Po drugiej stronie materii- Podróż do Przestrzeni Serca - Fragment 3, Książki, EBOOKS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po drugiej stronie materii- Podróż do Przestrzeni Serca - Fragment 3Nasz statek nie był szczytem techniki. Był przecież zwykłym transporterem wynoszšcym z Ziemi ku Słońcu odpady, który został nieco przebudowany, by móc odbyć dłuższš podróż. Kilkuosobowa załoga ludzi połšczonych wizjš i przygotowanych na nadchodzšce nieuchronnie zmiany, które ziciły się szybciej, niż się spodziewano, nie miała możliwoci zorganizować się lepiej. Mielimy wiadomoć, że nasze położenie odznaczało się i tak dużš dozš szczęcia w porównaniu z resztš ponad pięciu miliardów ziemian, którzy pozostali za nami, tam, gdzie najbliższe tygodnie miały rozstrzygnšć o tym, czy Ziemia w jej obecnym kształcie będzie istniała nadal. My postanowilimy nie oglšdać się za siebie i myleć jedynie o tym, co nas czeka i co z tym możemy zrobić.Co za było przed nami, nie wiedział chyba tak naprawdę nikt z nas. Wystartowalimy cudem z Ziemi, na której już od wielu miesięcy planowano kontrolowanš ewakuację. W tym celu monitorowano wszelki ruch powietrzny i orbitalny, tak by tylko ustalona odgórnie grupa ludzi mogła dostać się na rzšdowe promy. Miały one transportować starannie wybranych obywateli na potężne okręty międzygwiezdne budowane na orbicie i przygotowywane do wielkiej ewakuacji ludzkoci. Oczywicie była to grupa najznamienitszych przedstawicieli gatunku ludzkiego, a przynajmniej tak nam wszystkim to przedstawiano, ale ja i moi przyjaciele od poczštku wiedzielimy, że to wielka mistyfikacja. Na listę dostawali się przecież ludzie po łokcie uwikłani w rozmaite afery i skandale, rodziny polityków i ludzi potężnych dzięki ich pienišdzom. Dla nas na szczęcie czas pienišdza już dawno przeminšł. W naszych wiadomociach był on narzędziem przemijajšcego materializmu i między innymi dlatego też, wspólnie postanowilimy, że zorganizujemy na własnš rękę, potajemnie, naszš prywatnš wyprowadzkę z planety Ziemia. Tak o tym projekcie żartobliwie mówilimy. Może dlatego, że nie chcielimy dopuszczać do siebie złych skojarzeń, strachu i stresu zwišzanego przecież z faktem, który miał odmienić nasze życie w sposób nieodwracalny. Może też dlatego, że bylimy zgranš grupš, której humor zawsze był nieodłšcznym elementem i pozwalał utrzymywać atmosferę lekkoci myli i giętkoci umysłów. W obliczu nieuniknionego zagrożenia, jakie zbliżało się ku ziemi z każdym dniem, taka postawa zdawała doskonale egzamin, nie pozwalajšc na powoływanie do życia jakiejkolwiek paniki i zdenerwowania. Dla nas poniekšd była to równie fascynujšca, co tragiczna przygoda. Widywana dotšd w marzeniach, okazała się bardziej rzeczywista od naszej przyszłoci na ziemi. Większoć z nas marzyła o podróżach po wszechwiecie, odkrywaniu nieznanych cywilizacji, ale nie dawała chyba tym marzeniom większych szans na spełnienie. Było tak do dnia, w którym jedno z nas dowiedziało się nieoficjalnie, że ziemię czeka zagłada. Kiedy się o tym dowiedzielimy, powstało wielkie emocjonalne zamieszanie, atmosfera niepewnoci i galopujšcych wyobrażeń, która spowodowała zamęt przyprawiony podnieceniem i nasycony adrenalinš. Ogarnšł nas wpierw stan braku jakichkolwiek racjonalnych pomysłów. Cóż moglimy zrobić. Tauril, który dowiedział się o katastrofie, był inżynierem w firmie zajmujšcej się rozwojem technologii napędów energiš punktu zero i silników antygrawitacyjnych. On pierwszy podrzucił szalony pomysł rozwišzaniaPoDrugiejStronieMateriiSercaFragmen-graf5Słuchajcie! Nie możemy tak po prostu czekać na nasz koniec. Moglibymy żyć dalej przez ten czas, jaki nam został, cieszyć się naszš przyjaniš i udawać, że nie martwi nas fakt, że za kilka czy kilkanacie miesięcy możemy zniknšć razem z naszš planetš. Możemy pozałatwiać niedokończone sprawy, wykorzystać wszystkie pienišdze, żeby zrobić to, czego nie zdšżylimy zrobić do tej pory, bawić się, korzystajšc z pozostałego czasu. Jednak wiecie co? Ja czuję, że chcę żyć, nie mylšc o tym, czego jeszcze mógłbym spróbować w ostatnich dniach życia, ubolewajšc jednoczenie, że nie zdołałem dokonać wielu rzeczy. Cholera, przecież skoro jestemy istotami o wolnej woli, to chyba w jej zakres wlicza się wola walki o życie? A ja chcę żyć! Nieważne jak to zrobię, ale będę żył dalej, cokolwiek się stanie! I wiecie co? Mam pomysł, co zrobić! Ha! Mam pomysł, a wy mi pomożecie go zrealizować, bo wy też musicie żyć dalej! W przypływie emocji i jakiego natchnienia graniczšcego z rozpaczš, a na pewno podbudowanego goryczš, Tauril wykrzyknšł ostatnie słowa w swojej miertelnie poważnej wypowiedzi.Jej moc jednak szybko opadła wraz z pochylonš głowš Taurila, która wiadczyła o dopadajšcym go poczuciu beznadziejnoci. Jego duże, szare oczy lniły jak zwykle. Przybrawszy jeszcze zapaleńczy blask, wprawiały w zakłopotanie. Z twarzy smukłej i niadej, na którš opadały jasne włosy sięgajšce brody, zawsze luno rozpuszczone lub lekko i niedbale zwišzane, niewiele dało się wyczytać, poza tym, że Tauril na pewno nie jest człowiekiem tchórzliwym. Miał w sobie co z wojownika. Jego ruchy były szybkie i płynne, zawsze energiczne, jakby stale dbał o najwyższš kondycję, będšc w gotowoci do wysiłku i walki. Miał to chyba we krwi, ponieważ, na co dzień nie zajmował się żadnym sportem regularnie. Był jednym z tych szczęliwców, którzy nie muszš dbać o swój wyglšd zbyt wiele, a i tak sprawiajš wrażenie atletów. Patrzył chwilę na pozostałych. Spod zasłony włosów przebijał się błysk bystrych oczu, które zawsze ze skupieniem obserwowały wszystkie szczegóły, tak by jak najszybciej wyłapać niewerbalne informacje o sytuacji i ludziach, z którymi miał do czynienia. Nie lubił czekać, zawsze starajšc się działać od razu, kiedy tylko jaki konkretny plan pojawiał się w jego głowie. Był naszym napędem do działania, pełnym entuzjazmu uparciuchem, którego szaleństwo miało ten pozytywny wymiar, że udzielało się innym, dajšc energię i zapał.Co masz na myli? Co takiego możemy zrobić? Ta planeta prawdopodobnie przestanie nadawać się do życia albo sama przestanie istnieć? Nie łud się stary, że nagle cudownie uda nam się uniknšć tego wszystkiego. Dlaczego miałoby się to udać akurat nam? Zapytał z oburzeniem wyranie zdezorientowany i wystraszony Anu.Skoro na ziemi nie da się żyć, to poszukajmy sobie innego domu! Szybko i bez zastanowienia odparł Tauril.Oszalałe! jak, gdzie, jak niby to zrobimy, o czym ty gadasz? odburknšł Anu.Spokojnie, nie jestemy bezbronni. Niech ci z Rady wiatowej ustalajš sobie swoje listy, my i tak się na nich nie znajdziemy. Nikt z nas nie ma w rodzinie polityka ani nie jestemy milionerami, a lista, która powstaje zaledwie kilka miesięcy przed spodziewanym dniem ewakuacji nie będzie zbyt długa. Pamiętajcie, że przygotowania do tego wydarzenia trwajš dopiero od siedmiu miesięcy. Jak wielu ludzi można zabrać z ziemi na innš planetę, kiedy statki zdolne do lotów międzyplanetarnych powstajš dopiero teraz. Przy naszej obecnej technologii mamy w swoim zasięgu, być może, kilkanacie najbliższych gwiazd, które majš prawdopodobnie mniej niż trzynacie planet tej klasy, co Ziemia. Jeden właciwie sposób pozostaje dla nas realnyJaki!? wszyscy krzyknęli jednym głosem.Musimy stšd odlecieć na własnš rękę, inaczej mówišc, ewakuować się poza Ziemię! Powiedział Tauril z tryumfem, lecz jednoczenie z poważnie zmarszczonym czołem i niemałym szaleństwem w oczach. Pozostali zamilkli na kilkanacie sekund wpatrzeni w niego jak w obłškanego proroka. Po pewnym czasie, okazujšc się wietnym empatš, rzekł, rozładowujšc skutecznie większoć skumulowanego w nas napięcia:Przecież chyba wszyscy uwielbialimy Star Trek, nie mylelicie o takich przygodach poważnie?Na te słowa zareagowalimy jeszcze większym zdziwieniem, które jednak po ułamku chwili przeobraziło się w wybuch miechu pomieszanego z pewnš dawkš poczucia beznadziejnoci.Czy ty człowieku oszalał! skomentowała zamieszanie Nide.Wierzysz, że możemy sobie kupić statek kosmiczny i polecieć do systemu Oriona? Całkiem poważnie rzucił Arctu, wymieniajšc pierwszy układ gwiezdny, jaki przyszedł mu do głowy.Teraz to chyba przesadziłe fantasto! Dodała nie mniej serio Alnilam.Padały raz po raz słowa ironii i żartów nie całkiem na miejscu, ale w czasie kilkudziesięciu następnych sekund, podczas których Tauril nie odezwał się ani razu, nasze wiadomoci już nieco przyzwyczaiły się do tej szalonej myli. Atmosfera żartu przemieniała się w atmosferę medytacji ukierunkowanej chyba na znalezienie odwagi, by myleć w ten sam sposób, co Tauril. Jego twarz wraz ze zmianami w naszym zachowaniu zdawała się nabierać coraz więcej powagi i pewnoci siebie, a oczy błyszczały mu coraz intensywniej. Wreszcie Maya, która była naszš przewodniczkš poród zawiłych cieżek ludzkich emocji, powiedziała, przerywajšc wszystkie nasze głupawe uwagi:Ludzie, nie miejcie się, on naprawdę w to wierzy i już tworzy plan, jak to wszystko zrealizować. Ja chyba jestem z Nim!c.d.n.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]