Powrot Jedi, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
James KahnPowrót JediPrologGłębia przestrzeni. Istniała długoć, szerokoć i wysokoć; jednak te trzywymiary zwijały się,tworzšc zakrzywionš czerń, mierzalnš jedynie migotaniem gwiazd, mknšcych poprzezotchłań,by zniknšć w nieskończonoci. Głębia kosmosu.Gwiazdy znaczyły upływ czasu wszechwiata. Były tu dogasajšce, pomarańczowegłownie,błękitne karły i podwójne żółte olbrzymy. Były kolapsujšce gwiazdy neutronowe igniewnesupernowe, wrzšce w lodowatej pustce. Gwiazdy rodziły się, pulsowały i umierały.Była teżGwiazda mierci.Gwiazda mierci orbitowała na skraju Galaktyki, wokół zielonego księżyca Endorksiężyca,którego planeta macierzysta dawno temu rozpadła się w nie-odgadnionymkataklizmie irozpłynęła w nicoć. Gwiazda mierci była opancerzonš Stacjš Bojowš Imperium,niemaldwukrotnie większš od swej poprzedniczki, zniszczonej przed wielu laty przezflotęRebeliantów. Niemal dwukrotnie większš i ponad dwukrotnie potężniejszš. Jejbudowa jeszczetrwała.Ta nie dokończona kula zwisała nad żywym, zielonym wiatem Endoru, wycišgajšc kuniemumacki konstrukcji. Przypominały chwytne odnóża jadowitego pajška.Imperialny Gwiezdny Niszczyciel zbliżał się do gigantycznej stacji bojowej zprędkocišrejsowš. Był ogromny jak miasto, lecz poruszał się z niezwykłš gracjš, niby wšżmorski.Ochraniało go mniej więcej dziesięć myliwców Twin Ion Engine o podwójnymnapędziejonowym. Czarne, podobne do owadów jednostki przemykały wokół niszczyciela wewszystkiestrony badały przestrzeń, sondowały, przegrupowywały się i lšdowały,Bez najmniejszego dwięku otworzyło się główne stanowisko startowe statku.Zajaniałazapłonowa struga wylotowa i imperialny prom przemknšł z mroku hangaru w mrokprzestrzeni,w stronę nie dokończonej Gwiazdy mierci.W kabinie dowódca i drugi pilot, wpatrzeni w instrumenty, kontrolowali sekwencjęlšdowania.Wykonywali ten manewr już tysišce razy, mimo to obaj byli wyranie zdenerwowani.Dowódcawcisnšł przełšcznik transmitera,ST trzysta dwadziecia jeden do stanowiska dowodzenia. Kod WejciowyNiebieski.Rozpoczynamy manewr zbliżania. Wyłšczcie pole ochronne.W odbiorniku odezwały się trzaski, potem głos kontrolera portu:Dezaktywacja deflektora osłony po uzyskaniu potwierdzenia transmisji kodu.Przygotujciesię...W kabinie zapadła cisza. Dowódca przygryzł wargę i umiechnšł się nerwowo dodrugiegopilota.Byle szybko mruknšł. Żeby to nie trwało za długo. On nie lubi czekać.Starali się nie patrzeć za siebie, w stronę przedziału pasażerskiego, gdziezgodnie zregulaminem lšdowania wygaszono wiatła. Dobiegajšcy stamtšd odgłosmechanicznegooddechu potęgował nerwowoć załogi.W dole, w sterowni Gwiazdy mierci, wzdłuż pulpitów sterowniczych poruszali sięsprawnieoperatorzy. Kontrolowali cały ruch w tym obszarze, otwierali korytarzeprzelotowe, kierowalijednostki do odpowiednich rejonów. Kontroler pola spojrzał nagle przerażony naswój monitor.Ekran ukazywał Stację Bojowš, Endor i sieć energii pole deflektorarozcišgajšce się zzielonego księżyca, by objšć Gwiazdę mierci. Teraz jednak sieć ochronnaotwierała się,tworzšc tunel. A tunelem płynšł niczym nie powstrzymywany czarny punkcikimperialnegopromu.Kontroler pola natychmiast wezwał dowódcę. Nie wiedział, jak powinien reagować,O co chodzi?Ten prom ma pierwszy stopień priorytetu kontroler starał się, by w jegogłosie brzmiałoraczej niedowierzanie, niż strach.Oficer tylko raz spojrzał na ekran. Od razu zrozumiał, kto jest pasażerem.Vader! szepnšł do siebie. Przeszedł do iluminatora, skšd mógł obserwowaćkońcowemanewry lšdujšcej jednostki,Zawiadom komendanta, że przybył prom Lorda Vadera.Stateczek przysiadł miękko. Wobec ogromu hali lšdowiska wydawał się całkiemmaleńki.Setki żołnierzy stanęły w szyku, otaczajšc podstawę rampy wejciowej: szturmowcyw białychpancerzach, oficerowie w szarych mundurach i elitarna Gwardia Imperialna wczerwonychkostiumach. Stanęli na bacznoć, gdy wkroczył Moff Jerjerrod wysoki, szczupłyi aroganckidowódca Gwiazdy mierci. Bez popiechu przeszedł wzdłuż szeregów żołnierzy aż dorampypromu.Jerjerrod nie uznawał popiechu, gdyż popiech sugerował, że chciałby sięznaleć gdzieindziej. A przecież był człowiekiem, który trafił dokładnie tam, gdzie chciał.Wielcy ludzie nigdysię nie spieszš, jak często mawiał. Wielcy ludzie zmuszajš do popiechu innych.Ambicja nie odebrała mu jednak rozsšdku. Nie mógł lekceważyć wizyty kogotakiego, jak tenwielki Czarny-Lord. Stał więc obok promu i czekał z szacunkiem, lecz beznadgorliwoci.Właz opadł nagle, a żołnierze wyprężyli się jeszcze bardziej. Z poczštku wotworze widzielijedynie ciemnoć, potem stopnie. Usłyszeli charakterystyczny oddech, nibytchnienie maszyny.Wreszcie z pustki wyszedł Darth Vader, Lord Sith.Zszedł rampš, spoglšdajšc na zgromadzone wojsko. Zatrzymał się obok Jerjerroda,który zumiechem skłonił głowę.To niespodzianka i przyjemnoć, Lordzie Vader. Pańska obecnoć jest dla naszaszczytem.Darujmy sobie uprzejmoci, komendanciezdawało się, że głos Vadera dobiega z dna studni.Imperator martwi się wolnym postępem budowy. Przyleciałem, by dopilnowaćrealizacjiplanu.Jerjerrod zbladł. Nie takiego powitania się spodziewał.Zapewniam, Lordzie Vader, że moi ludzie pracujš najszybciej, jak mogš.Może zdołam skłonić ich do przyspieszenia tempa. Znam sposoby, które nieprzyszłybypanu do głowy warknšł przybysz. Oczywicie, miał swoje sposoby; był z tegoznany. Wiele,bardzo wiele sposobów.Jerjerrod mówił spokojnie, choć gdzie z głębi duszy upiór strachu torował sobiedrogę dojego gardła.To nie będzie konieczne, panie. Stacja zostanie ukończona zgodnie z planem.Nie mażadnych wštpliwoci.Obawiam się, że Imperator nie podziela pańskiego optymizmu.Lękam się, że żšda rzeczy niemożliwych odparł komendant.Może więc sam mu pan to wyjani, gdy przybędzie twarz Vadera byłaniewidoczna podczarnš maskš ochronnš, lecz w modyfikowanym elektronicznie głosie wyraniezabrzmiałagroba.Jerjerrod zbladł jeszcze bardziej.Imperator chce tu przylecieć?Owszem, komendancie. I nie będzie zachwycony opónieniem realizacji planugoćmówił głono, by usłyszało go jak najwięcej ludzi.Zdwoimy wysiłki, Lordzie Vader.Jerjerrod nie przesadzał. Przecież w chwilach szczególnej potrzeby nawetwielkich ludzimożna zachęcić do popiechu.Mam nadzieję, komendancie Vader znowu zniżył głos. Leży to w pańskiminteresie.Imperator nie zniesie dalszego opóniania ostatecznej likwidacji tej bezprawnejRebelii.Otrzymalimy tajne wiecimówił szeptem, by usłyszał wyłšcznie Jerjerrod.Flota Rebeliantów gromadzi siły, łšczšc się w jednš, gigantycznš armadę.Nadchodzimoment, gdy zgnieciemy ich bez litoci, jednym ciosem.Przez ułamek sekundy zdawało się, że jego oddech przyspieszył, lecz zaraz wróciłdodawnego rytmu, wydobywajšc się spod maski niby podmuch lekkiego wiatru.INa zewnštrz chatki z suszonej w słońcu cegły burza piaskowa wyła jak bestia,która nie możeskonać. Przytłumiony jęk dobiegał do wnętrza.Wród murów było chłodniej, ciszej i ciemniej. Tam wyła bestia burzy, tu za, wkrólestwiecieni i nieostrych konturów, pracowała okryta opończš postać.Opalone dłonie trzymajšce złożone instrumenty wysuwały się z rękawówprzypominajšcejkaftan szaty, Postać przykucnęła na ziemi. Obok leżało niezwykłe, dyskokształtneurzšdzenie. Zjednej strony sterczały pęki przewodów, z drugiej, na płaskiej powierzchni,wyryto jakiesymbole. Człowiek przymocował przewody do gładkiego, cylindrycznego uchwytu,przecišgnšłprzez biologiczne z wyglšdu złšcze i połšczył razem za pomocš innego narzędzia.Skinšł nacień w kšcie, a ten potoczył się ostrożnie ku niemu.Wrrrr-dit duiit? spytał niemiało niewielki R2, Zatrzymał się o pół metra odczłowieka wopończy i jego dziwnego aparatu.Mężczyzna skinšł na robota, by zbliżył się jeszcze trochę. Erdwa Dedwa migoczšcpokonałdzielšcš ich odległoć. Dłonie człowieka zawisły nad niewielkš kopułš robota,Drobny piach uderzał o zbocza wydm na Tatooine. Zdawało się, że wiatr wieje zewszystkichstron równoczenie: miejscami nabiera potęgi huraganu, gdzie indziej wirujetršbš powietrznš,by nagle bez przyczyny zamrzeć w bezruchu.Droga wiła się przez pustynnš równinę. Ulegała cišgłym zmianom w jednej chwilizasypywał jš bruna-tnożółty piach, w następnej wiatr wymiatał go do czysta. Migotała w rozgrzanymnad ziemišpowietrzu. Była bardziej efemeryda, niż szlakiem, drogš, którš jednak należałopodšżać. Nieistniała inna, wiodšca do pałacu Jabby Hutta.Jabba był najohydniejszym gangsterem w Galaktyce, zamieszanym w przemyt, handelniewolnikami i morderstwa. Wszędzie miał swoich agentów. Kolekcjonował i samwymylałokrucieństwa, a jego dwór był miejscem nieporównywalnego zepsucia. Mówiło się,że Jabbawybrał na swš rezydencję Tatooine, gdyż miał nadzieję, że jedynie w wypalonymtyglu tejplanety jego dusza nie przegnije całkowicie goršce słońce zapiekało ropiejšcewrzody,W każdym razie było to miejsce, o którym niewielu uczciwych ludzi wiedziało, ajeszcze mniejdo niego docierało siedlisko zła, gdzie nawet najmężniejsi drżeli przedzłociš ohydnegoJabby.Puut-wIIt beDOO gang uubi DIIp zwokalizował Erdwa Dedwa,Pewnie, że się martwię odparł Ce Trzypeo. l ty też powiniene. BiednyLandoCalrissian nigdy stšd nie powrócił. Wyobrażasz sobie, co z nim zrobili?Erdwa gwizdnšł zatroskany.Złocisty android brnšł przez syp... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaczytam.htw.pl