Porwany za mlodu, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROBERT LOUIS STEVENSONPORWANY ZA MŁODUPRZEŁOŻYŁ JAN MEYSZTOWICZISKRY • WARSZAWA • 1963Tytuł oryginału angielskiego: KIDNAPPEDIlustrował i okładkę projektował Stanisław TopferWYDANIE IVPaństwowe Wydawnictwo,,Iskry", Warszawa 1963 r. Nakład 30 000 + 250 egz. Ark. wyd. 13,1. Ark. druk. 17 + 0,5 ark. wkładek offset. Papier druk. sat. kl. V, 70 g, 82 X 104 z fabryki w Częstochowie. Oddano do składania w listopadzie 1962 r. Druk ukończono we wrześniu 1963 r. Cena zł 15.—Wrocławska Drukarnia Dziełowa. Zam. 678/A — OS-2OD REDAKCJIRobert Louis Stevenson, pisarz szkocki drugiej połowy XIX wieku, urodził się w Edynburgu w roku 1850. Stał się sławny zarówno jako autor romantycznych powieści przygodowych i sensacyjnych, jak i jako człowiek o życiu bujnym, obfitującym w egzotyczne podróże, które jednak odbywał nie tylko w poszukiwaniu przygód, ale przede wszystkim w trosce o poprawę zdrowia. Już w młodym wieku bowiem stwierdzono u Stevensona gruźlicę płuc, wskutek czego całe jego życie upłynęło pod znakiem walki z ciągłymi nawrotami groźnej choroby. Jako czternastoletni chłopak wyjeżdża z ojcem na południe Europy i podróżuje niemal bez przerwy przez trzy lata. Po powrocie do Szkocji — zgodnie z życzeniem ojca, inżyniera — zaczyna studiować nauki techniczne, ale z czasem przerzuca się na studia prawnicze. Z uwagi jednak na zdrowie zmuszony jest często przerywać naukę, a po uzyskaniu dyplomu adwokackiego znów wyjeżdża do Francji, Belgii i Niemiec. Wrażenia z tej podróży publikuje w dwóch tomach wspomnień: „Podróż na kontynent" („An Inland Vo-yage") i „Podróż z osłem po Sewennach" („Travels with a Donkey in the Cevennes"). We Francji poznaje Stevenson swoją późniejszą żonę, Amerykankę, panią Osbourne, która z czasem staje się jego serdecznym i cennym doradcą w pracy literackiej. Po podróży do Kalifornii wraca pisarz do ojczyzny i znów musi leczyć nadwątlone zdrowie. Jednocześnie współpracuje z wieloma czasopismami londyńskimi i wydaje szkice krytyczno-literackie.W latach 1883—84 przebywa Stevenson na wybrzeżu Morza Śródziemnego i tu pisze swoją pierwszą powieść: „WyspęSkarbów" („Treasure Island"), która przyniosła mu sławę, a z czasem stała się najbardziej znaną z jego książek, zarówno w kraju, jak i za granicą. W tej barwnej opowieści o awanturniczym życiu osiemnastowiecznych korsarzy znajdują pełny wyraz dwie na pozór sprzeczne cechy pisarstwa Stevensona, przejawiające się w całej jego późniejszej twórczości: romantyka najbardziej niebezpiecznych i niezwykłych przygód współistniejąca z realistycznym opisem codziennej, często ponurej rzeczywistości.Najbardziej płodnym okresem w życiu Stevensona były lata 1886 i 1887. Powstaje wtedy wiele jego książek, m. in. znane z przekładów na język polski: „Dr Jekyll i pan Hyde" („The strange case oj Dr Jekyll and Mr Hyde"), „Porwany za młodu" („Kidnapped"), „Czarna strzała" („The Black Arrow"). W roku 1887 Stevenson znów opuszcza Anglię. Podczas pobytu w Ameryce zaczyna pisać powieść „Pan na Ballantrae" („The Master of Ballantrae"), po czym wyrusza w podróż po wyspach Oceanu Spokojnego. Zwiedza Tahiti, Hawaje, aż wreszcie, w roku 1890, osiedla się na jednej z wysp archipelagu Samoa. Tu kończy „Pana na Ballantrae" i pisze kilka innych powieści, m. in. „Katrionę", która jest dalszym, ciągiem przygód „Porwanego za młodu". Umiera Stevenson na Samoa w roku 1894.Wysokie artystyczne walory techniki literackiej autora — w połączeniu z niezwykłością i chłopięcą niemal naiwnością awanturniczej tematyki — sprawiają, że Stevenson należy do tych rzadkich pisarzy, których z równym zapałem czyta młodzież co dorośli. Dzięki temu zapewne był jednym z naj-poczytniejszych autorów współczesnych i zajął poczesne miejsce wśród dziewiętnastowiecznych pisarzy anglosaskich. Jego powieści należą do klasycznych pozycji literatury młodzieżowej w wielu krajach.I. Wyruszam w podróż do posiadłościShaws'zieje moich przygód rozpocznę od pewnego ranka, na początku miesiąca czerwca, Roku Pańskiego 1751, kiedy to po raz ostatni wyjąłem klucz z drzwi domu mego ojca. Gdy schodziłem w dół drogą, słońce zaczynało oświetlać wierzchołki wzgórz i zanim doszedłem do plebanii, kosy rozgwizdały się w ogrodowych bzach, a wisząca o świcie nad doliną mgła zaczęła się podnosić i znikać.Pan Campbell, pastor w Essendean, czekał na mnie — poczciwy! — przy bramie ogrodu. Spytał, czy jadłem śniadanie, a słysząc, że niczego w tym względzie nie pragnę, ujął dłoń moją w obie swe dłonie, wsunął ją serdecznym ruchem pod ramię i rzekł:— Davie, mój chłopcze, pójdę z tobą aż do brodu, aby cię wyprawić w drogę.Ruszyliśmy naprzód w milczeniu.— Nie żal ci opuszczać Essendean? — zapytał po chwili.— Nie wiem, panie — odrzekłem — gdybym wiedział, dokąd idę lub co się ze mną stać może, odpowiedziałbym szczerze. Essendean jest przemiłą miejscowością. Czułem się tutaj bardzo szczęśliwy. Nigdzieco prawda stąd nie wyjeżdżałem, ale skoro ojciec mój i matka pomarli, to równie blisko nich będę w Essen-dean jak w królestwie węgierskim. Szczerze mówiąc, jeślibym sądził, że tam, dokąd podążam, będę mógł stać się lepszym człowiekiem, szedłbym z dobrą wolą.— Tak? — rzekł pan Campbell. — No dobrze, Da-vie. Moim więc obowiązkiem będzie zaznajomić cię z twoim położeniem w tej mierze przynajmniej, w jakiej mogę to uczynić.Gdy matka twoja umarła, a ojciec (zacności człowiek i dobry chrześcijanin!) zachorzał śmiertelnie, powierzył mi on pewien list, o którym rzekł, że stanowi twe dziedzictwo. „Gdy umrę — powiedział — a dom będzie uporządkowany i sprzęty sprzedane (a wszystko to, Davie, zostało zrobione), daj memu chłopcu do rąk własnych ten list i wypraw go do posiadłości Shaws, niedaleko Cramond. Stamtąd pochodzę — powiedział — i wypada, aby powrócił tam mój chłopak. Roztropny to jest młodzian — mówił twój ojciec — i obrotny zarazem. Nie wątpię, że da sobie radę i będzie lubiany, gdziekolwiek się znajdzie".— Shaws! — wykrzyknąłem. — A cóż mój biedny ojciec miał z tym wspólnego?— Któż na to zdoła z pewnością odpowiedzieć? — rzekł pan Campbell. — Ale nazwisko tamtej rodziny, Davie, mój chłopcze, jest nazwiskiem, które nosisz: Balfour z Shaws. Stara to jest, godna i szanowana rodzina. Podupadła pewnie ostatnimi czasy... Ojciec twój był również człowiekiem uczonym, jak przystało na Balfoura. Nikt lepiej od niego nie prowadził szkoły, a z mowy i zachowania nie przypominał w niczym zwykłego nauczyciela. Zresztą, jak sam pamiętasz, miło mi było go zapraszać do plebanii, gdzie spotykał się z ziemiaństwem. Członkowie mego rodu, Campbe-llowie z Kilrennet, Campbellowie z Dunswire, Camp-bellowie z Minch tudzież inni — a są oni wszyscy ogólnie poważanymi dżentelmenami — cieszyli się z jego towarzystwa *. Wreszcie, aby ci przedstawić wszystkie elementy tej sprawy — oto list zawierający ostatnią wolę twego ojca, spisany własną ręką naszego zmarłego brata.Dał mi list adresowany następującymi słowami:Do rąk Ebenezera Balfoura, dziedzica Shaws w jego domu w Shaws, dla doręczenia przez mego syna, Dawida Balfoura.Serce zabiło mi mocniej na myśl o wielkich możliwościach otwierających się przede mną, siedemnastoletnim chłopcem, synem ubogiego wiejskiego nauczyciela w Forrest of Ettrick.— Panie Campbell — wyjąkałem — czy będąc na moim miejscu poszedłby pan tam?— Poszedłbym z pewnością — rzekł pastor. — I to nie zwlekając. Taki dziarski chłopak jak ty powinien dojść do Cramond, które leży w pobliżu Edynburga, po dwóch dniach marszu. A jeśli najgorsze z najgorszych się stanie i twoi dostojni krewni, bo jak mi się wydaje, istnieje między wami związek krwi, wyproszą cię za drzwi, możesz zawrócić i po dwóch dniach za-kołatać do drzwi plebanii. Wolę mieć jednak nadzieję, że będziesz przyjęty dobrze, jak to przewidywał twój biedny ojciec, i z czasem zostaniesz znacznym człowiekiem. Dlatego, Davie, mój chłopcze — ciągnął dalej — winienem, zgodnie ą nakazem mego sumienia, okrasić to pożegnanie ostrzeżeniem cię przed niebezpieczeństwami tego świata.•Campbellowie — jeden z najliczniejszych i najpotężniejszych klanów szkockich. Byli oni zwolennikami polityki angielskiej i popierali jawnie Jerzego I z dynastii hanowerskiej. Zdobywszy dzięki temu wpływy u władz angielskich, mogli Campbellowie dążyć skutecznie do objęcia zwierzchnictwa nad pozostałymi klanami — co było głównym ich celem.Rozglądnął się w poszukiwaniu wygodnego miejsca i podszedłszy do wielkiego kamienia pod brzozą, koło drogi, rozsiadł się na nim, wysuwając dla powagi górną wargę. Wyciągnąwszy chustkę do nosa przykrył nią swój trójgraniasty kapelusz, chroniąc się przed słońcem, które świeciło na nas spomiędzy dwóch pagórków, po czym z podniesionym do góry palcem przestrzegł mnie przed niemałą ilością herezji, ku którym nie miałem jakoś żadnej skłonności; nalegał, bym żarliwy był w modlitwie i czytaniu Biblii. Następnie opisał mi znakomity dom, do którego udać się miałem, i pouczał, jak mam się zachowywać wobec jego mieszkańców.— Bądź uległy w sprawach mniej ważnych — mówił. — Pamiętaj, że chociaż jesteś dobrze urodzony, ale chowałeś się na wsi. Nie przynieś nam wstydu, Davie. W tym wielkim, zamożnym domu pokaż wobec wszystkich domowników, że jesteś układny, przezorny, równie szybki w rozumieniu rzeczy, jak wolny w ich wypowiadaniu. A co do dziedzica... to pamiętaj, że jest on dziedzicem, i niech ci to wystarczy. Okazuj szacunek, komu się należy. Być posłusznym dziedzicowi jest — lub powinno być — przyjemnością dla młodych.— Być może, panie — odpowiedziałem. — Przyrzekam postarać się, aby tak było.— To bardzo dobrze — odrzekł serdecznie pan Campbell. — A teraz przejdźmy do spraw niemałej wagi, czyli, używszy gry słów, nieważnych. Mam tu paczuszkę zawierającą cztery przedmioty — mówił wyd... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaczytam.htw.pl