Polska w sieci wywiadów Antoni Macierewicz, 2-Ksiazki i info, Komunizm i jego zbrodnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Polska w sieci wywiadów
„Polska jest dla rosyjskiego wywiadu niesłychanie interesującym obiektem. Wywiad wpływa
na polskie władze poprzez kontakty, także te z przeszłości, przez które nasz wywiad stara się
rozprzestrzeniać pewne informacje” (Siergiej Trietiakow, b. oficer wywiadu rosyjskiego, który
pracuje dla rządu USA)
Wybory prezydenckie w Polsce przesądzą o kierunku polskiej polityki zagranicznej i naszym
miejscu geopolitycznym w Europie i w świecie. To konsekwencja polityki Lecha Kaczyńskiego,
który po raz pierwszy od czasów Józefa Piłsudskiego podjął aktywną politykę wschodnią. Nie jest
oczywiście prawdą, że prowadzi on „politykę jagiellońską”, z którą w latach 1918–1939 wiązana
była koncepcja przywrócenia mocarstwowej roli Polski. Ale jest faktem, że polityka Kaczyńskiego
zmierza do umocnienia Europy Środkowej i stworzenia szerokiego porozumienia państw
począwszy od Bałtyku po państwa Morza Czarnego i Kaspijskiego. Kaczyński łączy w ten sposób
zamysł geopolityczny i strategię gospodarczą związaną przede wszystkim z dostępem do
alternatynych wobec Rosji źródeł energii. Dla Rosji, która gotowa by była przyjąć rolę normalnego
członka wspólnoty międzynarodowej, polityka ta w żaden sposób nie jest groźna. Dla Rosji dążącej
do zwasalizowania Europy poprzez uzależnienie jej od swoich dostaw surowców energetycznych i
skłócenie z USA polityka Kaczyńskiego jawi się jako zasadnicze zagrożenie.
Euroazjatyckie imperium i nowy liberalizm
Ale polskiej polityce niepodległościowej niechętni są także inni geopolityczni gracze, zwłaszcza ci,
którzy od lat w porozumieniu rosyjsko-niemieckim czy szerzej rosyjsko-europejskim widzą
nadzieję na realizację socjalistycznego projektu społeczno-gospodarczego. Utworzenie wspólnej
strategicznej przestrzeni gospodarczej i politycznej od Lizbony po Władywostok ma doprowadzić
do przemian eliminujących państwa narodowe, a następnie ułatwiających eliminację
chrześcijaństwa, rodziny, średniej i drobnej przedsiębiorczości i własności. Nowoczesne imperium
euroazjatyckie ma stać się narzędziem przemian ewolucyjnych, których Związkowi Sowieckiemu
nie udało się zrealizować drogą przemocy rewolucyjnej.
To, co tu piszę, nie jest żadnym specjalnym odkryciem, choć dla wielu osób tezy te wciąż brzmią
szokująco. Już jednak w latach 80. XX wieku przed taką perspektywą ostrzegał Anatolij Glicyn,
doradca szefa CIA Jamesa Angeltona, a później Władimir Bukowski w swojej znakomitej książce
„Moskiewski proces”. Z drugiej zaś strony projekt wspólnej euroazjatyckiej przestrzeni
strategicznej systematycznie propagował amerykańsko-niemiecki miesięcznik EIR (Executiv
Inteligence Review), który uważa się za zbliżony do prorosyjskich kręgów niemieckiej służby
wywiadowczej. Podobne poglądy formułował od dawna związany z liberałami w USA i
finansowany przez niemieckie fundacje Instytut Spraw Strategicznych w Krakowie. Po zwycięstwie
prezydenta Baracka Obamy plany te nabrały konkretnego kształtu; w Polsce zaczął je realizować, a
następnie publicznie głosić minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. W myśl tych
koncepcji Rosję należy włączyć do zachodnich struktur gospodarczo-politycznych, przyjąć do
NATO i Unii Europejskiej, a tak naprawdę tak zmodyfikować te struktury, by doprowadzić do
trwałego połączenia Europy z Rosją. Zabieg ten w wersji zachodnich liberałów i socjalistów ma
umożliwić okcydentalizację, liberalną ewolucję Rosji. Ale oczywiście ma on także swoją rosyjską,
bardziej realistyczną wersję, gdzie chodzi po prostu o zwasalizowanie Europy pozbawionej
amerykańskiego sojusznika. Cała reszta to pusta retoryka, złudzenia naiwnych poputczików, o
których Lenin powiedział, że sami kupią sznur, na którym bolszewicy ich powieszą. W polityce
polskiej tę dwoistość koncepcji najlepiej symbolizują nazwiska dwu pretendentów PO do
stanowiska prezydenta RP: Radosława Sikorskiego i Bronisława Komorowskiego.
Polska na rosyjskim celowniku
To właśnie z tego punktu widzenia trzeba patrzeć na nienawiść, jaką wzbudza prezydentura
Kaczyńskiego. I w tym kontekście należy interpretować wypowiedzi Janusza Palikota, pełniącego
rolę nieoficjalnego szefa sztabu Bronisława Komorowskiego, że „prezydentura Kaczyńskiego jest
największym nieszczęściem, jakie Polsce przytrafiło się od czasów stanu wojennego”. Ten strach i
nienawiść wobec polityki Kaczyńskiego wynikają ze zrozumienia, że prowadzi ona do odbudowy
niepodległości nie tylko Polski, ale także innych państw obszaru między Bałtykiem i Morzem
Czarnym. A to uniemożliwia płynne stworzenie wspólnej przestrzeni europejsko-rosyjskiej i
utrwala stan polityczno-gospodarczy utworzony po rozpadzie Związku Sowieckiego. A przecież z
punktu widzenia światowych planistów, którzy przez lata przygotowywali euroazjatyckie imperium,
starannie opracowując strategię konwergencji (połączenie systemu sowieckiego i demokracji),
powstanie państw narodowych na wschód od Odry miało być jedynie doraźnym manewrem.
Polityka Kaczyńskiego ten manewr czy też z rosyjskiego punktu widzenia, gambit, przekształca w
nową rzeczywistość geopolityczną.
Potencjalna siła Polski wynika nie tylko z liczby ludności, umiejscowienia, oddziaływania
kulturowego, lecz także z tradycji politycznej zakorzenionej w doświadczeniu historycznym i
duchowym wspartym na chrześcijaństwie i Kościele katolickim. Skutkiem jest wyjątkowość
polskiego doświadczenia w czasie II wojny światowej jako jedynego narodu, który przeciwstawił
się totalitaryzmowi hitlerowskiemu i sowieckiemu. Cena, jaką za to zapłaciliśmy, była olbrzymia,
ale to ona właśnie daje nam prawo domagać się w imieniu całej Europy Środkowej respektowania
praw narodów skazanych przez te totalitaryzmy na wyniszczenie. Symbolami tego wyniszczenia są
Warszawa i Oświęcim, ale przynajmniej na równi Katyń i Miednoje. To dlatego Polska katolicka,
antykomunistyczna i stanowiąca oś Europy Środkowej od Bałtyku po Morze Czarne i Kaspijskie to
upiorny sen zarówno rosyjskich, jak i brukselskich strategów.
Rosyjski wywiad i agentura wpływu
To historyczne i geopolityczne tło jest niezbędne, by zrozumieć, jak wielkie siły są zaangażowane,
by nie dopuścić do powtórnej prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Działania obcych wywiadów
odgrywają w tej walce przeciwko Polsce szczególną rolę, gdyż z natury tajne, a do tego mające
oparcie w panującym establishmencie, bardzo trudno podlegają publicznemu opisowi, demaskacji i
potępieniu, co jest kluczowym warunkiem skutecznego przeciwstawienia się.
Ale polska sytuacja wymaga dodatkowego opisu. Andriej Trietiakow, oficer sowieckiego i
rosyjskiego wywiadu, który przeszedł na stronę USA, podkreśla szczególne zainteresowanie służb
rosyjskich Polską. „Polska ma bardzo duży wpływ na tradycyjną rosyjską strefę – mówi Trietiakow
– czyli Ukrainę. Ma też dobre kontakty z Gruzją i popiera rząd Micheila Szakaszwilego, którego w
Rosji nie określa się inaczej, jak tylko mianem nielegalnego reżimu. Tak, Polska jest dla rosyjskiego
wywiadu niesłychanie interesującym obiektem”. Trietiakow mówi to, co już wiemy z Raportu z
likwidacji
głównymi instrumentami działania wywiadu rosyjskiego są kontakty z przeszłości,
ludzie, którzy byli kształtowani przez służby sowieckie lub byli częścią aparatu sowieckiego. To oni
najczęściej stanowią grupę werbunkową, a jeszcze częściej tam właśnie zdobywa się agentów
wpływu, poprzez których rozprzestrzenia się inspiracje i dezinformację.
Trietiakow wie, co mówi, ostatecznie przez lata prowadził w Nowym Jorku jako rosyjskiego agenta
Polaka, który pod przykryciem dyplomaty pracował najpierw dla wywiadu komunistycznego, a
później dla UOP. „Profesor”, bo taki pseudonim mu nadano, został zwerbowany właśnie dzięki jego
dawnej współpracy ze służbami sowieckimi. Zresztą – jak wspomina Trietiakow – „Profesor” nigdy
nie wyzbył się przekonania, że pracując dla Rosjan, wspiera w ten sposób Polskę. Ten przykład
najlepiej pokazuje, jak fatalnym błędem było oparcie polskich służb specjalnych po 1989 r. na
komunistycznych „fachowcach”. Trudno już więc dziś wątpić, że mieliśmy do czynienia ze
świadomą operacją służb sowieckich, które wykorzystały wszystkie swoje wpływy, by utrzymać
dawny personalny i organizacyjny kształt służb specjalnych w Polsce.
czyli dezinformacja
Główny obszar działania wywiadu rosyjskiego w Polsce to dezinformacja, inspiracja i dywersja. Ta
struktura działania naszego przeciwnika jest skutecznie ukrywana zarówno przez establishment, jak
i służby wywodzące się z sowiecko-rosyjskiego dziedzictwa. Nie tu miejsce na historię sporu, jaki
na ten temat przetaczał się przez politykę polską w ciągu ostatnich 20 lat. Gorzką satysfakcją były
publikacje głównych zwolenników oparcia służb na sowieckich kadrach, którzy w kolejnych
artykułach zamieszczonych w „Tygodniku Powszechnym” latem ubiegłego roku przyznawali, że po
dwudziestu latach ich eksperyment zawiódł, a państwo polskie tak zbudowane nie jest zdolne do
obrony własnych interesów. Szkoda tylko, że za tymi artykułami i prywatnymi opiniami nie idzie
całościowa zmiana stanowiska tych środowisk. Przeciwnie, zdają się stosować taktykę nie mniej
podstępną, stwierdzając, że dzisiaj na zmianę sytuacji jest już zbyt późno i fakty dokonane skazują
Polskę nieuchronnie na status kolonialny, rzecz tylko w tym, którego suwerena Polska powinna
wybrać. Ten swoisty defetyzm, który w latach 90. skazywał nas na fachowców z
i
a
dziś każe w przyspieszonym tempie likwidować aspiracje narodowe i państwowe Polaków, nosi
wszelkie cechy zewnętrznej inspiracji. Wmawianie Polakom przez lewicowo-liberalne elity, że nie
jesteśmy w stanie być niepodległym narodem, że polski przemysł stoczniowy i polska polityka
międzynarodowa są anachronizmem, a bezpieczeństwo energetyczne najlepiej zapewni nam
Gazprom, jest oczywistą częścią kampanii dezinformacyjnej. Łatwo można wskazać firmy PR,
które brały rosyjskie pieniądze za upowszechnianie podobnych tez. Jak jednak nazwać zawarcie
przez rząd Tuska kontraktu wiążącego Polskę z Gazpromem na 25 lat w momencie, gdy okazało
się, że jesteśmy właścicielami największych w Europie złóż gazu?
chce za pomocą
rurociągów przytroczyć Europę jak sakwę do swego rumaka. To interes narodowy Rosji, która
wciąż nie jest w stanie rywalizować z Zachodem na polu technologii i polega przede wszystkim na
eksporcie surowców energetycznych. Ale interes narodowy Polski jest inny. Co więc sprawia, że
Tusk przedkłada interes Rosji nad interes Polski?
Rosyjski priorytet: kontrolować służby
Z pewnością istnieje kwestia uzależnień, wizji politycznej, a wreszcie poziomu kompetencji,
wiedzy o własnym narodzie i świecie zewnętrznym. Człowiek, który uważa polskość za
nienormalność, zawsze będzie miał kłopoty z twardym przeciwstawieniem interesu polskiego
obcemu. Ale niesłychanie istotne jest pozbawienie się naturalnych narzędzi prowadzenia polityki
państwowej, jakimi są służby specjalne. Tymczasem ukształtowanie polskich służb specjalnych,
zgodnie z priorytetami rosyjskimi, to najważniejsze zadanie zarówno SWZ, jak i
Dzięki temu
to, co powinno być naszymi oczyma i uszami, co ma chronić nasze interesy i ostrzegać przed
niebezpieczeństwami, staje się w istocie marionetką obcej dezinformacji. Przez lata Rosjanom
udawało się utrzymywać dominację personalną i organizacyjną w polskich służbach, a także w
naszych głównych strukturach gospodarczych oraz informacyjnych. Szczególną rolę odgrywały tu
Wojskowe Służby Informacyjne, w których Rosjanom udało się uratować najwięcej aktywów, bo
ponad 300 oficerów, którzy kierowali tą służbą przeszło wcześniej szkolenia wywiadowcze i
kontrwywiadowcze w GRU lub w
Ludzie WSI nie tylko prowadzili nielegalny handel bronią
dostarczaną terrorystom i mafii rosyjskiej, ale także współdziałali w decyzjach politycznych,
propagandowych i gospodarczych realnie wymierzonych w interesy polskie. Jak mogło dojść do
tego, że takim ludziom Bronisław Komorowski powierzył los bezpieczeństwa naszego państwa?
Wiemy, jak wyglądało to technicznie. W 1990 r. Komorowski jako świeżo mianowany wiceminister
obrony narodowej, któremu powierzono nadzór nad służbami i ukształtowanie ich nowej kadry,
zgłosił się do Floriana Siwickiego po wytyczne. Nie przeszkadzało mu nawet to, że Siwicki był
współautorem stanu wojennego. Siwicki zażądał, by nowy szef kontrwywiadu był „fachowcem”.
Komorowski takiego fachowca znalazł. Okazał się nim płk Lucjan Jaworski w stanie wojennym
skutecznie niszczący solidarnościowe podziemie. Nie wiadomo, czy ten właśnie dorobek przekonał
Komorowskiego o fachowości Jaworskiego, czy były jakieś inne przesłanki. W każdym razie nowy
wiceminister zaaprobował w pełni kadrowy wybór, jakiego dokonał Jaworski, i tak ukształtowano
WSI bazujące na adeptach KGB i GRU.
życie po życiu
Rozwiązanie WSI, ujawnienie ich przestępczej działalności, a zwłaszcza faktu całkowitej
personalnej zależności od rosyjskiej centrali, pozbawiło Rosję głównego narzędzia wpływu na
sprawy polskie. Specjaliści zachodni pisali wprost, że likwidując WSI, zadano rosyjskim służbom
w Polsce klęskę, jakiej nie ponieśli tu od 1920 r. Trudno więc dziwić się, że wywołało to wściekłość
i chęć odwetu. Ludzie WSI pozbawieni instytucjonalnego wpływu na urzędy państwowe
uformowali w ciągu ostatnich dwu lat wiele instytucji pozarządowych tworzących potężne lobby w
gospodarce, w mediach i wśród polityków. Są wśród nich partie polityczne, stowarzyszenia
społeczne, instytuty naukowe, a wreszcie przedsiębiorstwa uzyskujące lukratywne kontrakty
rządowe. Jedna z takich instytucji wprost ogłosiła publicznie, że swoją wiedzą i możliwościami
będzie służyła w kampanii prezydenckiej temu kandydatowi, który przywróci WSI.
Bronisław Komorowski jest tym politykiem PO, który zdaje się być gotów podjąć to zadanie. Jakie
jednak mechanizmy sprawiają, że kierownictwo Platformy Obywatelskiej i Bronisław Komorowski
jako jej kandydat do prezydentury dziś, po dwudziestu latach, podtrzymują decyzję z 1990 r. i
wspierają działania na rzecz rehabilitacji i odbudowy WSI? Co do rosyjskich uzależnień WSI nie
ma przecież wątpliwości i nawet moi przeciwnicy zgadzają się, że trzeba było je rozwiązać. Inaczej
jednak stawia sprawę Komorowski. W jego kampanii wyborczej odbudowa WSI przybiera postać
głównego hasła i jedynego wyrazistego postulatu. Jak silna musi być ta struktura (choć już
pozbawiona oficjalnego dostępu do instytucji państwowych) albo jak silne muszą być inne
uwarunkowania, które każą politykom PO cały program sprowadzić do postulatu powrotu WSI?
O sile lobby WSI można się było już przekonać, obserwując zachowanie PO wobec Komisji
Weryfikacyjnej. Premedytacja, z jaką Donald Tusk dążył do zniszczenia tej komisji, znalazła wyraz
w kolejnych decyzjach większości sejmowych, zmieniających ustawę o likwidacji WSI, tak by
unieważnić weryfikacyjne decyzje komisji. Dzięki temu dzisiejszy stan prawny pozwala przyjąć do
służby żołnierza, który został negatywnie zweryfikowany, i tak się zresztą dzieje w wielu
przypadkach. PO dąży bowiem nie tylko do rehabilitacji WSI, lecz także do wyeliminowania
ukształtowanej w latach 2006–2007 kadry służb wojskowych. I nic dziwnego, to nie były kadry
rosyjskie i nie były przez Rosjan szkolone. Nie cieszyły się więc zaufaniem, a stanowią wciąż
potencjalną, profesjonalną alternatywę. Niszczenie tych służb przybiera różny kształt od
personalno-organizacyjnego po konieczność wykonywania operacji wprost korzystnych dla służb
rosyjskich. Tak trzeba nazwać umożliwienie ewakuacji zidentyfikowanych przez
agentów GRU. Decyzje ministra spraw zagranicznych były tak ultymatywne i nagłe, że
umożliwiając ucieczkę agentów rosyjskich, nie było jak likwidować stworzonej przez nich siatki.
Być może tu tkwi tajemnica słynnego szyfranta. Operacja ta, przeprowadzona w listopadzie 2008 r.
robi wrażenie prezentu dla rosyjskich rozmówców w ramach przygotowywanej odwilży z Rosją.
Dla polskich służb była katastrofą, której koszty będziemy jeszcze długo płacić. Działania
wspierające odbudowę WSI i skierowane przeciwko nowym służbom dokładnie mieszczą się w
definicji wywiadowczej inspiracji ze strony rosyjskiego wywiadu. Decydenci polityczni zapewne
nie zdają sobie z tego sprawy, a zdemolowane służby nie mają odwagi im tego powiedzieć.
Powoduje to chaos, osłabiając Polskę i wystawiając naszych żołnierzy na niebezpieczeństwo.
Afera marszałkowa
Kluczowe znaczenie dla osiągnięcia tych celów miała operacja nazwana przez dziennikarzy aferą
marszałkową, która zaplanowana jeszcze jesienią 2006 r. ma wszelkie cechy operacji rosyjskich
służb specjalnych. Co ciekawe, początkowo sam Komorowski sugerował, że mamy do czynienia z
aferą szpiegowską. Później jednak wycofał się ze swych tez. Okazało się bowiem, że afera ta może
pociągnąć na dno jego samego. Afera marszałkowa zrealizowana została przez dwu żołnierzy
z b. WSW szkolonych w Moskwie i tam długo przebywających. Obaj odgrywali dużą rolę na
odcinku rosyjskim (jeden zajmował się gospodarką i związany był ze środowiskami mafijnymi,
drugi to klasyczny funkcjonariusz operacyjny) i uwikłani byli w zależność od tamtych służb. Obaj
też, choć w różny sposób, związani byli z obecnym marszałkiem Komorowskim lub jego
środowiskiem. Celem operacji było skompromitowanie Komisji Weryfikacyjnej przez wykazanie
korupcji i nierzetelności jej członków. Dodatkowo chodziło o uzyskanie dostępu do ściśle tajnego
Aneksu, na czym szczególnie zależało marszałkowi Komorowskiemu obawiającemu się, że mogą
tam być informacje dla niego niekorzystne. W operację zaangażowano wielkie siły i środki.
Długofalowym celem było jednak zaatakowanie prezydenta Kaczyńskiego jako odpowiedzialnego
za opublikowanie Raportu z likwidacji WSI i ewentualnie Aneksu do tego Raportu.
Zasadnicze decyzje podejmowało wąskie grono, w którego skład wchodzili: marszałek
Komorowski, szef ABW Bondaryk i koordynator służb specjalnych Graś. Mimo to, i mimo
spektakularnej rewizji u członków Komisji Weryfikacyjnej, wielkiej kampanii medialnej i represji
wymierzonych w członków komisji oraz w funkcjonariuszy SKW prokuratura nie zdołała wykazać
korupcji w kręgu komisji. Jedyne zebrane dowody wykazane w akcie oskarżenia sprowadzają się do
pomówień dwu funkcjonariuszu b. WSW po moskiewskich kursach. Prokuratura musiała
zrezygnować z zarzutu korupcji i ograniczyć się do zarzutu „powoływania się na wpływy”, a co
najważniejsze, przyznać, że jednym z celów działania oskarżonych „było dążenie do
skompromitowania Komisji Weryfikacyjnej i jej członków”. Tym samym wskazała na polityczno-
prowokacyjny charakter całej operacji. Czy Komorowski poniesie za to odpowiedzialność, czy też
sprawiedliwość przyjdzie za późno, jak stało się to w przypadku Marcina Tylickiego, którego
oskarżenie przez ABW miało ratować skórę prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego?
Afera marszałkowa, podobnie jak hasła przywrócenia WSI, choć skierowane przeciwko Komisji
Weryfikacyjnej i jej przewodniczącemu w istocie mierzą w prezydenta państwa Lecha
Kaczyńskiego i w niepodległościową politykę Polski. Przede wszystkim zaś są dobitnym dowodem
prorosyjskiej orientacji tych, którzy do haseł takich się odwołują. Trudno bowiem mieć
wątpliwości, co oznacza przywrócenie służby, której rdzeń stanowią ludzie szkoleni w
i w
Powtórzmy więc zasadnicze pytanie: jak silne i jakiej natury muszą być uwarunkowania, by
polscy politycy gotowi byli wiązać swoje nazwisko i przyszłość polityczną z lobby reprezentującym
wpływy sowieckich i rosyjskich służb specjalnych w Polsce?
Operacja Katyń
Ta kwestia dotyczy także jednego z kluczowych problemów naszej tożsamości narodowej i
dziedzictwa historyczno-politycznego. Mowa o zbrodni katyńskiej czy szerzej o rozliczeniu
sowieckiego ludobójstwa w relacjach polsko-rosyjskich.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]