Pod anteną Radia Wolna Europa - Kazimierz Zamorski,

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pod anteną Radia Wolna Europa - Nadkomisarz czy zarządca domu?
Kazimierz Zamorski
Pod anteną Radia Wolna
Europa - Nadkomisarz czy
zarządca domu?
Tytul
Autor
Kazimierz Zamorski
Miejsce wydania
Poznań
Wydano w roku
1995
ISBN
Wydawnictwo
WERS
Adres
wydawnictwa
60-962 Poznań 22
skr. poczt. 59
Tel:
Fax:
Adres
wydawnictwa w
internecie
Email
Elektroniczna
wersja ksiazki
Jan Nowak-Jeziorański
Fot. J. Żdżarski JR
fragment ksiazki Kazimierza
Zamorskiego "Pod anteną
Radia Wolna Europa"
zatytułowany "Nadkomisarz czy
zarządca domu?"
fragmenty publikowane w kwietniu 2001 na łamach
Prezes Edward Moskal pisze, że "Jan Nowak-
Jeziorański pracował dla hitlerowców jako ich
zaufany i lojalny zarządca przejętego mienia
pożydowskiego". Fakt tej współpracy ujawnili już
dawniej współpracownicy Radia "Wolna Europa",
m.in. wybitny sowietolog Kazimierz Zamorski w
książce "Pod anteną Radia Wolna
Europa"(Wydawnictwo WERS, Poznań 1995). W
rozdziale "Nadkomisarz czy zarządca domu"
dokładnie opisał sprawę zarzutów wobec "Kuriera z
Warszawy" i jego wstydliwych dziur w życiorysie.
Przedrukowujemy ten fragment książki, by
wyjaśnić wątpliwości nagromadzone wokół spraw
podnoszonych przez E. Moskala.
"Leżących się nie bije", tłumaczył mi w liście z 2
marca 1982 redaktor "Kultury", usiłując
nakłonić mnie do zgody na poważne cięcia w
Ich begegnete dem Herrn Jan Jeziorański, der
nunmehr als Jan Nowak bekannt ist und als
Direktor der polnischen Abteilung des Radio
Freies Europa angestellt ist, aus dienstlichen
Anlaessen mehrmals in den Raeumen der
Kommissarischen Verwaltung Sichergesichter
Grundstuecke
in
Warschau.
Johann
Kassner
Muenchen, den 22. April 1970
 końcowym odcinku mych wspomnień z pracy "Pod anteną 'Radia Wolna Europa'". Tym
leżącym miał być Jan Nowak, recte Zdzisław Jeziorański, były dyrektor Rozgłośni Polskiej
tego radia, wtedy od siedmiu lat na waszyngtońskim wygnaniu.
Leżący? Nic podobnego. "On bardzo stoi, ba, podskakuje i z miejsca na ołtarzu zrezygnować
nie zamierza", replikowałem w dniu 10 marca, wyliczając wiele innych argumentów, z
których przytoczę tu tylko ostatni, szósty, gdzie przypomniałem, że w swej relacji ("Kultura",
styczeń-kwiecień 1982) "Nie pominąłem niewątpliwych zalet Nowaka, oddając co cesarskie
cesarzowi ('wspaniały szef stacji'), więc tak bardzo stronniczy czy zajadły nie jestem. Ponadto
nie wiem, dlaczego robić z Nowaka świętą krowę; Nixon na przykład to też był kawał drania,
a przy tym niezły prezydent".
Ostatecznie, po telefonicznych targach, uległem "za kooperatywność". Redakcja podziękowała,
przyznając - na otarcie łez - że "bardzo wielkie skróty" zaaprobowałem z "największą niechęcią",
("Kultura", kwiecień 1982, s. 79).
W latach 1974-1975 nie brak było oznak, że Jan Nowak, jeśli już nie leżał, był bliski tego, że go
położą. A że nie położyli... Różnie różni mówią. Domyślam się, że jego odejście w infamii byłoby
bardzo nie na rękę amerykańskiemu kierownictwu, przecież przez blisko ćwierć wieku uchodził - i
słusznie - za najlepszego, spośród pięciu, kierownika rozgłośni. Pozwolono mu więc odejść, jeśli
nie w chwale, to bez skandalu.
Chodziło o lukę w życiorysie, względnie niezgodne z prawdą podanie czasu przynależności do AK:
według Nowaka od 1939 do końca wojny, faktycznie od połowy 1941 roku. Ostatecznie taki
drobiazg można darować, zapisując na konto wybujałej ambicji. Ale gdy się okaże, że tę lukę w
życiorysie wypełnia epizod dotychczas starannie przemilczany i co najmniej kłopotliwy, na dobitek
wykorzystany przez przeciwnika, z którym prowadzi się walkę propagandową nie tylko o idee,
sprawa zaczyna być poważna. I powstaje pytanie: dlaczego przemilczał, dlaczego ukrył?
W 1974 roku ukazało się drugie wydanie wspomnień Andrzeja Czechowicza "Siedem trudnych lat".
Odnośne "organy" postarały się o to, by to wydanie, tak jak poprzednie z 1973 roku, trafiło nie tyle
pod strzechy, ile na biurka osób w taki lub inny sposób związanych z RWE, względnie w jego
działalności zainteresowanych, i to nie tylko w Monachium.
W drugim wydaniu owych "trudnych lat" zamieszczono odbitkę sporządzonego w języku
niemieckim dokumentu, którego polskie tłumaczenie podaję, ze względu na jego wagę, w pełnym
brzmieniu:
OŚWIADCZENIE Z MOCĄ PRZYSIĘGI
Ja, Johann Kassner, zam. przy Altoettingerstrasse 4/11, 8 Muenchen 80, oświadczam niniejszym,
jak pod przysięgą, że bracia Henryk Jeziorański, zam. w Chicago, Illinois, USA, i Jan
Jeziorański, obecnie w Monachium, byli zatrudnieni w latach 1940-1942 jako oficjalnie i
urzędowo zatwierdzeni nadkomisarze w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych
Nieruchomości w Warszawie, w Polsce.
Komisaryczny Zarząd Zabezpieczonych Nieruchomości jako oficjalny urząd władzy okupacyjnej,
zarządzał nieruchomościami przejętymi od żydowskich właścicieli.
Pana Jana Jeziorańskiego, który obecnie znany jest jako Jan Nowak i jest zatrudniony jako
dyrektor polskiego działu Radia Wolna Europa, spotykałem wielokrotnie z okazji służbowych
kontaktów w Biurach Komisarycznego Zarządu Zabezpieczonych Nieruchomości w Warszawie.
podpis Johann Kassner
Monachium, 22 kwietnia 1970
nr dok. 2863 Fr
Potwierdzam niniejszym prawdziwość powyższego, przeze mnie uznanego jako prawnie ważnego
podpisu pana Johannesa Kassnera, emeryta, w 8 Monachium 80, Altöttinger-Str. 4, żonatego,
pozostającego w prawnie ważnym stanie małżeńskim, legitymującego się swym niemieckim
paszportem.
Monachium, 22 kwietnia 1970
pieczęć okrągła i podpis:
Dr Karl Friedrich
Notar
W swych wspomnieniach zatytułowanych "Polska z oddali" (Odnowa, Londyn 1988) Jan Nowak
twierdzi, że Kassner "brał w czasie wojny udział w rabunku mienia żydowskiego", ponadto wydał
w ręce gestapo działaczkę PPS, Anne Golde, za co został skazany przez AK na śmierć, której
uniknął, bo się spóźnił na jakieś tam spotkanie. Towarzysz partyjny Golde, Tadeusz Podgórski,
"zaraz po wojnie zgłosił nazwisko Kassnera na listę zbrodniarzy wojennych".
Do "rabunku mienia żydowskiego" Kassner miał niewątpliwie niejedną okazję, o czym Zdzisław
Jeziorański, jako jego kolega po fachu, musiał dobrze wiedzieć. W jednym z listów byłej żony
Kassnera wyczytałem, że legitymacja Komisarycznego Zarządu "otwierała nieliczne przejścia
prowadzące do getta i pozwalała na wyjście zeń bez podlegania osobistej kontroli". Czy Kassner z
tej możliwości "rabunku" korzystał, nie wiem. Znany mi jest natomiast epizod, który można uważać
za wyjątkowy, podważa jednak oskarżenie o żerowaniu na żydowskim losie.
Przemysłowiec warszawski, z zawodu chemik, Zdzisław Gorian-Starzewski (niegdyś Goldberg)
miał w Warszawie fabrykę tworzyw sztucznych, w której wyrabiał m.in. opakowania, jakich
poważnym odbiorcą był Władysław Adamczewski, właściciel dużej fabryki kosmetyków. Gdy stało
się jasne, że fabryka opakowań może znaleźć się wśród "zabezpieczonych nieruchomości",
Adamczewski, do którego Gorian-Starzewski zwrócił się o radę, wskazał Kassnera jako tego, który
formalnie może przejąć obiekt na własność, co też nastąpiło. Tuż po wojnie, gdy tylko stało się to
możliwe, Kassner zwrócił prawowitemu właścicielowi całe wyposażenie fabryki, "do ostatniej
śrubki", jak to w rozmowie ze mną podkreśliła córka Goriana-Starzewskiego, pani Joanna Kranc.
Te powiązania miały swój epilog na początku lat pięćdziesiątych, gdy Gorian-Starzewski znalazł się
w więzieniu za to, że ułatwił swego czasu ucieczkę za granicę Adamczewskiemu,
skompromitowanemu potem w aferze Bergu. Równocześnie toczył się zaocznie proces Kassnera o
owe "zbrodnie wojenne" i UB nalegało, zresztą bez skutku, na Goriana-Starzewskiego, kusząc go
obietnicą wolności, by obciążył swymi zeznaniami Kassnera.
Nie wiem, jak się ten proces skończył, faktem jest, że - jak ubolewa Jan Nowak - "władze PRL nie
przekazały informacji o Kassnerze do Centralnej Kartoteki Przestępców Wojennych w
Ludwigsburgu". Z czego autor "Polski z oddali" wysnuwa wniosek, że Kassner został zwerbowany
przez wywiad PRL, bo dwa razy po wojnie jeździł do Polski, nawet ożenił się tam "po raz trzeci z
Polką", i te "zbrodnie wojenne" tak mu na sucho uszły.
Autentycznym członkiem wywiadu, tym razem brytyjskiego, o czym Jan Nowak nie wspomniał -
domyślam się, że nie wiedział, bo gdyby wiedział, mógł ten fakt pięknie rozegrać na własną
korzyść - był kniaź Bazyli Koczubej, określony w "Polsce z oddali" jako "dyrektor komisaryczny
zarządu", co o tyle nie jest ścisłe, że Koczubej, jakkolwiek miał tytuł dyrektora, był tylko szefem
personalnym, przez którego ręce przeszło chyba podanie Zdzisława Jeziorańskiego o pracę,
natomiast dyrektorem był adwokat niemiecki dr Eitner. Niezmiernie ciekawe wspomnienie o
kniaziu pt. "Wywiad brytyjski w okupowanej Warszawie" opublikował w londyńskich
"Wiadomościach" (nr 1408, 25 marca 1973) Adam Zieliński.
Jan Nowak był zbyt zajęty sprawami rozgłośni, więc nie miał czasu - co jest zrozumiałe - na
czytanie prasy emigracyjnej, chyba że mu zwrócono uwagę na coś trefnego lub pochlebnego.
Domyślam się więc, że wspomnienie o kniaziu Koczubeju uznano za niewarte drogocennego czasu
szefa. W przeciwnym razie, w chwili pojawienia się oświadczenia Kassnera, Jan Nowak, zamiast
głowić się nad tym jakby to skutecznie obsmarować oszczercę, mógł oświadczyć: tak, byłem
nadkomisarzem na zlecenie wywiadu brytyjskiego, do którego zwerbował mnie kniaź Koczubej. I
mucha nie siada! Co? Sprawdzić? Gdzie?
Rewelacje Kassnera nie były dla mnie zaskoczeniem. Już w 1969 roku doszły mnie słuchy, jakich
potwierdzenie znalazłem potem w "oświadczeniu" przytoczonym w książce Czechowicza. Ich
źródłem był - jak mi mówiono - Tomasz Rzyski, prezes Koła Lotników w Sao Paolo. Nie były też
zaskoczeniem dla Jana Nowaka, któremu treść tego dokumentu przekazali w lecie 1972 roku
Amerykanie, ale sprawę utopił prezes Komitetu Wolnej Europy William Durkee, który
zaintrygowanym senatorom "odpowiedział od ręki, że życiorys Jana Nowaka jest powszechnie
znany, był on trzykrotnie awansowany, otrzymał największe polskie odznaczenia bojowe, Virtuti
Militari, a od Anglików Królewski Medal za Odwagę. Obowiązki dyrektora spełnia od dwudziestu
lat i organizacja odnosi się do niego z pełnym zaufaniem" ("Polska z oddali", str. 338).
Stawiając tak kategoryczną odpowiedź, Durkee mógł opierać się na kwestionariuszu ("Biographical
Information Form") z 1971 roku, gdzie Nowak zapodał, że w latach 1939-1945 był w Polish
Underground Arm (Polish Home Army), co Amerykanin przyjął w dobrej wierze za miarodajne. Że
kłóciło się to z innymi późniejszymi zapodaniami (Armia Krajowa od połowy 1941 roku,
komisarzowanie w latach 1940-1942), o tym nie mógł wiedzieć. W każdym razie szafa grała. Te
krzyże i medale swoje zrobiły.
Jak długo książka Czechowicza była dla niewtajemniczonych jedynym źródłem "oszczerstwa", w
zespole Rozgłośni rozważano raczej szeptem, czy to może być prawda i na ogół zakładano - nie bez
ulgi - że dokument Kassnera to falsyfikat, nad czym przejdzie się do porządku dziennego, jak nad
szeregiem poprzednich niezbyt wybrednych paszkwilów na szefa.
Prawdziwą burzę rozpętał dopiero artykuł Joachima G. Görlicha pt. "Polskie napaści" z podtytułem
"Zastanawiające wpadki w Radio Wolna Europa", opublikowany w dniu 20 września 1974 w
kolońskim tygodniku "Rheinischer Merkur". Powołując się na drugi tom wspomnień Czechowicza,
Görlich stwierdził, że ten oskarża Jana Nowaka-Jeziorańskiego, "że był nazistowskim
Treuhänderem. Zarzut kolaboracji obciąża poważnie, a o wydawniczej sensacji książki świadczy
fakt, że gdy ukazała się na Zachodzie, w okamgnieniu została rozsprzedana".
Do dziś nie mogę sobie wytłumaczyć, dlaczego Jan Nowak, będąc w 1972 roku ostrzeżony o
poważnym oskarżeniu, nie przygotował jakiejś przekonującej obrony i artykuł Görlicha wyraźnie
go zaskoczył. Nie byłem świadkiem sceny, którą tu opiszę, odtwarzam ją na podstawie opowiadania
Tadeusza Nowakowskiego, przekazanego nam - tj. mnie i mej żonie Urszuli - przy kawie w
kantynie RWE, które zanotowałem na gorąco i przechowałem w teczce oznaczonej hasłem
"Treuhänder oder Hausverwalter". Data wspomnianej sceny: 21 września 1974, miejsce, nie ręczę,
ale chyba Frankfurt n. M., okazja 50-lecie kapłaństwa infułata Edwarda Lubowieckiego.
"Więc siedzimy tam, w jakiejś gospodzie czy restauracji, po tej okropnej uroczystej nudzie
trwającej bite cztery godziny, ja oczywiście osobno, bo z Wiśką, czyli z tą wulgarną Jadwigą
Nowakową, nie rozmawiam, po co ma mnie obrażać, więc podchodzi do mnie Nowak i powiada:
przecież to nie wypada tak osobno siedzieć, co ludzie powiedzą. Więc nolens volens przysiadam się
do ich stolika. Nowakowa tak jakoś źle wyglądała, blada, przybita, więc Nowak ją pyta, co z tobą,
jak się czujesz, a ona: jak ja się mam czuć, jak tu takie i wyciąga z torebki tę gazetę, Nowak robi
taki ruch, jakby chciał tę gazetę z powrotem wsadzić do torebki, ale ona mówi, dlaczego, więc on
czerwienieje i powiada, ale - tu Nowakowski rozgląda się bezradnie po sali - czy kto to potwierdzi?
Bo Nowak daje gazetę Lulowi Łubieńskiemu, ale Lulu nagle gubi okulary, szuka ich, czyści,
jednym słowem tak jakoś wyłącza się, a Nowak powiada: tak, oczywiście, musiałem tam być,
musiałem udawać, że tam pracuję, ale dzięki temu mogłem działać w AK, miałem doskonałe alibi,
mogłem być w akcji N, mogłem rozwozić te materiały nie tylko po Polsce, ale po Niemczech...".
Prezes Edward Moskal pisze, że "Jan Nowak-Jeziorański pracował dla hitlerowców jako ich
zaufany i lojalny zarządca przejętego mienia pożydowskiego". Fakt tej współpracy ujawnili już
dawniej współpracownicy Radia "Wolna Europa", m.in. wybitny sowietolog Kazimierz Zamorski w
książce "Pod anteną Radia Wolna Europa"(Wydawnictwo WERS, Poznań 1995). W rozdziale
"Nadkomisarz czy zarządca domu" dokładnie opisał sprawę zarzutów wobec "Kuriera z Warszawy"
i jego wstydliwych dziur w życiorysie. Przedrukowujemy ten fragment książki, by wyjaśnić
wątpliwości nagromadzone wokół spraw podnoszonych przez E. Moskala.
A co było przedtem? Zanim się te materiały
rozwoziło? Bardzo sugestywnie i przekonująco
opisuje Jan Nowak swą karierę w organizacji
podziemnej: "Jest marzec 1941 roku". To
pierwszy kontakt. Potem, "w czasie tej następnej
rozmowy", dowiaduje się, że ma do czynienia z
członkiem Związku Walki Zbrojnej, który
kieruje go do ludzi mających umożliwić mu pracę
w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych
Nieruchomości. "W dwa tygodnie później
objąłem administrację dwóch sporych kamienic
na Królewskiej i otrzymałem Arbeitskartę...
późną wiosną 1941 roku składałem przysięgę
organizacyjną ZWZ" ("Kurier z Warszawy",
Odnowa, Londyn 1978, s. 44-46). Bliższą definicję
określenia "późną wiosną 1941 roku" można było
wyczytać w liście Jana Nowaka ogłoszonym w
"Rheinischer Merkur" dnia 6 czerwca 1975 r.:
"Od połowy roku 1941 byłem czynny w polskim
ruchu oporu przeciw nacjonalnemu
socjalizmowi". I znów pytanie: a co przedtem?
Dziura w życiorysie. Tak to określił Jerzy
Jankowski, redaktor ukazującego się we Francji
periodyku "Polska w Europie" (nr 6-12/1975), a gdy
Nowak zareagował, wyliczając swe ordery i medale,
Jankowski listem z 30 stycznia 1976 r. replikował:
"Twierdzi Pan, że Pana przeszłość jest mi dobrze
znana, a z kontekstu wynika, że jest to obowiązek.
Dotychczas interesowałem się bardziej życiorysem
Tadeusza Kościuszki. Dlatego też wdzięczny jestem
Panu za udostępnienie mi faktów z Jego życia od
marca 1941 r.".
Hojny ten Jankowski. Darował swemu adwersarzowi
trzy miesiące dziury w życiorysie. Bo mógł napisać:
"od połowy 1941 roku".
Lukę wypełnił sam Jan Nowak, wytaczając sprawę
przed sądem niemieckim. W swej "Polsce z oddali"
(s. 342-343) ubolewa nad stronniczością tego sądu i
dochodzi do wniosku, że popełnił "fatalny błąd". W
"Abecadle Kisiela" (Oficyna Wydawnicza,
Warszawa 1990, s. 79) wyznaje: "Wytoczyłem ten
proces, bo mi Pan Bóg rozum odebrał". Trudno się z
tym nie zgodzić. Bo w uzasadnieniu wyroku
oddalającego skargę można wyczytać:
"W notarialnym oświadczeniu wymienionego pana
Kassnera, na które powołuje się autor książki, jest
mowa, że powód w latach 1940-1942 był
zatrudniony w Komisarycznym Zarządzie
Zabezpieczonych Nieruchomości w Warszawie jako
oficjalny i urzędowo zatwierdzony nadkomisarz.
Ponadto stwierdza się tamże, że Komisaryczny
Dem Herrn Kreishauptmann zurück-
gereicht unter Bezugnahme auf die
schon mündlich mitgeteilte Einsetzung
des Treuhänder N. Zentara durch
den Chef des Distrikts.
Warschau, den 23.8.1940.
Dowódca SS i Führer Sił Samoobrony
W Generalnej Guberni Warszawa
Obszar Warszawa
Dotyczy: Zdzisław Jeziorański
Nieczyt.: 2. Wniosek i życiorys
Do
Pana Kreishauptman (Naczelnik Powiatu)
Warszau-Land
Warszawa ul. 6-go sierpnia 34
Dział: gospodarki rolnej
i wyżywienia
Wniosek Pana Zdzisława Jeziorańskiego ur. 2
października 1914 r. w Warszawie jest przez
nas aprobowany, proponuje się też, aby
zaangażować go na powiernika (Treuhänder)
zajętej parceli (Grundstückes) "Nowa
Cegielnia w Radzyminie", będąca własnością
Żyda Arii Mardera. Równocześnie zwracam
Pana uwagę na to, że wnioskodawca
(Zdzisław Jeziorański) jest krewnym pana
Stanisława Jeziorańskiego, który dnia
15.07.1940 r. został mianowany burmistrzem
miasta Radzymin.
Na oryginale, zwrotnie dostarczono panu
Naczelnikowi powiatu (Kreishauptmann) w
związku z ustnie już przekazaną
wiadomością, że nastąpiło wprowadzenie
powiernika (Treuhändera) N. Zontara
(Zentara) przez szefa Dystryktu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaczytam.htw.pl