nie ma, to czego, u licha, miałaby pani
żałować? Ani w warsztacie też nie będą. Kto by, wedle pani, miał mnie żałować, jeśli nikomu
żegnajcie nie powiem?
— Jezusa
Bratu memu, Janowi;
chłopcom, którzy zginęli w 1968 roku:
w roku Tlaltelolco
J Trzeci już raz na ziemię wracam, ale nigdy tyle się nie nacierpiałam, co w tej reinkarnacji,
bo w poprzedniej byłam królową. Wiem o tym, bo w jednym widzeniu, co je miałam, samą
siebie zobaczyłam z trenem. Byłam w Salonie Kosmetycznym, gdzie stały lustra wielgachne,
długie, od podłogi do samej góry, i w jednym z tych luster w sukni z trenem siebie
zobaczyłam. Zdążyłam jeszcze dostrzec, że się bardzo daleko ciągnął, a tam, hen, z tyłu na
samym koniuszku, miał trójkąt pocętkowany jak tygrys, w czarne i żółte plamy. Cała na biało
byłam ubrana w strój panny młodej, ale tam gdzie się suknia kończyła, wisiał kawałek
tygrysiej skóry, jak strzała w diablim ogonie. Koło mnie do tego lustra zaglądali kolombina i
pierrot, kolombina z jednej strony, a pierrot z drugiej, oboje w białych ubraniach i czarne
maseczki nosili, co im zawsze nakładają.
Opowiedziałem w Bractwie Spirytualnym o moim widzeniu i mi wytłumaczyli, że biała
suknia to habit, w którym powinnam się stawić w godzinę Sądu, i że Pan mi dopuścił, żebym
się mogła obejrzeć taką sa-miusieńką, jaka byłam za jednym z tych trzech razów, co na
ziemię zeszłam.
— Jedna ci tylko plama została i to jest właśnie ta pstrokacizna na trenie sukni... Musisz
się całkiem wybielić, bo jak tego nie wybielisz, całą niewinność ci zeżre.
Królewską suknię na sobie miałam, długą, z szerokimi Tękawami, bogato zdobioną. Pierrot i
kolombina byli u mnie na służbie, ale mi nie towarzyszyli jak Bóg przykazał. Żarty sobie
stroili, jedno z drugim. Bo tak już jest, że królowe zawsze same chodzą. Powiedziałam im też
w świątyni, że ogromne pole widziałam i na nim mnóstwo łaciatego bydła.
— To jest trzoda, którą ci Pan powierzył, żebyś mu ją czystą oddała.
Bardzo się tym trapię, bo nie wiem, kiedy je wszystkie razem spędzę i te plamy z nich
zdejmę, czy to jeszcze będzie w tej epoce, czy w innej, jak się znowu odmienię... Cała kupa
tych chorych duszyczek, co je mam uzdrowić, a że jeszcze tego nie zrobiłam, więc dalej
cierpimy, oni i ja. Czujne Oko w swoim boskim trójkącie wszędzie mnie dostrzeże swoimi
antenami, co je na rzęsach nosi. To jest wszechmogące oko Stwórcy, 6
więc jeśli tego nie wypełnię, to nie ma po co świętych prosić módl się za nami, bo ręka boska
o mnie zapomni. Dlatego mojemu oczyszczeniu służą wszystkie te utrapienia. Dlaczego tym
razem biedna przyszłam, ?koro przedtem byłam królową? Ciężkie muszę mieć grzechy na
sumieniu, bo jeszcze w maleńkości Bóg mi rodziców zabrał i kazał, żebym za swoje
przewinienia w samotności pokutowała, jak trędowata. Okropnie zła musiałam być i dlatego
Najwyższy w biedzie mnie trzyma jak mysz kościelną, żebym te wszystkie plewy mogła od
siebie odrzucić.
Zanim człowiek swoją drogę duchową rozpozna, przez otchłanie musi przechodzić, bólu
zaznać i młodości. W taki sposób opiekun, który nas prowadzi, może się nam objawić
poprzez nasze cierpienie. Ale niechybnie musi się wiele razy na ziemię wracać, zależnie od
tego, ile na kim długów ciąży. W mojej pierwszej reinkarnacji u Turków byłam, u Węgrów, u
Greków, bo w moim widzeniu taki sam płaszcz na sobie miałam, co to go pierwej Matka
Boska Bolesna nosiła. Głowę miałam zasłoniętą, w biały habit byłam ubrana i całym ciężarem
na ziemię spadałam. Stanęłam w jakimś miejscu pustym, puściuteńkim. Dwanaście
wielbłądów naliczyłam, a on jechał na tym, co miał numer dwunasty, ciemny był, o wielkich
oczach, podkręconych rzęsach, na biało ubrany, w turbanie. I rękę do mnie wyciągnął.
Zdawało mi się, że rękę też musi mieć ciemną, tak samo jak twarz, ale nie, srebrzysta była. W
tym momencie zrobił ruch, żeby mnie na wielbłąda wsadzić. Strach mnie ogarnął, aż z
rozpędu na ziemi usiadłam, więc musiał mnie puścić, a ja w nogi. Złożyłam ręce, o tak, w
znak krzyża i ten krzyż widać swoje zrobił, bo na tym zwinnym wielbłądzie nie mógł mnie
dogonić. Uciekałam dalej, ale on wyjął pistolet i trupem padłam. Kiedy się obudziłam,
usłyszałam jego imię: Światło Wschodu.
Następnego dnia poszłam do świątyni i przekazałam swoje objawienie naszemu Ojcu
Eliaszowi, czyli Roque Rojasowi, co w każdy pierwszy piątek na ziemię schodzi. Poprzez
medialną powłokę przechodzą rozmaite istoty, co światła dostąpiły, i w ten sposób moce
tłumaczą ludziom ich objawienia. Zapytała mnie więc Istota Spirytualna poprzez medium,
moją obecną matkę chrzestną, Trinidad Pérez de Soto:
— I nie wiesz, kto to taki?
— Nie, nie wiem, kto to jest.
— Nie bój się, to twój brat... A ten brat za pierwszego czasu był twoim towarzyszem...
— Jak to?
— Małżonkiem twoim był w owym pierwotnym czasie, kiedy na ziemię zeszłaś. Musisz
go rozpoznać, bo to jest twój trzeci opiekun, ten, co z tobą chodzi, gdziekolwiek byś nie
poszła... Jeszcze ciebie nie opuszcza, do teraźniejszej chwili ciebie prowadzi i dlatego Pan ci
go pokazał, takiego samiutkiego, jak w tamtej pierwszej epoce...
—
Aha...
— A ty co? Nie kochasz go?
— Tak, kocham.
— Przecie to twój małżonek, co czuwa nad tobą...
Nic nie powiedziałam, już mu więcej głowy nie zawracałam, ale sama swój sen zaczęłam
rozpamiętywać, aż tu myśl mi świta, kto to był i dlaczego mnie w tym pierwszym czasie nie
zabił. Przez to teraz cierpi, bo powinności męża nie wypełnił. To prawie tak jak Pedro
Aguilar; mówił, że mnie żywą na ziemi nie zostawi. I zawsze mnie ze sobą zabierał. Ale
przynajmniej mnie ostrzegł:
— Jak zobaczę, że wszystko przepadło, ciebie przodem wyślę i koniec z tobą zrobię...
Łaski boskiej nie dostąpił i nie objawiło mu się, że go zabiją; dlatego jeszcze po świecie
chodzę. Tak samo ten Światło Wschodu, skoro mnie ze sobą nie mógł zabrać, to mnie wolał
zabić. Przestraszyłam się i ten strach mnie ocalił. A. przecie ze Strachu mnie wyleczyli, odkąd
z żołnierzami i moim tatą chodziłam, bo zdradziłyby ich moje krzyki. Na samym początku,
ledwo strzały usłyszałam, już wrzask podnosiłam i gniewali się dowódcy, bośmy stali na linii
ognia, a tam się właśnie na wroga poluje. Z tego powodu mój tata prochu mi do wody sypał,
kiedy nie widziałam:
— Prędko, córeczko, napij no się tej wody...
A że ja wodę nawet z kałuży piłam, to mi źle nie smakowała. Dopiero później mi powiedzieli,
że to była woda z prochem, co odwagi dodaje.
8
Światło Wschodu ciągle jeszcze za grzechy płaci, bo mi siostry opowiadają, że jak w nie
wchodzi i ich powłokę przybiera, płacze i płacze, i do nich mówi:
— Odpowiedzialność mam wielką, wielką.
Opowiadają, że bardzo delikatnie przemawia, bardzo ładnie; że mnie każe pozdrowić, żebym
o nim nie zapominała; że on czuwa i mnie strzeże, bo wielką ma odpowiedzialność przed
Panem, który mu moje ciało powierzył.
Toteż ciągle mnie jeszcze chroni, razem z całą swoją karawaną. Ileż to setek lat już
przeminęło, a ciągle mnie ma pod swoją opieką. A ja nie tylko w objawieniu go widziałam,
ale także na kolorowej fotografii, która wisi w Oratorium na ulicy Luis Moya, co się dawniej
nazywała Szeroka. Oprawili go w ramy, o, takie wielkie. Oczy ma otwarte, czarne, strasznie
czarne, jak dwa węgle. Głowę ma owiniętą turbanem, a w jego środku błyszczy biała perła z
brylantem; z tego brylantu wychodzi coś takiego niby kitka z piór.
Najwyższy na ziemię nas posyła, żebyśmy swoje dusze obmyli, bo za pierwszym razem
czystych nas stworzył i tacy sami musimy do niego wrócić, żeby nas przyjął. A w jaki sposób
będziemy się oczyszczać? Tylko bólem i cierpieniem. Nam się zdaje, że On się myli, ale tak
nie jest; to my jesteśmy w błędzie, bo nie słyszymy, nie rozumiemy, nie chcemy prawdziwej
drogi poznać, gdyby bowiem większość ludzi potrafiła rozpoznać tę czystą drogę, przez Boga
wyznaczoną, nie byłoby takich mężczyzn, co kobiety wykorzystują, ani kobiet, co im na
wszystko pozwalają. W nocy, kiedy sama jestem, zaczynam rozmyślać i mówię: „Och, Panie,
siły mi daj, o nic innego cię nie proszę, tylko o siły, żebym zniosła te wszystkie męki, które
mi zsyłasz!" A teraz, kiedy już stara jestem i biorę lekarstwo, zaraz sobie myślę: „Na nic mi
się to lekarstwo nie przyda, bo cała sztuka, żeby go nie brać i poczuć, jak się naprawdę
oczyszczam wedle Jego woli".
W tej reinkarnacji wcale Bóg nie chciał, żebym się w puchach wylegiwała. Jak sobie sama co
zdobędę, to będę miała co jeść, jak nie zdobędę, to nie zjem i kwita. Bóg mi powiedział:
„Sama musisz walkę prowadzić. Cierpieć musisz, żebyś poznała, co to znaczy Boga ko-
chać na indiańskiej ziemi". I chociaż taka jestem tępa, samiutka ze swoich objawień dawne
moje życie dokładnie sobie przedstawiam. Tak umysł wytężam, że mnie od tego głowa boli,
jakbym cały umęczony świat w niej nosiła. Och, więcej nie mogę! Jakbym się zaczęła w to
wszystko wgłębiać, to chybabym zwariowała. Ale trzeba tych rzeczy dociekać, bo je człowiek
od urodzenia w sobie nosi i jak je przemyśli zawczasu, to jaśniej mu się objawią. W mózgu
całe krocie oczu mamy, jak pęczek gwiazd. Dlatego trzeba cielesne oczy zamknąć, zacisnąć,
chociażby zmierzch nadchodził i noc już była, żeby zobaczyć to, co w tyle zostało. Ja to
powiadam, a przecież nie jestem zdolna do języków, ale przez niejedną przepaść przechodzić
musiałam. I z tej przyczyny tak sobie myślę: „Bogu tylko wiadomo, ile się nacierpiałam,
odkąd matka mi umarła, i ile mi jeszcze udręki zostało". Dalej muszę wędrować, bo do
ostatniej godziny sporą mam jeszcze drogę przed sobą. Moja macocha tam, w Tehuantepec,
miała książkę do odgadywania znaków, całe życie człowieka było tam w cyferkach wypisane.
Chętna była do nauki, wykształcona i wiedząca. Kazała mi oczy zamknąć i palcem cyferkę
wskazać, a ona w objaśnieniach w tej książce szukała. Wyszedł mi rachunek na sto dwa lata,
więc mi szmat drogi zostaje. Nie wiem, ile jeszcze razy reinkarnować się będę ani w jakiej
postaci, ale Boga proszę, żeby mnie więcej na ziemię nie posyłał, żebym długo w przestrzeni
pobyła, żebym sobie odpoczęła; ale tego by brakowało, żeby Bóg kaprysy ludzkie spełniał i
garbatemu garb prostował. On jeden ma tam w górze zapisane, ile mu jestem winna. I na
pewno niemało, bo w tej ostatniej reinkarnacji cholernie zła byłam, awanturnica i pijaczka.
Dosyć złego na jednego. Nic dobrego o sobie powiedzieć nie mogę. Nic a nic.
Miałam taką przyjaciółkę, siostrę Sebastianę, co pomidory sprzedawała. Duży miała stragan,
ale rady mu dać nie mogła, bo była chora. Wszystko się w niej popsuło: wielka się, o taka,
zrobiła, roztyła się okropnie, ale mnie się zdaje, że nie była gruba, tylko tak spuchła; nogi jej
obrzękły i chodzić nie mogła. Bóg jeden wie, za co musiała płacić, ale bardzo się nacier- 10
piała. Znalazł się taki, co jej o Bractwie opowiedział, i przyszła do świątyni.
— Umęczona przychodzę, utrapiona, całe ciało mnie boli. Zmiłujcie się i wyleczcie mnie,
bo przy ostatnim porodzie dziecko mi w środku zgniło i ledwo sama nie umarłam.
Sparszywiały mi wnętrzności; lekarze przestali wierzyć, żeby był jaki dla mnie ratunek.
— A co masz w sercu?
— Pełno trucizny.
Jak uznała Bractwo Spirytualne, zaczęli ją leczyć; spirytualną operację jej zrobili. Dzieci nie
miała, ale odeszła z niej zgnilizna. Przychodziła w te dni, jak nauczali, i jednego razu Pan jej
przyzwolił, żeby wizji doznała i z otwartymi oczami wszystko widziała, nawet swędzenia w
oczach nie poczuła; o całe stulecia się cofnęła, ukryte rzeczy zobaczyła i wtedy ta
siostrzyczka Sebastiana mnóstwo rąk ujrzała, co na nią wskazywały i drogę jej zagradzały.
— Tyle rąk mi grozi!
Wtedy ją Pan zapytał:
— A nie poznajesz ich?
— To są ręce dziewczyńskie...
— No to musisz przemyśleć i przestudiować to wszystko, co ci objawiłem...
Więc Pan wejrzał na nią, żeby zrozumiała, że w innej reinkarnacji była mężczyzną i że to
były ręce tych wszystkich kobiet, które się przez nią zmarnowały i teraz zemsty szukają.
Przez długi czas ofiary składała i pokutę odbywała w Kongregacji Katolickiej, ale wcale jej
lepiej nie było, a w Bractwie Spirytualnym jej powiedzieli, że te zgniłe dzieci to były
maleństwa tych kobiet, które porzuciła za swojej dawnej reinkarnacji. Padła na kolana
Sebastiana i Najwyższego o przebaczenie prosiła.
— Już się godzę na dalsze cierpienia, ale tylko zmiłuj się nade mną.
Z osiem lat temu będzie, jak ją na rynku spotkałam, ale była nie do poznania. Dalej się ze
swojego straganu utrzymywała i zachciało jej się cudze dzieci wychowywać, co je od ludzi
dostawała, ale jej się nie udały: nigdy jej nie pomogły i wcale jej nie kochały. Tak to człowiek
zdoła jeden łut spłacić i powoli na tej ziemi wszystkie długi odrabia, które tam w górze sobie
Najwyższy spisał. Jeden łut to odrobina. Dlatego
tyle razy wracać trzeba na ziemię. My jednako, którzy należymy do Bractwa Spirytualnego,
wszystko to rozumiemy, bo nas nasi opiekunowie pouczają. Ja mam trzech. Pierwszy to ten
staruszek Mesmer, drugi to Manuel Allende, a już pod koniec mojego leczenia przyszedł mój
opiekun Światło Wschodu, ze wszystkich trzech najprzystojniejszy. Ale wszystkich
jednakowo miłuję. Tylko ten Światło Wschodu najbardziej pazernie na mnie spogląda. O
każdej porze oskoma mu z oczu patrzy. Aż mnie to zastanawia. Wszyscy oni do wielkich się
zaliczają, ale największych jest trzech: Ojciec Wiekuisty, Ojciec Jezus Chrystus i nasz
Wysłannik Eliasz, w materialnym życiu Roque Rojas, co jest Trzecią Osobą, Duchem
Świętym. W Kościele katolickim powiadają, że to gołąbek, bo oni tam niczego nie
wytłumaczą; ojczulkowie robią wszystko po swojemu, a przecie znają Bractwo Spirytualne,
tylko nie chcą, żeby się rozwijało, bo tacy z nich egoiści. Nie chcą, żeby się naród obudził, bo
im się forsa skończy. Dużo pieniędzy zarabiają, a to na mszy, a to na ślubie, a to na chrzcie.
W Bractwie Spirytualnym nie tylko naród budzą, ale jeszcze ta sama kongregacja Oratorium
utrzymuje: kapłani, media, piedestały, filary, wszyscy pomagają i nikt o jałmużnę nie prosi.
Nie mówią do każdego przy wejściu: „Tyle zapłacisz, to ci tyle zrobimy". A w Kościele
katolickim: „Mszę ci odprawimy, ale nasze będzie twoje królestwo". Na żałobnym
nabożeństwie pompę odstawiają, zakrytą trumnę wnoszą, oszukaństwo takie, bo to zwykła
skrzynka, wy-gibasy robią, kadzielnicą machają, ale tej biednej duszy pokutującej nie
przywołają. Zaświadczyć sama mogę, bo w dzień zaduszny zawsze od ust sobie
odejmowałam, żeby dla mojej biednej matki mszę zamówić, a kiedy za sprawą Bractwa
Spirytualnego przyszła, żeby ze mną porozmawiać, dopiero się skapowałam, że całkiem ślepa
była. Wcale mnie nie znała. Kiedy jej światło dali, zaczęła mi wymawiać, że dopiero teraz
sobie o niej przypomniałam. A przecież co chwilę ją wspominałam. Ale księża pieniążki za
każdą mszę brali dla siebie i wcale mszy nie odprawiali, ani dla niej, ani dla mojego taty. A ja
jak głupia po trzy pesos gotówką za każdą mszę płaciłam, co ją może i odprawiali, ale chyba
za swoje własne mamusie.
Moja mama nawet nie pamiętała, że dzieci urodziła. 12
Tam właśnie, w Oratorium w Chimalpopoca, do dziecięcego wieku mnie cofnęli i rękę
spirytualną mi na twarzy położyli, żeby mnie rozpoznała. „Obudź się z letargu — mówią do
niej — i przypomnij sobie, że to twoja córka".
Westchnęła głęboko i przemówiła:
— Bogu dzięki oświecona zostałam i jasno sobie przedstawiam, że miałam dziecko.
— Nie tylko jedno miałaś. Pięcioro ich miałaś. Są tam razem z tobą. Tylko Jezusa na
ziemi została.
Dopiero wtedy oczy jej otworzyli i moje rodzeństwo zwołali spośród tych nieżywych dusz, co
w przestrzeni krążą. Zaczęła każdego po imieniu wołać, ale z szeregów niebieskich tylko
dwoje wystąpiło. Petra i Emiliano. Najstarszy, Efren, nie dołączył się, bo sprzykrzyło im się
go szukać i w końcu powiedzieli, że się znowu reinkarnował. A co do tego nowo
narodzonego, co zaraz zmarł, nie wiem nawet, czy go ochrzcili. Zadowolona byłam, że
mogłam Emiliana zobaczyć, bo bardzo był dla mnie dobry. Przez całe lata czuwał nade mną,
jak się pijana po knajpach włóczyłam. Materializował się, cudzą głowę przybierał i wyciągał
mnie z hulanki. Stawał przede mną w postaci innego pana i mówił:
— Chodźmy stąd.
A ja mu się przyglądałam:
— No to chodźmy — odpowiadałam, bardzo posłuszna.
Wychodziliśmy z knajpy i szliśmy, szliśmy, aż mi gdzieś znikał wśród ludzi, a ja
przystawałam i rozglądałam się na wszystkie strony, czy go jeszcze gdzie nie dojrzę. Jak mi
się w spirytualnej postaci Emiliano ukazał, zaczął mnie wypytywać:
— Pamiętasz, jak cię z „Tranvía" wyciągnąłem? Pamiętasz, że cię na ulicę Mesones
odprowadziłem?
Nic nie mówiłam: „Biedny ten mój braciszek, ile się namordował, żeby mnie tak ciągle
chronić!" Na pewną zgubę szłam, nie chciałam dobrej drogi szukać. A co do mojej siostry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]