Pohl W blasku komety, EBooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Frederik PohlW blasku kometyTrudno by�o si� doszuka� podobie�stwa w osobach Alberta Novaka,m�czyzny, kt�ry podchodzi� Myrona Landaua oraz Sekretarza Stanu, alejedn� cech� na pewno mieli wsp�ln�: pragn�li. Ca�a tr�jka pragn�aczego� z ca�ej duszy, a przedmiot pragnie� ka�dego z osobna nieznalaz�by, jak to cz�sto bywa, uznania w oczach przeci�tnie przyzwoitegocz�owieka kieruj�cego si� og�lnie przyj�tymi normami wsp�yciaspo�ecznego.Zacznijmy od m�czyzny, kt�ry podchodzi� Myrona Landaua, a �ci�lej,od samego Myrona Landaua. Myron r�wnie� pragn�� (a obiektem tychpragnie� by�a jego przyjaci�ka Ellen) z t� maskowan� staranniedesperacj�, jaka charakteryzuje siedemnastoletniego m�odzie�ca, kt�ryjeszcze nigdy dot�d...Czynnikami przemawiaj�cymi przeciwko Myronowi tego lipcowegowieczora w Nowym Jorku by�y niedo�wiadczenie, niewiara w siebie orazup�r samej Ellem ale po swojej stronie mia� pot�nych sprzymierze�c�w.Przed nim zalega�a wielka, kusz�ca czer� Central Parku, gdzie wszystkomo�e si� zdarzy�, a na niebie rozpo�ciera� si� doskona�y pretekst dozwabienia tam Ellen. Kupi� jej wi�c u Rupelmeyera porcj� mro�onego kremutruskawkowego i powi�d� spacerowym krokiem w kierunku parku paplaj�c podrodze o astronomii, pi�knie i mi�o�ci.- Jeste� pewien, �e to bezpieczne? - spyta�a Ellen spogl�daj�ctrwo�liwie na sk�pane w �wietle sodowych lamp zaro�la.- Nie b�j nic - powiedzia� Myron bogatym w nutki rozbawienia g�osemposiadacza br�zowego pasa w karate, uzyskanego na jednej z najlepszychakademii na West Side, chocia� tak naprawd�, to nigdy jeszcze niewychodzi� po zmroku do Central Parku. Ale przemy�la� ju� sobie wszystkoze szczeg�ami i by� prze�wiadczony, �e dzisiejszego wieczora nie groziim tam �adne niebezpiecze�stwo. A w ka�dym razie nie takie, kt�reodstraszy�oby go od spodziewanej zdobyczy. Nad g�ow� ja�nia�a wielkimblaskiem pi�kna kometa b�d�ca ostatnio na ustach wszystkich, a wiecz�rby� bezchmurny. W parku b�dzie du�o ludzi obserwuj�cych niebo,rozumowa�, a zreszt� dok�d jeszcze m�g�by j� zabra�? Przecie� nie doswojego mieszkania przytkni�tym do drzwi pokoju go�cinnego uchem babciczyhaj�cej tylko na pretekst do wej�cia i przyst�pienia do poszukiwa�swoich okular�w. Przecie� nie do apartamentu Ellen z tkwi�cymi tambezlito�nie matk� i siostr�.- Komet� s�abo wida� ze �rodka ulicy - powiedzia� ze znawstwem,otaczaj�c Ellen ramieniem i odk�aniaj�c si� przystojnemu, siwow�osemugentlemanowi, kt�ry uprzejmie uk�oni� im si� pierwszy: - Za du�o tu�wiat�a, a zreszt� daj� s�owo, Ellen �e nie wejdziemy daleko.- Nigdy jeszcze nie obserwowa�am komety - ust�pi�a, pozwalaj�cpoprowadzi� si� �cie�k�. Prawd� m�wi�c kometa Ujifusy-McGinnisa nie by�awcale tak trudna do zaobserwowania. Rozpo�ciera�a sw�j warkocz na ponad�wier� nieba, topi�c w nim Altaira, Veg� i gwiazdy wok� Deneba, a jejblasku nie przyt�umia�y nawet jasne �wiat�a uliczne Nowego Yorku.Dominowa�a na niebie nawet tysi�c mil na po�udnie, gdzie w o�wietlonejreflektorami Hali Monta�owej technicy pracowali w pocie czo�a przezdwadzie�cia cztery godziny na dob� nad przygotowaniem do startu sondykosmicznej, kt�ra mia�a zg��bi� tajemnice Ujifusy-McGinnisa.Myron spojrza� w g�ra i da� si� na chwil� oczarowa� wspania�o�ciwidowiska, szybko si� jednak zreflektowa�.- Ach - westchn�� sun�c z wolna palcami ku dolnemu zboczu piersiEllen - pomy�l tylko, �e wszystko, co widzisz, to tylko gaz. Nic tamw�a�ciwie nie ma. I to miliony mil st�d.- To cudowne - powiedzia�a Ellen ogl�daj�c si� przez rami�. Wydawa�osi� jej, �e us�ysza�a jaki� trzask. Wcale jej si� nie wydawa�o. Tentrzask rozleg� si� na prawd�. Stopa przystojnego siwow�osego gentlemananast�pi�a na suchy patyk. Skr�ci� w�a�nie z alejki wy�o�onej p�ytamichodnikowymi pod os�on� kar�owatych krzak�w i by� teraz zaj�tynaci�ganiem damskiej nylonowej po�czochy na swoje siwe w�osy i twarz. Onte� dok�adnie zaplanowa� ten wiecz�r. W prawej kieszeni jego p�aszczaspoczywa�a zwi�zana w supe� we�niana skarpetka z p� funtem stalowychkulek z �o�ysk- to na Myrona. W lewej kieszeni p�aszcza kry� si�sk�adany, starannie naostrzony n�. To na Ellen - po pierwsze, �eby mie�pewno��, �e nie krzyknie, po drugie, �eby si� upewni�, i� nigdy ju� tegonie uczyni. Nie zna� ich imion, kiedy �adowa� kieszenie i opuszcza� sw�jfarmerski dom w Waterbury w Connecticut, udaj�c si� na wieczorne wyst�pydo miasta, ale wiedzia� z g�ry, �e kogo� sobie upatrzy.On te� spojrza� w g�r�, na komet�, ale z irytacj�. Kiedy pokazywa�j� c�rce u siebie, na podw�rku w Connecticut, wygl�da�a �adnie. Tutajstanowi�a bli�ej nieokre�lon� zawada. Za bardzo, jak na jego gust,rozja�nia�a mroki nocy, chocia� musia� uczciwie przyzna�, �e nie by�o a�tak �le, jak podczas pe�ni ksi�yca.Nie minie wi�cej jak pi�� minut, obliczy� sobie, jak ch�opakwprowadzi dziewczyn� w krzaki. Ale w kt�re? �eby tylko wybrali jegostron� alejki! W przeciwnym przypadku b�dzie musia� przebiec �cie�k�.Wi�za�o si� to z pewnym niebezpiecze�stwem i by�o k�opotliwe, bopoci�ga�o za sob� przemykanie si� ukradkiem w ma�o dystyngowany spos�b.Jednak zabawa warta by�a takiego zachodu. Zawsze by�a tego warta.Przystojny siwow�osy gentleman skrada� si� za nimi cicho z gotow�ju� do u�ycia ci�k� skarpetk� w d�oni. W swych intymnych partiach cia�aodczuwa� pierwsze rozkoszne dreszcze seksualnego podniecenia. By�szcz�liwy jak nigdy dot�d.Mniej wi�cej dwa tysi�ce lat wcze�niej, kiedy Jezus by� ma�ymch�opcem w Nazarecie, a Cezar August liczy� swoje pos�gi i z�oto, rasaistot przypominaj�cych swoim wygl�dem mi�kkoskorupiaste kraby,zamieszkuj�ca planet� okr��aj�c� gwiazd� odleg�� o jakie� dwie�cie lat�wietlnych od Ziemi, stwierdzi�a istnienie Wielkiego Muru Chi�skiego.Nic dziwnego, �e nie zauwa�yli nic wcze�niej, poniewa� on jeden,po�r�d �wczesnych wytwor�w r�k Cz�owieka, by� w miar� dostrzegalny przezich teleskopy. Jego budow� zako�czono przed niespe�na dwustupi��dziesi�ciu laty, a wi�kszo�� tego czasu up�yn곹 na powolnymprzemieszczaniu si� �wiat�a z Ziemi do ich planety. Poza tym mieli doobserwowania wiele, wiele innych planet i niewiele czasu na ka�d� znich. Ale wi�cej wymagali od swych s�ug i dziesi�� tysi�cy cz�onk�wpodbitej rasy umar�o wtedy w m�kach, co mia�o stanowi� dla innychzach�t� do wi�kszej pilno�ci w wywi�zywaniu si� ze swych obowi�zk�w.Aroganccy, jak nazywali siebie sami i jak nazywali ich wasale, odrazu postawili na swych kolektywnych naradach kwestie czy podbija�Ziemie i czy przy��czy� ludzko�� do grona swych lennik�w, skoro ju�stwierdzili, �e ta ludzko�� istnieje. By� to ich zwyczaj zapocz�tkowanyprzed eonami. Uczyni� ich skrajnie niepopularnymi na ogromnych po�aciachgalaktyki.Po wnikliwym rozwa�eniu sprawy postanowili na razie nie zawraca�sobie g�owy. Czym bowiem by�o para usypanych na kupa kamieni? Nie, jaki�rodzaj cywilizacji na pewno tam istnieje, ale planeta Ziemia wydaje si�zbyt odleg�a, zbyt banalna i zbyt uboga, �eby warto by�o j� podbija�.Wychodz�c z tego za�o�enia, Aroganccy poprzestali na rutynowejprocedurze podejmowanej w podobnych przypadkach. Po pierwsze zarz�dziliuprowadzenie w swych dyskokszta�tnych pojazdach pewnej liczby okaz�wziemskich istot rozumnych oraz innej fauny. Okazy te umiera�y w wielkichcierpieniach dostarczaj�c w trakcie tego procesu wielu istotnychinformacji o chemii swego cia�a, o jego budowie fizycznej i sposobachmy�lenia. Po drugie, Aroganccy wys�ali grup� obserwacyjn� z�o�on� zcz�onk�w jednej z podbitych przez siebie ras; nakazano im zasiedleniej�dra komety i trzymanie stamt�d na oku tych endoszkieletowych, alepotencjalnie irytuj�cych stwor�w, kt�re rozwin�y rolnictwo, wynalaz�yogie�, miasto i ko�a, ale nie dysponowa�y jeszcze nawet chemicznymimateria�ami wybuchowymi.Nast�pnie wyrzucili Ziemie ze swych kolektywnych, bezkregowychumys��w i powr�cili do bardziej interesuj�cych rozwa�a� nad �rodkami,jakie nale�y podj�� przeciwko rasie insektopodobnych istotzamieszkuj�cych parn� planet� o wysokim wsp�czynniku ci��enia, le��c� wzupe�nie innym kierunku ni� Ziemia, w pobli�u j�dra galaktyki. Insektyupar�y si�, �e nie dadz� si� podbi� Aroganckim. �ci�lej, zniszczy�ypoka�n� liczb� wys�anych przeciwko nim flot wojennych.Niemal czwarta cze�� kolektywnej inteligencji Aroganckich po�wi�ca�asi� planowaniu zadania tym insektom kl�ski w otwartej bitwie.Przewa�aj�ca cze�� reszty ich inteligencji oddawa�a si� przyjemno�cikontemplowania tego, co zrobi� insektom po wygraniu tej bitwy, �ebygorzko po�a�owa�y swojego zdecydowanego oporu.Podczas gdy przystojny, siwow�osy gentleman podchodzi� Myrona iEllen, druga osoba, kt�ra pragn�a - Sekretarz Stanu Stan�wZjednoczonych Ameryki P�nocnej - znajdowa�a si� o czterdzie�ci tysi�cyst�p wy�ej i o sto mil na p�noc od Central Parku. Wspomniany SekretarzStanu przebywa� na pok�adzie czterosilnikowego odrzutowca, kt�rego dzi�bzdobi�a ameryka�ska flaga narodowa, i przechodzi� w�a�nie napad niezbytskutecznie maskowanego z�ego humoru.- Zamknij si�, Danny - powiedzia� Prezydent Stan�w Zjednoczonychdrapi�c si� z pos�pn� min� miedzy palcami bosych st�p. - Gor�czkujeszsi� bez powodu. Nie m�wi� przecie�, �e nie mo�emy zbombardowa�Wenezueli. Pytam tylko, dlaczego mamy j� zbombardowa�? I dobrze ciradz�, licz si� ze s�owami, kiedy ze mn� rozmawiasz.- Niech pan sam si� liczy ze s�owami, panie Prezydencie! wrzasn��Sekretarz Stanu przekrzykuj�c ryk silnik�w. - Mam ju� po dziurki w nosiepa�skiej gry na zw�ok�, uchylania si� od podj�cia ostatecznej decyzji iniewiele brakuje, �ebym zaraz wysiad� i zwali� ca�� robole na pana.Zwa�ywszy ujawnione niedawno fakty - mam na my�li Islandia - nie wydajemi si�, aby ta perspektywa przypad�a panu do gustu.- Danny, ch�opcze - warkn�� Prezydent. - Masz brzydki zwyczajodgrzebywania starych historii. Nie odbiegaj od tematu. Musimy mie�rop�, zgoda. Oni maj� rop�, ka�... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaczytam.htw.pl