Pohl Frederic - Gateway. Brama Do Gwiazd -, EBooki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pohl Frederic - Gateway.Brama Do Gwiazd -Rozdział 01Nazywam się Robinette Broadhead, jestem jednak mężczyznš. Mój psychoanalityk(którego ochrzciłem Sigfrid von Psych, chociaż będšc maszynš nie posiadaimienia) ma z tego powodu mnóstwo elektronicznej uciechy.- Bob, co ci szkodzi, że niektórzy uważajš to za imię dziewczyny?- Nic.- No to dlaczego cišgle do tego wracasz?Złoci mnie, kiedy uparcie mi przypomina to, o czym często mylę. Patrzę nasufit, z którego zwisajš kołyszšce się mobile i pinaty, potem wyglšdam przezokno. W zasadzie nie jest to okno. To holobraz falujšcego morza u przylšdkaKaena, jak widać, Sigfrid jest zaprogramowany tradycyjnie.- Nic na to nie poradzę - mówię po chwili - że mnie tak nazwano. Usiłowałemzmienić pisownię na ROBINET, ale wtedy z kolei wszyscy le to wymawiali.- Mogłe przecież wybrać sobie zupełnie inne imię.- Jeli bym to zrobił - mówię z przekonaniem - powiedziałby, że zadajęsobie zbyt wiele trudu, by przezwyciężyć swojš wewnętrznš dwoistoć.- Powiedziałbym raczej - zauważa Sigfrid tonem maszyny, która sili się nadowcip - że bardzo cię proszę, by nie używał specjalistycznej terminologiipsychoanalitycznej. Całkowicie mi wystarczy, jeli będziesz mi opowiadał oswoich uczuciach.- A więc - mówię po raz setny - czuję się szczęliwy. Nie mam żadnychproblemów. Dlaczego miałbym nie czuć się szczęliwy?Często bawimy się w ten sposób słowami i nie bardzo to lubię. Chyba co jestnie tak z tym jego programem.- To ty mi powiedz, Robbie, dlaczego nie jeste szczęliwy? Nic na to nieodpowiadam, upiera się jednak. - Wydaje mi się, że co cię gryzie.- Gówno prawda - mówię z pewnym niesmakiem. - Powtarzasz to bez przerwy.Niczym się nie martwię.Próbuje mnie udobruchać. - Przecież to nic złego mówić o własnych uczuciach.Znowu wyglšdam przez okno, jestem zły, bo czuję, że drżę i nie rozumiemdlaczego. - Jeste jak wrzód na dupie, Sigfrid!Mówi co, ale w zasadzie go nie słucham. Zastanawiam się, czemu właciwietracę czas przychodzšc tutaj. Jeli w ogóle człowiek może być szczęliwy, to jamam ku temu wszelkie powody. Jestem bogaty. Także doć przystojny. Nie jestemjeszcze stary, a i tak przysługuje mi Pełny Serwis Medyczny, więc przeznajbliższe pięćdziesišt lat mogę w zasadzie być w jakim zechcę wieku. Mieszkam wNowym Jorku pod Wielkim Kloszem, a stać na to jedynie ludzi bardzo zamożnych,albo bardzo sławnych. Mam letni apartament nad Morzem Tapijskim i ZaporšStromych Skał. Dziewczyny tracš głowę na widok moich trzech bransoletPoszukiwacza. Na Ziemi nie spotyka się takich zbyt wielu, nawet w Nowym Jorku.Każš mi więc opowiadać o Mgławicy Oriona czy Małym Obłoku Magellana. (Oczywicienie byłem ani tu ani tam. A jedynego ciekawego miejsca, do którego dotarłem, niemam ochoty wspominać).- A więc - mówi Sigfrid odczekawszy odpowiedniš liczbę mikrosekund naodpowied na poprzednie pytanie - jeżeli rzeczywicie jeste szczęliwy, to poco tutaj przychodzisz?Nie znoszę, kiedy zadaje mi te pytania, które sam sobie stawiam. Nieodpowiadam. Usiłuję usadowić się wygodnie na materacu z plastikowej pianki, boczuję, że zanosi się na długš, nudnš nasiadówkę. Gdybym wiedział, dlaczegopotrzebna jest mi pomoc, nie potrzebowałbym jej.- Nie jeste dzisiaj zbyt rozmowny - mówi Sigfrid przez głoniczekumieszczony u szczytu materaca. Czasami używa bardzo realistycznego manekina,który siedzi w fotelu, stuka ołówkiem i chwilami umiecha się do mniepodstępnie. Denerwowałem się jednak przy nim i poprosiłem, by z niego niekorzystał.481 IRRAY (0)=IRRAY (P) 13,320,C, wydaje mi się, że co cię gryzie. 13,325482 XTERNALS :66AA3 IF ;5B GOTO ** 7Z3 13,330XTERNALS @ 01R IF @ 7 GOTO ** 7Z4 13,335,S, gówno prawda, powtarzasz to bez przerwy 13,340XTERNALS /c99997AA! IF /c8 GOTO **7Z4 IF? 13,345GOTO ** 7Z10 13,350,S, niczym się nie martwię 13,355483 IRRAY.GÓWNO..BEZ PRZERWY..MARTWIE/NIE. 13,360484 ,C, może mi o tym opowiesz? 13,365485 IRRAY (P)=IRRAY (Q) INITIATE COMFORT MODE 13,370,C, przecież to nic złego mówić o własnych uczu 13,375ciach 13,380487 IRRAY (Q)=IRRAY (R) GOTO ** 1 GOTO ** 2 13,385GOTO ** 3 13,390489 ,S, jeste jak wrzód na dupie, sigfrid! 13,395XTERNALS /c1! IF ! GOTO ** 7Z10 IF ** 7Z10! 13,400GOTO ** 1 GOTO ** 2 GOTO ** 5 IRRAY 13,405.WRZÓD. 13,410- A może opowiedziałby mi, o czym mylisz?- O niczym konkretnym.- Pozwól błšdzić swoim mylom. Wymień pierwszš rzecz, jaka ci przyjdzie dogłowy.- Przypominam sobie ... - mówię i przerywam.- Co, Rob?- Gateway?- To brzmi bardziej jak pytanie niż odpowied.- Może to jest pytanie. Nic na to nie poradzę. Rzeczywicie, przypominamsobie Gateway.Jest wiele powodów, dla których powinienem jš pamiętać. Stamtšd mampienišdze, bransolety, wszystko... Wracam mylami do dnia, kiedy odlatywałem zGateway. To było, niech sobie przypomnę, trzydziestego pierwszego dniadwudziestej drugiej Orbity, to znaczy ponad szesnacie lat temu. Wyszedłem zeszpitala dosłownie przed półgodzinš i nie mogłem doczekać się chwili, kiedyodbiorę pienišdze, wsišdę na statek i odlecę.- Może powiedz głono, o czym mylisz? - mówi Sigfrid uprzejmie.- Mylę o Shikitei Bakinie.- Tak, przypominam sobie, wspominałe o nim. A co konkretnie mylisz?Nie odpowiadam. Pokój starego Shicky Bakina, kaleki bez nóg, był obokmojego, ale nie chcę o tym z Sigfridem rozmawiać. Wiercę się więc na okršgłymmateracu mylšc o Shickym i zmuszajšc się do płaczu.- Co cię gnębi. Bob?Na to także nie odpowiadam. Shicky był chyba jedynš osobš na Gateway, zktórš się pożegnałem. To mieszne. Różnica między nami była ogromna - ja byłemposzukiwaczem, a Shicky mieciarzem. Zarabiał tylko tyle, że wystarczało mu nazapłacenie podatku od życia, wykonywał różne dorywcze prace, bo nawet na Gatewaypotrzebujš kogo do sprzštania. W końcu jednak zrobi się zbyt stary ischorowany, by był z niego jaki pożytek. Jeli będzie miał szczęcie, wypchnšgo w otwarty Kosmos i umrze. Jeli nie - odelš go pewnie na jakš planetę. Tamteż niedługo umrze, ale wpierw będzie musiał przeżyć kilka tygodni jakobezbronny kaleka.A więc był moim sšsiadem. Co rano, wstawszy z łóżka, mozolnie odkurzał każdycentymetr kwadratowy swojej kabiny. Było brudno, bo na Gateway, pomimo próbutrzymania porzšdku, w powietrzu bez przerwy unosiły się mieci. Kiedy jużdokładnie oczycił wszystko, nawet korzenie maleńkich krzaczków, które samzasadził i wyhodował, brał garć kamyków, zakrętek od butelek, skrawków papieru- to wszystko, co włanie uprzštnšł - i starannie rozkładał te mieci na dopieroco wysprzštanej podłodze. Dziwne! Dla mnie wyglšdało to jak przedtem, Klarajednak twierdziła, że widzi różnicę.- O czym przed chwilš mylałe? - pyta Sigfrid. Podkurczam nogi i co tammamrocę.- Nie zrozumiałem, Robbie?Nie odpowiadam. Zastanawiam się, co się stało z Shickym. Pewnie umarł, inagle robi mi się przykro, gdy sobie pomylę, że umarł tak daleko od Nagoi iznowu żałuję, że nie potrafię płakać. Bo nie potrafię! Kręcę się i wiercę.Naprężam się, aż trzeszczš przytrzymujšce mnie paski. Nic nie pomaga. Nie widaćpo mnie ani bólu, ani wstydu. Czuję się zadowolony z moich usiłowań, choć muszęprzyznać, że sš one raczej bez efektu, a koszmarna rozmowa toczy się dalej.- Nie odpowiadasz. Bob - mówi Sigfrid. - Czy czego mi nie chceszpowiedzieć?- Cóż to za pytanie? - odpowiadam gwałtownie. - Skšd mogę wiedzieć? - Przezchwilę analizuję swojš pamięć szukajšc w jej zakamarkach jakich tajemnic, któremógłbym jeszcze ujawnić Sigfridowi.- To chyba nie o to chodzi - mówię powoli. - Nie wydaje mi się, żebym starałsię co w sobie zdusić. Bardziej o to, że jest tak wiele spraw, o którychchciałbym porozmawiać, że nie wiem, od czego zaczšć.- Od czegokolwiek. Od tego, co ci pierwsze przyjdzie do głowy.Wydaje mi się to bez sensu. Skšd mam wiedzieć, która z tych spraw przychodzimi pierwsza do głowy, gdy wszystkie na raz kotłujš się w pamięci. Ojciec? Matka?Sylwia? Klara? Biedny Shicky usiłujšcy utrzymać bez nóg równowagę w locie,wychwytujšcy w powietrzu Gateway leciusieńkie odpadki, niczym polujšca na muszkijaskółka?Sięgam do miejsc, które bolš. Wiem o tym, ponieważ nie raz już bolały. Jakosiedmiolatek paraduję tam i z powrotem na oczach innych dzieci po chodnikuSkalistego Parku, modlšc się o to, by ktokolwiek mnie zauważył. Albo jestemy wnie - przestrzeni i wiemy, że znalelimy się w pułapce - z nicoci przed namiwyłania się gwiazda - widmo jak umiech kota z "Alicji w Krainie Czarów". Mamsetki takich wspomnień i wszystkie one bolš. W indeksie pamięci wyraniezaklasyfikowane sš jako bolesne. Wiem, gdzie je można odnaleć i wiem, co znaczydać im wydostać się na powierzchnię.Ale nie zabolš, jeli zostawię je w spokoju.- Czekam - mówi Sigfrid.- Zastanawiam się włanie - odpowiadam, i kiedy tak sobie leżę, przychodzimi do głowy, że spónię się na lekcję gry na ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]