Podlejski Z Mżawki Małej do nieba, E-BOOK
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zygmunt PodlejskiZ M�awki Ma�ej do niebaWst�p Opowiadanie pt. "Z M�awki Ma�ej do nieba" napisa� ksi�dz ZygmuntPodlejski - d�ugoletni duszpasterz na G�rnym �l�sku. Obecnie - proboszcz wpodwie- de�skiej parafii St. Johann w Austrii. Autor nawi�zuje do swoichpolskich do�wiadcze�, tworz�c literacki obraz miejscowo�ci, kt�rej nieznajdziemy na �adnej mapie �wiata a jednocze�nie mo�liwej do zaistnieniawsz�dzie. Na pewno - poza fikcyjno�ci� nazwisk - Czytelnik tego uroczegoopowiada- nia b�dzie mia� okazj� do zetkni�cia si� z prawd� o najg��bszychpok�adach natury ludzkiej; przy czym opis ten jest daleki od r�nego rodzajuupi�k- sze� i kosmetycznych upudrowa�. Niew�tpliwym ubarwieniem tokuopowiadania jest specyficzny, �l�ski regio- nalizm oraz typowe dla tej cz�cikraju poczucie humoru. To wszystko sprawia, �e w po��czeniu z r�wnie dowcipnymiilustracjami Ja- na Plachy - mojego syna, kt�ry w ten spos�b daje zewn�trznywyraz wielopo- koleniowej ju� przyja�ni z Autorem - ksi��k� ks. ZygmuntaPodlejskiego czy- ta si� lekko i przyjemnie. Nie przeszkadza to jednocze�niepowa�nej zadumie nad codziennym trudem kap�ana, uwik�anego w z�o�one sprawyswoich wiernych, z kt�rymi razem usi�uje znale�� swoj� oryginaln� drog� donieba. J�zef Placha Laski - 1997 I Ksi�dz proboszcz Adam Bocheneksta� w welurowej pi�amie przed o�wietlonym lustrem, patrz�c na swoje odbicie zwyra�n� dezaprobat�. Nie podoba�y mu si� pryszcze na czole i jeszcze co� wokolicy nosa, bo badawczo wodzi� pal- cem po twarzy. Przybli�y� czo�o do samegolustra, dobieraj�c si� wskazuj�- cymi palcami do pryszczy. Wod� kolo�sk� zGliwic zwil�y� malutkie kratery po krostach, skrzywi� si� z b�lu, wyci�gn��gwa�townie r�ce do g�ry, zacis- kaj�c pi�ci; przysiad� powoli i dotykaj�c nosemkraw�dzi fajansowego zlewu mrucza� pod nosem sobie i muzom. Po chwiliwyprostowa� si� i nieco �agod- niej potraktowa� swoje oblicze podwojone wlustrze. Woda nieznacznie bulgo- ta�a, przelewaj�c si� przez rury; z pokojuksi�dza wikarego dochodzi�y fale rozwydrzonych d�wi�k�w. Ksi�dz Bochenekwiedzia�, �e jego wikary �le znosi cisz�. Gdy z rana pojawia si� na korytarzucienka smu�ka �wiat�a z drzwi wikarego, zaraz potem odzywa si� radio i to takpot�nie, �e nawet w kance- larii trzeba zatyka� uszy. Ka�dy w ko�cu ma prawowita� nowy dzie� po swo- jemu - my�la� ksi�dz Bochenek - wk�adaj�c now� �yletk�do aparatu. Wola ka- �dego cz�owieka jest jego kr�lestwem Bo�ym. Wikary te�cz�owiek! Ksi�dz Bochenek uwielbia� cisz� o poranku. Lubi� te p� godziny przedlu- strem, kocha� szmery domu budz�cego si� ze snu i dyskretne tykanie budzika,tudzie� charakterystyczny zgrzyt drzwi, kt�rymi gospodyni z samego rana za-wzi�cie szarpa�a, wy�adowuj�c na nich wszystkie swoje uzasadnione i urojonepretensje. �azi�a potem po podw�rzu i gdera�a. Pogadywa�a do bia�ego owcza- rka,kt�rego proboszcz naby� w przyp�ywie lito�ci. Owczarek by� wtedy ma�y jakk��bek we�ny i strasznie trz�s� si� z zimna. Mia� ksi�dz Bochenek od dawnaustalon� kolejno�� zaj��, kt�rej nie zmie- nia� nawet podczas wakacji. By�wrogiem improwizacji i stanu tymczasowego. Najpierw marudzi� kilka minut, potemgimnastykowa� si� dowolnie, nast�pnie siada� na kraw�dzi wanny i czy�ci� buty;wreszcie dobiera� si� do z�b�w; na samym ko�cu celebrowa� golenie. Podczasgolenia rozmy�la� nad swoim stosun- kiem do Boga,�a�owa� za pope�nione grzechy ib��dy, konstruowa� wielkie i ma�e plany dotycz�ce remontu ko�cio�a i odnowyparafii, cz�sto przeskakiwa� my�lami w przesz�o��. Bywa�o, �e na g�bie pokrytejpian� mydlan�, pojawia� si� ni st�d, ni zow�d u�miech. Gdy ci�nienieatmosferyczne by�o sprzyjaj�ce proboszczom, ksi�dz Bochenek pod�piewywa� w�azience i stroi� grymasy do lustra. Dobrze, �e ich nie mogli widzie�parafianie. Na pewno pomy�leliby sobie r�ne rzeczy o proboszczu i kiwalibyg�owami pe�nymi nie�adnych pomy- s��w, cho� sami najprawdopodobniej te� stroiligrymasy i pod�piewywali. Szkoda natomiast, �e nie mogli swojego proboszczaogl�da� na przyk�ad w pi- �amie. Ksi�dz Bochenek w pi�amie wydawa� si� o wielebardziej ludzki, przy- st�pny i bezpo�redni. Trudno jednak w pi�amie prowadzi�parafian z M�awki Ma�ej do Ojca Niebieskiego. Wrzaski i piski rozsadza�ydrzwi z pokoju ksi�dza wikarego, ale ksi�dz Bochenek zd��y� si� ju�przyzwyczai�. Doszed� nawet do takiej perfekcji, �e spokojnie rozmy�la�,pogwizdywa� albo modli� si� przy akompaniamencie cze- go�, co niekt�rzy maj�odwag� nazywa� muzyk�. W�a�nie naci�ga� podbr�dek, �eby wygoli� solidnie jednoz najtrudniejszych miejsc, kiedy my�l b�yskawi- cznie uciek�a do samychpocz�tk�w jego proboszczowania. Wakacje sp�dzi� w Wiedniu. Kiedy pewnegosierpniowego dnia wr�ci�, pro- boszcz z nieudawan� rado�ci� potrz�sn�� jegoprawic�, gratuluj�c awansu. Proboszcz Brzesi�ski by� duchow� mieszank�Natanaela i Filipa Nereusza. - B�dzie ksi�dz proboszczem - m�wi� z o�ywieniem -zobaczy ksi�dz jak to jest. Odpowiedzialno�� panie tego i same k�opoty! Ksi�dzBochenek przyj�� wiadomo�� z uczuciami rzetelnie mieszanymi. Otwo- rzy�niebiesk� kopert�, dowiaduj�c si� urz�dowo, �e od pierwszego wrze�nia ma obj��parafi�: M�awk� Ma��. Nie zna� tego miejsca zupe�nie. Kilka lat przedtem g�osi�tam kazania dla m�odzie�y, ale niewiele zapami�ta�, bo by� listopad i wiecz�rzaczyna� si� tu� po obiedzie. Nazajutrz pojecha� do ksi�dza biskupa. Wpoczekalni wype�nionej nabo�n�, tudzie� napi�t� cisz�, spotka� starszegoksi�dza, kt�ry natarczywie mu si� przygl�da�. Ksi�dz Bochenek przeczuwa�, oczym tamten rozmy�la�. Dziwi� si� zapewne, �e ta- kiemu Bochenkowi dali M�awk�Ma��. To� to niepowa�ny facet! Ksi�dz Bochenek podzi�kowa� kurtuazyjnie za�yczenia, kt�re nie zdo�a�y wedrze� si� do serca. Zawis�y i zwi�d�y namarynarce. Biskup jowialnie wita� ksi�dza Bochenka, napomina� po ojcowsku,zach�ca� do wyt�onej pracy, wylicza� kilku poprzednik�w - proboszcz�w M�awkiMa�ej, m�wi�c o nich jako o wzorach niedo�cignionych i �wi�tychniekanonizowanych. Sami �wi�ci, a tu nagle ksi�dz Bochenek ze swymi pryszczamina ciele i du- szy, i strachem przed odpowiedzialno�ci�. Mia� ksi�dz Adamwra�enie, �e bi- skup my�li przez ca�y czas o czym innym, ale nie mia� o to�alu. Biskup ma poza piusk� tyle wa�kich spraw na g�owie, �e ksi�dz Bochenek iM�awka Ma�a ledwo si� tam mieszcz�. Biskup przystawa� momentami, patrz�c bystrona twarz nowego proboszcza, potem wraca� do przerwanego monologu o obowi�z-kach, zadaniach i godno�ci proboszcza w og�le i proboszcza M�awki Ma�ej wszczeg�le. Ksi�dz Adam s�ucha� z roztargnieniem i niejak� tremensreverentialis. Ksi�dz biskup kocha� ten rodzaj tremy u swoich kap�an�w iwiernych. By�a jego zdaniem oznak� pokory, ta za� stanowi�a fundament �yciareligijnego i cnoty pos�usze�stwa. Bez pos�usze�stwa nie mo�na w og�le m�wi� ouporz�dko- wanych stosunkach mi�dzy w�adz� a personelem wykonawczym. Ksi�dzBochenek pomy�la� pokornie, �e zawsze to zaszczyt poby� u biskupa, pospacerowa�po jego gabinecie, czu� si� owianym jego trosk�. Odetchn�� jednak swobodniej,gdy opuszcza� �wi�tobliwe mury. Pogoda by�a wspania�a. Nazajutrz wsiad� doczerwonego autobusu i pojecha� do swojej parafii. Na samej granicy prosi� PanaBoga z g��bi serca o �ask� wytrwania, o si�y po- trzebne do realizowaniaproboszczowskiego rzemios�a. B�aga� Boga po cichu lecz intensywnie o to, �ebynikt w M�awce Ma�ej nie sta� si� przez niego gorszy. To ju� uchodzi za sukces.Modli� si� nowy proboszcz za swoich przy- sz�ych parafian, a oni o tym poj�cianie mieli. Niekt�rzy siedzieli wygod- nie w dusznym ikarusie, ko�ysali si�przepisowo, o najrozmaitszych dobrych i niedobrych sprawach przemy�liwali, aproboszcz za nich si� modli�. �al zrobi�o si� ksi�dzu Bochenkowi mizernejkonduktorki. By�a blada jak kreda, na twarzy rysowa�o si� zmartwienie.U�miechn�� si� do dziewczyny i natych- miast prosi� Boga, aby na ni� raczy�zwr�ci� szczeg�ln� uwag�. Dziewczyna z wdzi�czno�ci za dobry u�miechpowiedzia�a mu, kiedy powinien wysi���. Opu�- ci� autobus przed imponuj�cymko�cio�em, prawdziwym gigantem jak na M�awk� Ma�� i przed barem, otoczonymszczelnie klas� robotnicz� i inteligencj� pracuj�c� z kuflami z�ocistego piwa wr�kach. Poszed� do ko�cio�a, usiad� w ostatniej �awce i zameldowa� Panu Bogu oswoim przybyciu. Potem wspomnia� o owieczkach spod baru, kt�rych krzyki izawodzenia dociera�y mimo zamkni�- tych drzwi do ko�cio�a. By� mo�e w ten spos�bpod�wiadomie przypominali Pa- nu Bogu o swym istnieniu i prosili o interwencj�.Skazani wy��cznie na sie- bie, nigdy nie wyzwol� si� z atmosfery wycia, be�kotu,krzyk�w i zapachu piwa pomieszanego z ostrym zapachem moczu. Ksi�dz Adamzacz�� rozgl�da� si� po ko�ciele. Wnet zrobi�o si� �al ksi�- dzu Bochenkowisamego siebie. Ko�ci� by� w tak beznadziejnym stanie, �e nikt opr�cz PanaJezusa nie mia�by odwagi w nim zamieszka�. Ksi�dz proboszcz przerwa� swojereminiscencje, bo zaci�� si� do krwi w okolicy krtani, tam gdzie zawsze. Zwie�y ko�cielnej odezwa�y si� dzwony. Towarzyszy� im przeci�g�ym wyciem piesFigaro, przywi�zany do budy jak pro- boszcz do swojej parafii. II Ksi�dzAdam podszed� do okna i podziwia� bujne kszta�ty wiekowego kaszta- nowca, kt�rystercza� miedzy ko�cio�em a plebani�. Poprzez li�cie ko�ysane lekkim wiatremprzebija�y si� migotliwie pierwsze promienie s�o�ca. Istna feeria �wiate� icieni! W�r�d drzew i li�ci kot�owa�o si� od ptasich zalo- t�w i intryg. Figarowyci�ga� przednie �apy i ziewa� bezwstydnie, potem za- cz�� dygota�, wreszcieuspokoi� si� i patrzy� s�u�alczo, tudzie� mi�o�ciwie na swego pana, kt�ry sta�ci�gle w oknie i gapi� si� na Bo�y �wiat. By� ksi�dz Bochenek wra�liwy napi�kno przyrody...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]